Urodziła się 2 miesiące za wcześnie. Niespełna 2-kilowa kruszyna została "Czarną Gazelą" i wybiegała 4 medale

Najpierw zaskoczyła lekarzy i rodziców tym, że w ogóle przeżyła, bo w chwili narodzin ważyła niecałe 2 kg. Potem zapadła na szereg chorób, w tym polio, które pozostawiło ją z niedowładem lewej nogi. Miała nie chodzić, a tymczasem kilka lat później została światowej sławy sprinterką. I to wyjątkowo ambitną, bo gdy zdała sobie sprawę, że na Olimpiadzie może zdobyć mniej złotych medali niż by chciała - wolała się wycofać ze sportu.

Więcej tematów związanych z życiem rodzinnym na stronie Gazeta.pl

Wilma Glodean Rudolph urodziła się 23 czerwca 1940 roku w Clarksville (Tennessee). Zaskoczyła Blanche, swoją matkę, bo miała się pojawić na świecie dwa miesiące później. Tymczasem kobieta po porodzie dostała w ramiona ważące niecałe 2 kg maleństwo i próbowała zaakceptować fakt, że ten stan prawdopodobnie nie potrwa zbyt długo. Lekarze dawali maleńkiej dziewczynce 50 procent szans na przeżycie. Wilma zaskoczyła matkę jeszcze raz, bo szybko nabierała sił i przybierała na wadze. W opiece nad dzieckiem pomagało starsze rodzeństwo. A tego nie brakowało.

Wilma była dwudziestym z dwudziestu dwóch dzieci Eda Rudolpha - przedsiębiorczego pracownika kolei, który podejmował się też wielu innych prac, żeby utrzymać swoją liczną rodzinę. Podobnie Blanche. Była praczką, ale pracowała także jako szwaczka i pokojówka (była drugą żoną Eda i matką tylko części jego licznego potomstwa). Państwo Rudolph robili, co mogli, żeby swoim dzieciom zapewnić wszystko, czego potrzebowały. Ich upór przydał się szczególnie w przypadku Wilmy, która w pierwszych latach życia wymagała szczególnej troski i uwagi.

Zobacz wideo Jakie są problemy polskiej edukacji? "Każdy musi iść na korki" [SONDA]

Jako dziecko sporo chorowała

Jako wcześniak, w pierwszych latach życia była chorowitym dzieckiem. Najpierw zachorowała na szkarlatynę, potem pojawił się krztusiec, a po nim ospa wieczna. Gdy z tych wszystkich chorób wyszła bez szwanku, zapadła na zapalenie płuc. W tamtych czasach, gdy czarnoskórzy mieszkańcy małych amerykańskich miasteczek nie mogli liczyć na pomoc medyczną na wysokim poziomie, dla wielu z nich takie choroby oznaczały śmierć. Szczególnie dla dzieci. Jednak nie dla Wilmy.

Pokonała zapalenie płuc, ale gdy jej rodzina odetchnęła z ulgą, okazało się, że dziewczynkę dopadło polio. Tym razem jednak nie wyszła z choroby zupełnie bez szwanku. Blanche po raz kolejny usłyszała od lekarza złe nowiny dotyczące córki. Stwierdził, że dziewczynka nigdy nie będzie chodzić. Polio, czyli choroba Heinego-Medina, jeszcze w latach 40. XX wieku najczęściej oznaczała dla dziecka śmierć. A nawet, jeśli maluchowi jakimś cudem udało się przeżyć, zazwyczaj kończył ze sparaliżowanymi i zdeformowanymi kończynami. U Wilmy był to ostry niedowład lewej nogi.

Segregacja rasowa na basenach czasowo idealnie zbiegła się z desegregacją płci, która postępowała w USA w latach 40. i 50. XX wieku.
Segregacja rasowa na basenach czasowo idealnie zbiegła się z desegregacją płci, która postępowała w USA w latach 40. i 50. XX wieku. Segregacja rasowa na basenach czasowo idealnie zbiegła się z desegregacją płci, która postępowała w USA w latach 40. i 50. XX wieku. / Fot. Everett Collection/Shutterstock.com

Uparta matka stwierdziła, że córka wróci do zdrowia

Blanche nie dawała za wygraną. Skoro lekarze tyle razy pomylili się w sprawie zdrowia i życia jej dziecka, dlaczego tak miałoby nie być i teraz? Mała Wilma musiała chodzić i spać w metalowym stelażu na nodze, co nie tylko było niewygodne, ale było także powodem drwin rówieśników. Do tego dochodził jeszcze specjalny ortopedyczny but. Mama lub ciotka dziewczynki regularnie jeździła z nią do oddalonego niemal o osiemdziesiąt kilometrów Nashville, gdzie oglądał ją lekarz i poddawał (często bolesnej) rehabilitacji.

Te wyprawy były niemal rodzinnym rytuałem, Blanche często zabierała ze sobą także którąś ze starszych pociech, żeby przyglądała się rehabilitacji. Wszystko po to, żeby w domu także można było gimnastykować i masować nogę z niedowładem. Okazało się, że starania przyniosły zaskakujący efekt, bo Wilma w wieku dziewięciu lat mogła porzucić znienawidzony metalowy stelaż. Po chorobie nie było śladu, dziewczynka wróciła do sprawności i szybko okazało się, że jest wyjątkowo zwinna i szybka, a aktywność fizyczna sprawia jej wiele radości. Najpierw grała w koszykówkę i szybko okazało się, że nie ma sobie równych.

"Czarna gazela": z boiska do koszykówki na bieżnię

Wilma była już wtedy w liceum. Podczas jednego z meczów szkolnej drużyny, której była gwiazdą, zauważył ją Ed Temple - trener uniwersyteckiego zespołu lekkoatletycznego. Mężczyzna był pod wrażeniem jej sprawności i nie miał wątpliwości, że miejsce sportsmenki jest na bieżni, a nie boisku do koszykówki. Tym sposobem, chociaż wciąż była uczennicą szkoły średniej, zaczęła trenować razem ze studentkami.

"To ode mnie zależało, czy będę najlepsza. Podobało mi się to bardziej niż koncepcja zespołu, gdzie w zasadzie wszyscy są od siebie zależni. Wtedy dopiero uczyłam się o różnych dyscyplinach sportu. Byłam bardzo młoda, kiedy po raz pierwszy pojechałam na Tennessee State University. Miałam wtedy trzynaście lat i biegałam z tamtejszym teamem. Rywalizował on pod egidą Klubu Uniwersytetu Stanowego Tennessee, więc nie było ku temu żadnych przeszkód" - cytuje jej słowa portal Legendy Sportu.

Gdy Temple miał wybrać zawodniczki, które pojadą na igrzyska olimpijskie w Melbourne w 1956 roku, bez wahania wskazał "Czarną Gazelę", bo tak była nazywana Wilma. Początkowo na olimpiadzie nie poszło jej najlepiej, bo odpadła w eliminacjach do biegu na 200 metrów, ale zabłysnęła w trakcie sztafety. Jej drużyna zdobyła brązowy medal. Kiedy wróciła do Stanów, nagłówki gazet krzyczały: "Najbardziej schorowana dziewczyna w Clarksville medalistką olimpijską".

Wilma Rudolph na amerykańskim znaczku z 2004 roku.
Wilma Rudolph na amerykańskim znaczku z 2004 roku. Shutterstock/rook76

Najpierw ciąża, a potem sprintem po złoty medal

Wilma w ostatniej klasie liceum musiała na pewien czas zrezygnować z treningów, bo zaszła w ciążę i urodziła córeczkę - Yolandę. Ojciec Wilmy "pogonił" ojca jej dziecka, bo uznał, że nie jest wystarczająco dobrą partią dla jego córki. Istniało ryzyko, że Wilma nie będzie mogła już wrócić do treningów, bo surowy trener Ed Temple urodzenie przez kobietę dziecka uważał za koniec kariery sportowej. W tym przypadku postanowił jednak zrobić wyjątek. Wiedział bowiem, iż ma do czynienia z niebywałym talentem i że przebyta ciąża nie wpłynęła na sprawność Wilmy. W końcu już w przeszłości udowodniła, że jeśli chodzi o jej ciało, nie ma rzeczy niemożliwych.

Dziewczyna całe życie podporządkowała przygotowaniom do kolejnych igrzysk w Rzymie, które miały się odbyć w 1960 roku. A nie miała lekko. Zaczęła naukę na Tennessee State University w Nashville. Co prawda w opiece nad dzieckiem pomagała jej rodzina, która ponownie stanęła na wysokości zadania, ale mogła się uczyć i trenować dzięki stypendium, w ramach którego musiała codziennie pracować na rzecz kampusu. Z Olimpiady w wiecznym mieście wróciła nie z jednym, a trzema złotymi medalami za bieg na 100 m i 200 m oraz sztafetę 4 x 100 m.

"Ze względu na wysoki wzrost miałam chyba najgorszy start w dziejach sprintów. Byłam najwyższą sprinterką w historii reprezentacji USA i po wyjściu z bloków zawsze coś szło nie tak. Nigdy tego nie opanowałam do perfekcji, a na materiałach wideo z zapisami moich występów widać, że przez pierwszych trzydzieści-czterdzieści metrów zawsze goniłam rywalki" - wspominała po latach. Gdy po igrzyskach wróciła do Clarksville, została powitana jak królowa - na jej cześć zorganizowano wielką paradę i wystawny bankiet. To był szczyt jej popularności - stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych czarnoskórych kobiet na świecie. I tym samym bardzo przysłużyła się walce z segregacją rasową, która wówczas panowała w USA.

Wilma Rudolph na mongolskim znaczku.
Wilma Rudolph na mongolskim znaczku. Shutterstock/Nast Egle

Wcześnie zdecydowała o sportowej emeryturze  

Mimo sportowych sukcesów Wilma nie zaniedbała nauki. W 1961 roku dostała dyplom Tennessee State University. Rok później postanowiła zakończyć swoją sportową karierę. Miała wówczas 22 lata i obawiała się, że nigdy nie uda jej się powtórzyć sukcesu z Rzymu. W wypowiedzi dla "Chicago Tribune" stwierdziła:  "Jeżeli na następnych igrzyskach zdobędę nie trzy, a dwa złota, czegoś będzie mi brak. A ja chcę odejść, kiedy jestem na szczycie". Po skończeniu studiów pracowała jako nauczycielka i trenerka, brała udział w programach telewizyjnych, działała charytatywnie, a w 1981 roku założyła fundację swojego imienia. Wiedziała, że sukcesy zawdzięcza kochającej i troskliwej rodzinie, wiedziała też, że nie wszyscy dobrze rokujący młodzi sportowcy mogą liczyć na wsparcie swoich bliskich, więc w ten sposób chciała im pomagać. Miała dwóch mężów, dwa razy się też rozwodziła. Doczekała się czworga dzieci i gromadki wnuków. Zmarła na raka w swoim domu na przedmieściach Nashville 12 listopada 1994 roku.

Więcej o: