W ramach rządowego programu "Laptop dla ucznia" - co roku mają być przekazywane sprzęty dla wszystkich czwartoklasistów w ramach umowy na własność lub umowy użyczenia. Rodzice i dzieci cieszą się z darmowych laptopów, które w wielu domach z pewnością przysłużą się, jednak okazuje się, że niektóre z nich są wadliwe. Dodatkowo na każdym z laptopów ma być wygrawerowany orzeł oraz napis "Rzeczpospolita Polska", co miałoby zapobiec dalszej odsprzedaży sprzętu, ale jak się okazuje, w sieci krążą już informacje o próbach handlu nimi. Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Do końca grudnia 2023 roku wszyscy uczniowie czwartych klas mają otrzymać nowe laptopy na własność. Pierwsze dostawy ruszyły już we wrześniu i cały czas trwają. Sprzęty trafiają do szkół, gdzie następnie zostają przekazane rodzicom uczniów. Jednak to tylko teoria, bo w praktyce wyszło na jaw wiele spraw, które nie do końca podobają się dyrektorom szkół. Narzucono im podpisanie protokołów i poświadczenie zgodności umowy ze stanem faktycznym. O ile problemu nie ma z protokołem ilościowym, to pojawia się on przy sprawdzeniu jakości. Bez sprawdzenia działania sprzętu, trudno jest mówić prawidłowym funkcjonowaniu.
Dyrektorka jednej z krakowskich podstawówek postanowiła zerwać taśmy, na których widniał napis: "Plomba gwarancyjna. Nie zrywać" i sprawdzić stan techniczny przekazanego sprzętu. Co się okazało? Z całej dostawy aż cztery laptopy były niesprawne. "Jeden w ogóle nie chciał się włączyć. W trzech system operacyjny uruchamiał się w nieprawidłowy sposób. Co by było, gdybym podpisała protokoły, że wszystko jest OK bez faktycznego sprawdzania" - mówi krakowskiej "Gazecie Wyborczej" Jolanta Gajęcka, dyrektorka szkoły podstawowej nr 2, która zleciła sprawdzenie 113 laptopów jednemu z ojców dzieci, który jest informatykiem.
Gdyby chodziło w nim tylko o poświadczenie, że do szkoły zostało dostarczonych tyle laptopów, ile trzeba, nie byłoby problemu. Tymczasem już w protokole ilościowym żąda się ode mnie poświadczenia, że sprzęt jest zgodny ze specyfikacją techniczną. Nie mogłam otworzyć laptopów, na których była plomba gwarancyjna z napisem 'nie otwierać', więc nie mogłam sprawdzić, czy faktycznie jest zgodny
- mówi Gajęcka w rozmowie z "Wyborczą".
To jednak nie koniec rewelacji, bo jak się okazuje, dyrektorzy placówek nie mają prawa sprawdzać sprzętu od strony technicznej. "Szkoła nie ma prawa ingerować w żaden sposób w sprzęt do momentu odbioru ilościowego (...). Nie zgadzam się na rozpoczęcie jakichkolwiek czynności (rozpakowywanie, a już nie wspominam o uruchamianiu sprzętu bez przesłanego, podpisanego protokołu ilościowego)" - przekazał Bartłomiej Baranek, specjalista ds. klientów kluczowych w Zakładach Systemów Komputerowych (konsorcjum, które dostarcza laptopy do krakowskich szkół), cytowany przez "Wyborczą".
Co jednak w przypadku kiedy rodzic otrzyma wadliwie działający komputer? Dyrektor szkoły swoim podpisem złożył poświadczenie w protokole, że sprzęty działają, toteż nie ma wtedy podstawy, aby ubiegać się o wymianę, czy chociażby naprawę. W przypadku dyrektorki z krakowskiej szkoły, która sama zdecydowała się na sprawdzenie laptopów i tym samym odmówiła złożenia podpisu pod protokołem ilościowym, firma odpowiedzialna za przekazanie sprzętu, przyjechała do placówki i odebrała sprzęt. Jak podaje portal pareting.pl, jej przedstawiciele zgodzili się na podpisanie wszystkich protokołów jednocześnie i sprawdzenie laptopów. Te wadliwe i niedziałające mają zostać wymienione.
Laptopy przekazane uczniom na podstawie umowy zawartej przez gminę lub szkołę z rodzicem czwartoklasisty mają być ich własnością. "Program ten ma wymiar edukacyjny i społeczny. Służy wyrównywaniu szans i zamyka erę szkoły dwóch prędkości, zakłada bowiem, że każdy uczeń IV klasy szkoły podstawowej w Polsce otrzyma na własność bezpłatny laptop. Dzieci mogą korzystać z tego sprzętu w szkole i w domu, rozwijać swoje pasje, zainteresowania i w efekcie nabywać kompetencje cyfrowe w praktyce" - wyjaśnił Paweł Lewandowski, wiceminister cyfryzacji, podczas konferencji prasowej w Otwocku.
Na każdym z laptopów ma być wygrawerowany orzeł, a także napis "Rzeczpospolita Polska", co miałoby zapobiec i znacznie utrudnić dalszej odsprzedaży sprzętu wśród rodziców, którzy otrzymując laptop na własność dla dziecka, chcieliby na tym zarobić. Czy to pomoże?
"To znacznie utrudni próby sprzedaży takiego sprzętu. Będziemy szeroko informować o istnieniu tego zabezpieczenia, żeby udaremnić wszelkie próby spieniężenia sprzętu, który powinien pomagać dzieciom" - tłumaczył Janusz Cieszyński, pełnomocnik rządu ds. cyberbezpieczeństwa cytowany przez portal strefaedukacji.pl. Niestety na niektórych grupach w mediach społecznościowych, pojawiły się już pierwsze informacje o handlu laptopami.