Erwina Barzychowska była sierotą, wychowywaną przez Jana Pipkę i jego żonę Małgorzatę, dozorców Poczty Polskiej, którzy mieszkali razem w służbowym mieszkaniu, mieszczącym się wówczas w tym samym budynku. Jednak tego jesiennego dnia ich spokojne życie zmieniło się w koszmar, który kosztował życie zarówno 10-letniej Erwinki, jak i jej przybranego ojca, Jana. Wszystko zaczęło się od ataku Niemców na Polskę i oblężenia gdańskiej placówki Poczty Polskiej 1 września 1939 roku, podczas II wojny światowej.
Podczas oblężenia gdańskiej placówki Poczty Polskiej w budynku znajdowało się 58 osób, w tym Erwinka i jej opiekunowie. Jej przybrana matka prawdopodobnie opatrywała rannych i zainicjowała wspólną modlitwę po tym, jak do piwnicy, w której się wszyscy ukrywali, Niemcy motopompą wlali benzynę, po czym za pomocą miotaczy ognia podpalili. Ucierpiało wówczas wielu obrońców Poczty, ale najmocniej 10-letnia Erwinka i jej przybrany ojciec. Mężczyzna miał głowę tak mocno poparzoną, że było widać czaszkę, a dziewczynka całe ciało - po wyjściu z piwnicy wciąż płonęła i w takim stanie biegała oszalała po dziedzińcu Poczty. Erwinka miała poparzenia II i III stopnia na całym ciele i siedem tygodni umierała w męczarniach w szpitalu, w ogóle nieleczona przez niemieckich lekarzy.
Erwinka została pochowana na cmentarzu na gdańskiej Zaspie w kwaterze II, w grobie numer 36. Po dziś dzień zarówno mieszkańcy Gdańska, jak i przyjezdni przynoszą na grób dzielnej 10-latki maskotki, aby uczcić jej pamięć. Oprócz tego, jej imieniem nazwano jedną z ulic, mieszczącą się na gdańskich Łostowicach, a przy Zespole Szkół Łączności przy ul. Podwale Staromiejskie 51/52 można zobaczyć rzeźbę, przedstawiającą Erwinkę, która trzyma w dłoni pluszowego misia. Taka maskotka towarzyszyła jej bowiem aż do śmierci. Więcej ciekawych artykułów o dzieciach znajdziecie na naszej stronie głównej Gazeta.pl.