W niektórych województwach już rozpoczęły się ferie. Wiele dzieci oraz ich rodziców wykorzystują ten czas, na wspólne wyjazdy. Jak zawsze hitem są stoki narciarskie, które są obecnie naprawdę oblegane.
Wiele dzieci już kilka tygodni wcześniej nie może doczekać się zimowego wyjazdu. Są jednak takie, które nie mają możliwości, by gdzieś wyjechać, ani nawet korzystać z przeróżnych atrakcji dostępnych w większości miejscowości.
Napisał do nas czytelnik Kamil z Poznania. Przyznaje, że wychowywał się na wsi i zawsze marzył o tym, by móc tak jak jego koledzy z miasta, gdzieś wyjechać, albo chociaż korzystać z miejskich atrakcji.
Mieszkaliśmy na wsi, moi rodzice mieli spore gospodarstwo. W związku z tym mogłem zapomnieć o wyjeździe czy to zimą, czy latem. Zawsze, gdy pytałem rodziców, czemu nigdzie nie jeździli, tłumaczyli mi, że przecież nie mogą zostawić zwierząt, że krowy się same nie wydoją itp. Dziś to rozumiem, ale jako dziecko byłem strasznie rozżalony. I muszę po cichu przyznać też, że z tego powodu, jak słyszę słowo "ferie", to ogarnia mnie jakiś taki smutek i żal
- pisze nasz czytelnik. Mężczyzna nie ukrywa, że duży wpływ na to, jak się wówczas czuł, miał fakt, że dojeżdżał do szkoły do miasta.
Koledzy z miasta już we wrześniu przekrzykiwali się, gdzie pojadą na ferie. To do jakiejś ciotki nad morzem, to na narty, albo odwiedzić jakichś dalekich krewnych na drugim końcu Polski. Słuchałem tego zawsze z wypiekami na twarzy, wyobrażałem sobie, jakie te wyprawy całą rodziną muszą być niesamowite i żałowałem, że ja z moimi rodzicami na pewno nigdzie nie pojadę. Jak co roku
- relacjonuje pan Kamil. Pisze też, że zimą na wsi było dużo atrakcji, można było chodzić na pobliską górkę zjeżdżać na sankach, czy lepić bałwana. Dzisiaj uważa, że to wspaniała sprawa, jednak przed laty z powodu zazdrości, ciężko było mu się cieszyć tymi chwilami.
Nasz czytelnik zwraca uwagę na coś innego. Oprócz tego, że nigdzie nie mógł wyjechać na ferie zimowe, to też był to czas, kiedy miał zdecydowanie więcej obowiązków.
Dla wszystkich było jasne, że skoro jestem w domu, to więcej pomagam w gospodarstwie. A tu zawsze jest co robić. Często pracy było tyle, że pobawić się na śniegu mogłem dopiero wieczorem, a i na to, często już nawet nie było ochoty. Nie wiem, czy dzisiaj dzieci też tyle pomagają w gospodarstwach, jak kiedyś, ale domyślam się, że tak
- pisze pan Kamil. I chociaż z perspektywy czasu, uważa, że miał cudowne dzieciństwo na wsi i wiele atrakcji, których miastowe dzieci nigdy nie zaznały, to miał też więcej pracy, obowiązków i różnych związanych z tym ograniczeń.
Sam nie zdecydowałem się przejąć ojcowizny. Podziwiam ludzi, którzy prowadzą gospodarstwa, bo to naprawdę ciężki kawałek chleba. I trzeba pamiętać, że w większości wypadków jest to praca przez cały czas, nie ma wolnych wieczorów, weekendów, czy ferii. A do tego ciągle się martwisz, czy plony będą dobre, czy deszcz spadnie, albo nie spadnie, bo siano trzeba zebrać, czy krowa da tyle i tyle mleka. Pamiętam, że jako dziecko słuchałem tych zmartwień i bardzo mi się to udzielało
- dodaje nasz czytelnik. Na koniec swojego listu przyznał, że gdy wyprowadził się do miasta, to co roku bardzo dużo uwagi przykładał do tego, by "koniecznie gdzieś pojechać na ferie i wakacje". Wraz z wiekiem zrozumiał jednak, że "nie jest to żadnym wyznacznikiem szczęścia" i nawet woli wyjazdy w innych terminach, ponieważ w hotelach, czy na stokach jest mniejsze obłożenie.