Pierwsze komunikaty w przedszkolach i żłobkach pojawiały się już w październiku. U jednej z czytelniczek brzmiał on tak: Uważajcie, proszę, na siebie i dzieci, w grupach mamy coraz więcej zachorowań na RSV. To właśnie ten wirus sieje spustoszenie wśród młodszych i starszych dzieci. Nie ma litości, a szpitalne oddziały pediatryczne są przepełnione. Małych pacjentów wciąż przybywa.
Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Pewna mama opisuje, że ze swoim niedawno narodzonym synkiem trafiła na szpitalny oddział pediatryczny w Wigilię. Powodem był wirus RSV. Na oddziale było sporo dzieci, od maluszków po starszaki. Przez czas świąt dochodziło ich tak dużo, że w salach brakowało miejsca, dzieci musiały leżeć na korytarzach. Większość malutkich dzieci musi leżeć pod tlenem, rodzice patrzą na nie przez szybę. Widok rozdziera serce i sprawia, że wielu rodzicach płacze z bezsilności, odliczając dni i godziny, by w końcu usłyszeć, że jest już na tyle dobrze, że mogą wrócić do domu.
Od co najmniej kilku tygodni takie same informacje na swoich mediach społecznościowych przekazuje Alicja Jacz - pediatrka pracująca w jednym ze szpitali w województwie mazowieckim. Od tygodni nic się nie zmieniło, kilka godzin temu, Alicja opublikowała krótkie nagranie, na którym przekazała informacje, że 60% pacjentów na oddziale ma RSV. Tym samym odpowiedziała wszystkim ciekawym, czy po świętach liczba pacjentów z objawami wirusa uległa zmniejszeniu - niestety nie. Właśnie teraz jest ich najwięcej. Niestety jest to efekt natężonych wizyt rodzinnych oraz z bliskimi. Wielu rodziców nie wyobraża sobie rezygnować z takich wizyt z powodu kataru czy kaszlu. Niestety potem są właśnie takie efekty. Według pediatrki to właśnie takie spędy rodzinne są gorsze od przedszkolnych placówek.
W placówkach "kiszą" się w pewnej puli wirusów. A od rodzinki można złapać coś nowego. Coś, czego się jeszcze nie spotkało.
Źródło: instagram.com/ali_jacz
mamadu.pl