Plaga infekcji w przedszkolu. Rodzice mają dość. "Jak mi jeszcze raz zadzwonią, że dziecko jest chore, to zaproszę panie do domu"

Od września wiele dzieci więcej czasu spędza w domu niż w żłobku, przedszkolu, czy w przypadku młodszych klas - szkole. Niektórzy rodzice są już na granicy wytrzymałości.

Więcej ciekawych treści znajdziesz na Gazeta.pl 
Znane są historie, że dziecko spędza tydzień placówce i później przez dwa tygodnie w domu, ponieważ jest chore itp. Oczywiście to nie jest wina maluchów, które dopiero nabierają odporności. Z drugiej strony można też zrozumieć frustracje rodziców, którzy często obawiają się, że zostaną zwolnieni, ponieważ znów musieli urwać się z pracy, by jechać po dziecko, czy wziąć zwolnienie lekarskie.

Zobacz wideo Domowe sposoby na przeziębienie

W mediach społecznościowych, na forach rodzicielskich i w innych tego typu miejscach można znaleźć setki wpisów matek i ojców, którzy załamują ręce i już nie mają sił na to "ciągłe chorowanie".

To dziecko nas dzisiaj zajedzie. Jak mi jeszcze raz zadzwonią z przedszkola, że dziecko jest chore to zaproszę panie do domu - bo my już jesteśmy na skraju śmierci, a Młody to jakby się nawciągał czegoś, nie zatrzymuje się ani na sekundę

- napisała na platformie X kobieta o nicku @_smileofsun. Takich matek na skraju wytrzymałości jest naprawdę sporo. Wielu rodziców zastanawia się, czy da się jakoś wzmocnić odporność dziecka, niektórzy wykupują połowę apteki, serwują wszystkie syropki, tabletki, lizaki itp. na odporność, chociaż pediatrzy zgodnie przyznają - to raczej na niewiele się zda.

Dziecko musi swoje przechorować, aczkolwiek są tzw. wyjątkowe egzemplarze, czyli dzieci, które od urodzenia prawie wcale nie chorują. Być może wpływ na to ma zdrowa dieta, czy odpowiednie podejście rodziców (dużo czasu na świeżym powietrzu, higiena, odpowiednie nawyki), a może po prostu jest bardziej odporne na infekcje i już.

Rodzice denerwują się z powodu chorych dzieci przyprowadzanych do placówek

Są rodzice, którzy mimo choroby dziecka nie zostają z nim w domu. Od dawna mówi się dużo o tzw. syropkowych rodzicach, którzy robią wszystko, by zostawić chorego malucha w placówkach. I nikt nie mówi tu o katarze, a o znacznie poważniejszych dolegliwościach, jak gorączka, silny kaszel itp. Takie osoby dają pociechom syropki przed wejściem do placówki i liczą, że temperatura nie wzrośnie w ciągu najbliższych kilku godzin i jakoś uda im się zostawić malucha na cały dzień.

U mnie to samo. Nie mogę dojść do siebie chyba już od miesiąca. Dodatkowo dzisiaj Młody przyniósł ostry kaszel z przedszkola, ale co tu się dziwić jak inni rodzice przyprowadzają chore dzieci. No k***a nie potrafię tego zrozumieć

- napisał na platformie X wzburzony ojciec - @Ravcio55.

Prawda jest taka, że do momentu, gdy chore dzieci będą przyjmowane w placówkach, to choroboza będzie trwać. Wiadomo, że maluchy, szczególnie w żłobkach i przedszkolach, "dzielą się" zarazkami i wirusami z prędkością światła. Wystarczy więc jedno chore dziecko, by za kilka dni rozłożyło na łopatki całą grupę, w tym też panie. Dlatego coraz więcej placówek zapowiada, że nie ustąpi i nie będzie przyjmować dzieci, które będzie widać, że źle się czują, a jak tylko to zobaczą - będą dzwonić do rodziców z prośbą o niezwłoczne zabranie dziecka.
Rodzice nie mają więc tak naprawdę wyboru, czy chcą, czy nie - muszą uzbroić się w cierpliwość i jakoś przetrwać ten chorobowy czas. Innego rozwiązania niestety nie ma.

 

Więcej o: