Andriej Romanowicz Czikatiło przyszedł na świat na terenie dzisiejszej Ukrainy, będącą wtedy częścią Związku Sowieckiego. Jego lata młodości przypadły na okres Wielkiego Głodu, Hołodomoru, który pochłonął ogromną ilość ofiar. To właśnie wtedy, po raz pierwszy obudziło się w nim pragnienie posmakowania ludzkiego ciała. Jego młodszego braciszka napadli sąsiedzi. Zabili chłopca, a jego ciało zjedli. Miał wtedy kilka lat, ale w trakcie swojego dorosłego życia wspominał wiadomość, którą wtedy usłyszał od matki. Potem żołnierze zabrali jego ojca. Matka została zgwałcona przez hitlerowców na oczach syna. Po tych traumatycznych wydarzeniach podniósł się, założył rodzinę, zaczął pracę jako nauczyciel… i zdał sobie sprawę, że pragnie krwi. Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Andriej miał trudne i bardzo traumatyczne dzieciństwo, przypadające na lata Wielkiego Głodu na Ukrainie, kolektywizacji wsi, II wojny światowej i stalinowskiej czystki. Wielokrotnie stawał twarzą twarz ze śmiercią i zapewne w jakiś sposób to go ukształtowało. Był inny. Szydzony i wyśmiewany, postanowił opuścić rodzinną wioskę i poszukać szczęścia gdzieś dalej. Trafił do Rostowa, założył rodzinę - miał żonę i dziecko. Zdaje się, że nawet zaznał odrobiny szczęścia. Chciał zrobić karierę adwokata, ale mu nie wyszło, więc został nauczycielem języka rosyjskiego. To była praca z dziećmi, która miała dla niego podwójne znaczenie. Wybierał ofiary, które potem miał zgwałcić i zabić. Przed karą i oskarżeniami, chroniła go legitymacja członka partii. A jak robiło się już zbyt gorąco i grunt palił mu się pod nogami - znikał, osiedlając się w innym zakątku i podejmując pracę w nowej placówce.
"Jego pierwszą ofiarą była 9-letnia dziewczynka, którą zwabił do swojej tajemnej chatki obietnicą słodyczy. Wówczas dotarło do niego, że tylko mordując, jest w stanie osiągnąć satysfakcję seksualną" - czytamy na portalu antyradio.pl.
Wina, chociaż poszlaki ewidentnie prowadziły do nauczyciela, spadła na innego mężczyznę, który w przeszłości został oskarżony o gwałt. Czikatiło usunął się na dwa lata, by nie wzbudzać podejrzeń. W tym czasie podjął pracę jako zaopatrzeniowiec fabryki w Rostowie. Częste podróże sprawiały, że dokonując gwałtów i mordów - czuł się bezkarny. "Działał zawsze tak samo: gwałcił (lub usiłował), dusił, zadawał liczne ciosy nożem, a następnie zjadał części ciała swoich ofiar. Przyznał, że najbardziej lubił macice, ponieważ są 'miękkie i sprężyste'. Swoim ofiarom wydłubywał również oczy, gdyż wierzył, że w źrenicach utrwala się ostatni obraz, jaki dana osoba widzi przed śmiercią - w tym przypadku mordercy. Przez 12 lat pozostawał nieuchwytny" - podaje antyradio.pl. W swoich zbrodniach wykazywał się niezwykłą brutalnością, za co przylgnęło do niego określenie "Rzeźnika z Rostowa" czy "Potwora z Rostowa".
W 1990 roku seryjnego mordercę udało się aresztować. Zdradziło go dziwne zachowanie. Otóż miał on być zauważony, jak wychodzi z lasu w brudnym i poplamionym ubraniu, z palmami krwi na twarzy. W toku dość brutalnego przesłuchania przyznał się milicji, że jest "Rzeźnikiem", którego tak usilnie próbują od wielu lat znaleźć. Podczas przesłuchania przyznał się do popełnienia 56 zabójstw. Zaszokował tym milicjantów, którzy zanotowali "tylko" 36 morderstw. Trzech ofiar nie odnaleziono, więc oskarżono go o 53 morderstwa.
W 1992 został skazany na śmierć. Przed egzekucją powiedział: "Teraz mój mózg powinien zostać zabrany i zbadany, kawałek po kawałku, aby już nigdy nie było nikogo takiego". Wyrok wykonano 14 lutego 1994, strzałem w tył głowy.