Praca w żłobku, czy przedszkolu nie należy do łatwych. Na nauczycielach wychowania wczesnoszkolnego spoczywa ogromny obowiązek opieki nad maluchami. To z nimi dzieci spędzają większość dnia, ucząc się nowych rzeczy, a także wypłakując w ich rękaw. I jak w każdej pracy, zdarzają się te lepsze, jak i gorsze dni. Jednak co jest najgorsze? Roszczeniowa postawa i zachowanie niektórych rodziców, którzy jak zaznacza nasza czytelniczka, traktują placówkę jak przechowalnię, a nauczycielki, jak ciocie, co piją kawkę. Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Do naszej redakcji trafił list jednej z nauczycielek pracujących w toruńskim przedszkolu. Kobieta zdecydowała się na opisanie swojej historii i przede wszystkim tego, jak lekceważące podejście mają niektórzy rodzice maluchów chodzących do przedszkola, jednak chce pozostać anonimowa. Zatem co w tej pracy jest najgorsze? Jej zdaniem wielu rodziców traktuje placówkę niczym przechowalnię, w której można zostawić dziecko i odebrać późnym popołudniem, a same opiekunki jak ciocie, które piją kawki, a w przerwie bawią się z dziećmi. Idealna praca, prawda? Niekoniecznie, bo jak się okazuje, na nauczycielach wychowania wczesnoszkolnego spoczywa ogromny obowiązek opieki nad dzieckiem.
"Rodzice wchodzą do placówki wiecznie niezadowoleni, jak do przysłowiowej stodoły: bez dzień dobry, bez uśmiechu. Tym sposobem ucząc swoje dziecko niewłaściwego zachowania" - zaznacza w liście kobieta. To jednak nie wszystko. Okazuje się, że dzieci chodzące do przedszkola powinny być już samodzielne. Potrafić posługiwać się sztućcami, pić z otwartego kubka, być zaznajomione z podstawowymi zasadami higieny osobistej, a jak się okazuje, z tym jest duży problem. "Brak samodzielności i podstawowych umiejętności takich jak jedzenie, czy załatwianie potrzeb fizjologicznych to bardzo duży problem. Rodzicielskiej posyłają do przedszkola dzieci z nadzieją, że to właśnie placówka ich tego nauczy. Niektóre dzieci pierwszy raz samodzielnie trzymają łyżkę, czy kubek. Zdarzają się też rodzice, którzy zdejmują dziecku pieluchę przed wejściem do placówki" - opisuje nauczycielka.
Ogromnym minusem w tej pracy jest również brak szacunku ze strony rodziców, który objawia się przyprowadzaniem dzieci chorych, pod pretekstem alergii. "Nagle okazuje się, że dzieci zimą mają alergie na pyłki, a owsiki i wszy, które złapały to na pewno z przedszkola, bo przecież w domu nie ma. Kiedy zwracamy uwagę, że dziecko ma katar, to automatycznie dostajemy komentarz, że katar to nie choroba, po czym po kilku dniach jest wiadomość i pretensja, że dziecko ma zapalenie oskrzeli i inne. Podobnie rzecz ma się z deficytami i zaburzeniami u maluchów. Nagle okazuje się, że dzieci w domu to anioły, a te niepokojące zachowania to tylko w przedszkolu" - dodaje w liście nasza czytelniczka.
Spotkaliście się z podobnymi sytuacjami? Czekamy na wasze komentarze.