Sale zabaw to ulubione miejsce większości dzieci. Gdyby nie ograniczenia stawiane przez rodziców, zapewne byłyby w stanie praktycznie nie wychodzić z takich przybytków. Gdy maluchy się bawią, rodzice mają czas dla siebie. W salach zabaw można spotkać każdy możliwy typ rodzicielstwa. Są matki i ojcowie, którzy biorą czynny udział igraszkach swoich bąbelków, są też tacy, który dają im wolną rękę, a sami zaszywają się najciemniejszym kącie z telefonem w ręku. Nasza czytelniczka plasuje samą siebie gdzieś po środku. Zabawę swoich dzieci czujnie obserwuje, dopóki nie jest to konieczne, nie ingeruje w nią. Jednak nie każdy uważa, że takie podejście jest najlepsze. Jej uwagę zwróciło zachowanie innej matki w sali zabaw.
Wiadomości z kraju i ze świata przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl >>>
Nasza czytelniczka spędziła dwie godziny w sali zabaw. Było to nieduże miejsce i łatwo dało się obserwować swoje dzieci, lecz także postawy innych rodziców. Zachowanie jednej z matek bardzo zbulwersowała panią Karolinę. "Blisko moich dzieci bawił się długowłosy chłopiec, na oko trzyletni. Włosy do ramion upięte miał kolorowymi spinkami, które jego mama ciągle poprawiała. Zresztą nie tylko je. Generalnie w całym tym niedużym miejscu słychać było jedynie ją. Podczas gdy moje dzieci w kółko gadały do siebie, ewentualnie zagadywały do mnie czy męża, to ten chłopiec w ogóle się nie odzywał. Trudno mu się dziwić, gdy jego matka trajkotała jak najęta" - opisuje nasza czytelniczka.
Ta kobieta była narratorem życia tego chłopczyka. Co wziął jakąś zabawkę, to komentowała to. Jak tylko chwilę się zamyślił, to od razu już ją słyszałam, jak proponuje: "a może teraz pobawisz się samochodzikiem?". Patrzyłam na nią i widziałam, jak robi temu dziecku krzywdę. Nie miało ani chwili dla siebie, ani chwili na to by samemu na jakiś pomysł wpaść.
"Ta matka trzęsła się nad synem jak osika, gdy chłopiec zaczął sam wchodzić na konstrukcję z tuneli i przejść, ta zaczęła się wspinać za nim, przepychając inne dzieci. Nawet podziwiałam ją, że dała radę dotrzymać mu tempa w tych wąskich korytarzach. 'Mama już idzie, nie martw się' - wołała, choć chłopiec bynajmniej nie wyglądał na zmartwionego. Wręcz odnosiłam wrażenie, że od niej ucieka".
Pani Karolina, jak relacjonuje w mailu, sama miała już dość matki, która jak cień podążała wszędzie za dzieckiem. "Miałam ochotę podjeść do niej i powiedzieć jej, by dała spokój już temu biednemu dziecku. Samą mnie to denerwowało, a byłam blisko niej tylko 40 min. Współczuję temu chłopcu, że musi to znosić to trajkotanie nad uchem na co dzień. Taka postawa moim zdaniem jest jeszcze gorsza niż bezstresowe wychowanie. Niestety, mam wrażenie, że jest coraz więcej takich matek. Tak bardzo się starają, by być dobrymi rodzicami, że przesadzają w drugą stronę".
Postawa matki, którą opisała nasza czytelniczka, nie jest dla specjalistów z dziedziny rodzicielstwa niczym nowym. Ba, ukuto już nawet na to odrębny termin - rodzic-helikopter. Tzw. helikopterów charakteryzuje zdecydowana nadopiekuńczość. Wynika ona z ogromnej troski o rozwój malucha, jednak w takiej formie może wyrządzić więcej szkody niż pożytku. Taki rodzic jest wszędzie krok w krok za dzieckiem. Wybiera dla niego książeczkę, zabawkę, przekąskę, piosenkę, ubranko. Jak helikopter krąży nad dzieckiem i co rusz oferuje nową zabawę, wkłada lub zdejmuje sweterek, wyciera nos, czuwa nad każdą relacją. Jakakolwiek interakcja z rówieśnikami jest kontrolowana. Dlaczego? Aby maluch nie był narażony na żadne "trudne" emocje. Nawet najmniejszy konflikt z innymi dziećmi bierze na siebie, nie pozwalając córce lub synowi choćby na próbę rozwiązania tej sytuacji samodzielnie.
Dzieciństwo jest owszem najbardziej beztroskim okresem w życiu człowieka, jednak nie oznacza to, że ma być ich całkowicie pozbawiony. Na ramiona dzieci nie powinny być składane "dorosłe troski", jednak radzić sobie z pewnymi problemami samo musi się nauczyć. Wielu rodziców, zwłaszcza tych najbardziej świadomych i czułych dla swoich pociech, obawia się "trudnych" emocji. Smutek, złość, strach, zazdrość są jednak naturalną częścią ludzkiego życia i tak samo jak, jak zady na rowerze, tak samo i ich obsługi trzeba się nauczyć. Ten proces nie będzie miał jednak szansy zaistnieć, jeśli rodzic będzie uniemożliwiał dziecku kontakt z takimi emocjami.
Zachowanie mamy z sali zabaw pokazuje jeszcze jedno zagrożenie, jakie niesie ze sobą bycie rodzicem-helikopterem. Jej syn nie miał szansy na nudę, ba nawet na chwilową bezczynność. Gdy tylko nie miał zajęcia, matka od razu proponowała nową aktywność. Zdaniem specjalistów, takie podejście zabija w dziecku kreatywność i samodzielność. "Taki stan pozornego nicnierobienia jest ważny na drodze rozwoju. Motywuje dziecko do poradzenia sobie z tą sytuacją samemu. Ono musi coś z tą nudą zrobić, zapewnić sobie jakieś atrakcje" - tłumaczy psycholożka dziecięca z Uniwersytetu SWPS w Warszawie Magdalena Śniegulska w rozmowie ze "Zwierciadłem".
Czy troska o dzieci jest ważna? Oczywiście, wręcz najważniejsza, jednak czasem jako rodzice zatracamy się w walce o dobro naszych maluchów. To naturalne, że chcemy je ustrzec przed wszystkim co złe lub nieprzyjemne, jednak to nie tylko niemożliwe, lecz także szkodliwe. Jak głosi stare powiedzenie, najlepiej uczyć się na błędach, dlatego - choć może być to dla nas rodziców niełatwe - trzeba dziecku na nie pozwolić.