Więcej ciekawych treści znajdziesz na Gazeta.pl
Katarkowi rodzicie to określenie, które jest znane wszystkim rodzicom żłobkowiczów, przedszkolaków i uczniów młodszych klas. Przyprowadzają swoje dzieci do placówek, mimo że te są zauważalnie chore, mają "zielone gile po kolana" czy "gruźliczy kaszel".
Najgorsze jest to, że chore dzieciaki zarażają niekiedy całą grupę wraz z wychowawczyniami. A i same niewiele wynoszą z organizowanych zajęć. I tak chorobowe koło się kręci i trudno jest je zatrzymać.
Norma, rodzice wysyłają do przedszkola chore dzieci XD, potem inne się zarażają i tak w kółko. Jak pracowałam z dziećmi i to ile razy byłam chora, to całe życie nie byłam tyle razy. Mało tego, to mnie dzieciak zaraził jakimś g****m i już sobie przysięgłam, że nigdy więcej pracy z dziećmi
- napisała na Twitterze (obecny X) kobieta o profilu @soomixu. W dalszej części swojej wypowiedzi przyznała też, że miała okazję pracować z matkami, które nie ukrywały, że "ogarniały dziecko" na tyle, by rano nikt nie zorientował się, że ma katar lub jest przeziębione i zostawiały w przedszkolach. Takie historie już nikogo nie dziwią.
Niestety są sytuacje, gdy rodzice podchodzą do tematu szczególnie lekceważąco. Już nie tylko wbiegają do placówek i szybko zostawiają dzieciaki, żeby nie zdążyły zakaszleć w szatni, ale zdarza się, że dają im lekarstwa, żeby przyjęły samodzielnie. Przecież nie trzeba być lekarzem, by wiedzieć, jakie to może być niebezpieczne
Albo zakazują (rodzice - przy. red.) dziecku odpowiadać, że jest chore jak pani pyta xD ja rozumiem, że jest ciężko czasami zostawić z kimś dziecko w domu, ale w taki sposób to nie dość, że innym szkodzą, to jeszcze samo dziecko się męczy i wydłuża mu się choroba
- skomentowała wpis jedna z internautek.
Niedawno jedna z mam pisała do nas, jak była świadkiem tego, gdy ojciec w szkolnej szatni zapytał córkę, czy wzięła syropek. Oczywiście dziecko miało to zrobić w taki sposób, by nikt się nie zorientował (zobacz: Usłyszała, co tata mówi córce w szatni i puściły jej nerwy. "Wzięłaś syropek i czy pani nie widziała").
Pojawia się więc nowy "niebezpieczny trend" wśród rodziców. Już nie tylko przyprowadzają chore dzieci, ale chowają im po plecakach lekarstwa, które maluchy mają same brać. Jest to bez wątpienia skrajnie nieodpowiedzialne. Dziecko nigdy nie powinno samo sięgać po syropki, kropelki czy tabletki.
Poza tym pamiętajmy, że dzieciaki często dzielą się wszystkim, co mają. Skąd więc pewność, że nie podzielą się między sobą jakimś "pysznym i słodkim" syropkiem? Lekarstwa, nawet te dostępne bez recepty, to nie są soczki czy cukierki, które powinny być ogólnodostępne wśród najmłodszych. I rodzice powinni o tym wiedzieć. W innym przypadku narażają dzieci (i to nie tylko swoje).