Stanley to mężczyzna, który jest już dawno po trzydziestce, ale jego życie znacznie różni się od tego, które prowadzą jego równolatkowie. On żyje niczym dwuletnie dziecko, które nosi pieluchy, ssie smoczek, pije z butelki i śpi w łóżku przerobionym na to, do którego odkładane są małe dzieci. Sam siebie nazwał "dorosłym dzieckiem" i całe swoje życie poświęca na odgrywanie specjalnej roli, w którą wszedł. Z czego żyje? Jak się utrzymuje? Czy ma kogoś, kto się nim zajmuje?
"To wszystko daje mi poczucie bezpieczeństwa, coś, czego nie miałem, gdy dorastałem, a bycie dorosłym dzieckiem stało się moim sposobem radzenia sobie ze światem i własnymi problemami" - wyjaśnił Stanley Thorton, który w jednym z wywiadów przyznał, że jego dość nietypowa "obsesja" zaczęła się mnie więcej, kiedy był nastolatkiem. Był maltretowany, zaczął moczyć się w nocy, potem także i w dzień. W wieku 13 lat zaczął nosić pieluchy. "Zacząłem ich pieluch i od tego się zaczęło" - powiedział w rozmowie z dziennikarzem kanału iWonder, na którym został opublikowany film o "dorosłym dziecku".
I chociaż Stanley nie wygląda jak dziecko (mierzy ok. 170 cm wzrostu, a jego waga przekracza 130 kg) to nic nie stoi na przeszkodzie, aby nadal używał rzeczy typowo dla dzieci. Począwszy od smoczków i butelek, skończywszy na pieluchach, czy przerobieniu łóżka i krzesła - na to specjalne dla dzieci, z tą różnicą, że odpowiednio duże, bo mieszczące mężczyznę. Swój czas spędza na drzemkach, kolorowankach, które jak przyznał na filmie, bardzo go uspokajają oraz oglądaniu bajek.
"Lubię mieć swoją butelkę każdej nocy, a kiedy kładę się spać, muszę mieć smoczek" - powiedział w rozmowie z portalem nine.com.au.
Stanley to dziecko w pełnym znaczeniu tego słowa. I mowa tu nie tylko o jego zachowaniu, czy przyzwyczajeniach, ale również o pracy. Jak dowiadujemy się z angielskojęzycznych mediów, Stanley Thorton Jr, znany jako kalifornijskie "dorosłe dziecko", nie pracuje, bo jak sam uważa - nie jest do niej zdolny. Pobiera świadczenia z tytułu niepełnosprawności. Teraz szuka "mamy" albo opiekunki, która przez kilka godzin dziennie się nim zajmowała - tak jak dzieckiem. Jak dowiadujemy się z portalu nine.com.au, przeszukuje codziennie internet w celu odnalezienia tej idealnej kandydatki - jednak okazuje się, że nie jest to wcale takie łatwe.
"Poszukiwanie mamy może być trudne, nie ma ich tak wiele, jak dorosłych dzieci, które potrzebują kogoś takiego" - powiedział Stanley o swoich poszukiwaniach. Czy uda mu się kogoś znaleźć? Czas pokaże.