Jeszcze kilka lat temu podstawowe informacje dotyczące ocen uczniów i spraw organizacyjnych w szkole rodzice poznawali dopiero na zebraniach. Komunikację ułatwiło jednak wprowadzenie dzienników elektronicznych, za pomocą których można sprawdzić, jak dziecko poradziło sobie na sprawdzianie i skontaktować się w ważnej kwestii z danym nauczycielem. Mimo to wciąż organizuje się wywiadówki, a najważniejsze spotkania wypadają zwykle na początku i na końcu semestru.
Na pierwszym organizacyjnym zebraniu kluczowe jest dopełnienie ważnych formalności. Wychowawca powinien poinformować rodziców pod jakimi dokumentami potrzebuje ich podpisów, mogą to być np. zgoda na wykorzystanie wizerunku dziecka lub podpis potwierdzający, że dana osoba zapoznała się z regulaminem. Na pierwszym zebraniu zostaje wybrana także trójka klasowa i przedstawiciel klasy w Radzie Rodziców. Nie wszyscy mają jednak ochotę, by zaangażować się w życie szkoły, gromadzić środki finansowe przeznaczone na konkretne cele (np. wycieczki, bale, prezent na Dzień Nauczyciela, kwiaty na koniec roku, gwiazdkowe prezenty) i reprezentować potrzeby klasy. Więcej artykułów o tematyce szkolnej przeczytasz na stronie Gazeta.pl.
Na Twitterze nawiązała się żywa dyskusja na temat obecności na wywiadówkach. Niektórzy rodzice i nauczyciele zauważyli, że mamy zdecydowanie chętniej uczestniczą w takich spotkaniach, niż ojcowie. "Właśnie byłem na zebraniu w klasie syna... Byłem jedynym ojcem. To pierwsza taka sytuacja ale zawsze jest spora dysproporcja", "W klasie, w której obecnie jestem wychowawczynią, znam wszystkie matki i sześciu ojców. I jest to absolutny rekord liczby ojców, od kiedy pracuję w szkole. I tak sobie myślę, że nie poznać wychowawczyni swojego dziecka przez 5 lat to jednak słabo", "Zebrania rodziców to masakra, kocham mojego męża i biorę ten ciężar na siebie. On by wolał tydzień na przodku robić niż tam iść" - pisali. Nie zabrakło jednak głosów ojców, którzy zaznaczyli, że angażują się w życie szkoły oraz mężów, którzy losują z żoną, kto spełni ten rodzicielski obowiązek. "My rzucaliśmy monetą", "To ja przychodziłem do szkoły i chodziłem z dziećmi na basen (w ramach swojego dyżuru). Do tego byłem przewodniczącym w trójce klasowej. Także proszę tu ojców nie szufladkować" - twierdzili.