Samopoczucie przed zbliżającym się porodem może ulec zmianie na gorsze. Kręgosłup daje się we znaki, hormony szaleją, może pobolewać brzuch, w nocy ciężko o spokojny sen i trudno zapanować nad emocjami. Każda kobieta znosi ten czas po swojemu, ale niemal wszystkie szukają sposobu na ukojenie dolegliwości, które im towarzyszą i utrudniają codzienne funkcjonowanie. Gdy Tessa Rider odkryła, że woda działa na nią kojąco, przychodziła na basen, wspólnie z mężem, tak często jak się tylko dało.
Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Tessa była już w 9. miesiącu ciąży, a jej termin porodu właściwie już minął. Jednak dziecko naciskało na nerw na biodrze, a przebywanie w wodzie wydawało się łagodzić ból. Poza tym kobieta nie czuła, że żadnych oznak zbliżającego się porodu. Tego dnia, gdy weszła do basenu, do pływania używała basenowego makaronu, który pomagał jej zachować równowagę. Po chwili jednak jej mąż zauważył, że z Tessą coś się dzieje. Próbowała wyjść z basenu, więc ruszył na pomoc. Pomógł jej wyjść z basenu i usłyszał, że ma jak najszybciej spakować wszystkie jej i swoje rzeczy i spotkają się na parkingu przed basenem. Niestety kobieta nigdzie nie doszła. Upadła na czworaka i wiedziała, że wszystko potoczy się lawinowo. Zaczęła zdejmować kostium. Na pomoc ruszyła 18-latka, która tego dnia pełniła funkcję ratowniczki.
Zatelefonowano po pogotowie, jednak nastolatka wiedziała, że poród za szybko postępuje, by zdążyli na czas. Dziewczyna zajęła się przygotowaniem kobiecie miejsca, w którym byłoby jej chociaż w miarę wygodnie i komfortowo. Wzięła kilka ręczników oraz apteczkę pierwszej pomocy. Poprosiła również mężczyznę, który pływał nieopodal, by powiadomił personel za pomocą krótkofalówki, o tym co się dzieje.
Pomagałam podtrzymywać jej głowę, a mąż pomagał wyprowadzić dziecko na zewnątrz. Zachowałam spokój i nie panikowałam, bo tak się właśnie robi w tej pracy. Nie można tracić czasu na wahanie lub czekanie, aż przyjdzie ktoś inny. Jestem ratownikiem.
- powiedziała w jednym z wywiadów.
Tuż po porodzie dziewczyna została, by wspierać kobietę i pomóc jej tulić w ramionach nowo narodzonego chłopca. Otrzymał imię Toby. Wkrótce na miejsce przybyła ekipa ratowników. Po zbadaniu poinformowali, że chłopiec był całkowicie zdrowy. Mama i jej synek trafili do szpitala i po kilku dniach zostali wypisani do domu. Tessa jednak powiedziała, że bez pomocy ratowniczki Natalie ten poród nie byłby tak pięknym i spokojnym przeżyciem.
Porównuję obecność Natalie do obecności douli albo położnej. ... Była bardzo skupiona na Tessie. Więc w tym momencie nie musiałem się martwić o moją żonę. Mogłem całą moją uwagę skupić na synku.
- powiedział mąż.
Dla Natalie to również było wielkie przeżycie. Od tamtego momentu utrzymuje regularny kontakt z rodziną i wysyła chłopcu kartki urodzinowe. To przeżycie, którego nigdy nie zapomni.