Nauczycielka podzieliła dzieci. "Zajęcia dodatkowe tylko dla tych grzecznych i spokojnych"

Dopiero zaczął się rok szkolny, a niektórzy nauczyciele już wyłonili w klasach swoich ulubieńców. Oczywiście są nimi dzieci grzeczne i spokojne. A co z tymi, które nie siedzą potulnie w ławkach przez cały dzień? Te np. nie wezmą udziału w organizowanych bezpłatnie zajęciach dodatkowych.

Więcej ciekawych treści znajdziesz na Gazeta.pl
Dzieci są różne, w niektórych emocje aż buzują i ciężko im przez kilka minut usiedzieć spokojnie. A są takie, które są bardzo grzeczne i ciche. To tak samo, jak dorośli - są tacy i tacy. Tak stworzony jest ten świat. Niestety niektórzy o tym zapominają (i to ci, którzy akurat na pewno nie powinni).

Zobacz wideo

Dwa tygodnie temu rozpoczął się rok szkolny. Dla wielu dzieciaków to ważna i zarazem stresująca chwila. Szczególnie dla tych, które dopiero poszły do pierwszej klasy. Wszystko jest nowe, inne. Raptem siedmiolatki, które zaledwie dwa miesiące wcześniej, były wręcz "prowadzone za rączkę" w przedszkolu, są postrzegane jako poważni uczniowie.


Wystarczy przejść się obok placówki oświatowej i od razu można zauważyć, które dzieci to pierwszaki. Zazwyczaj są bardziej rozhasane, trudno im zapanować nad emocjami, biegną to tu, to tam. Wszystko jest nowe i wszystko je ciekawi.

Niestety okazuje się, że niektórzy nauczyciele, chyba nie radzą sobie z rozemocjonowanymi siedmiolatkami.

Na ostatnim zebraniu w pierwszych klasach wychowawczyni powiedziała, że organizuje zajęcia dodatkowe z rysunku, itp. Niestety uważa, że część dzieci jest zbyt rozbrykana, więc już sobie wybrała, którzy uczniowie mogą chodzić na jej zajęcia. I jakby tego było mało, wyczytała tych uczniów z imienia i nazwiska. Więc wszyscy dowiedzieli się na forum, które to są spokojne i fajne, a które już jej nie pasują

- opowiada nasza czytelniczka Anna, mama chodzącego do pierwszej klasy Karola. Mówi, że na liście "wyróżnionych" znalazły się prawie wszystkie dziewczynki. I co ciekawe, wybierając dzieci na zajęcia, które nauczycielka chce prowadzić, wcale nie sugerowała się ich zdolnościami, czy zainteresowaniami.

A co z pozostałymi dziećmi? Jak chcą chodzić na dodatkowe zajęcia, to jedynym rozwiązaniem jest to, by rodzice za nie zapłacili? Co to za segregacja dzieci i to po zaledwie dwóch tygodniach? Jestem oburzona tym faktem i nie chodzi mi o same zajęcia, bo nawet bym na nie swojego dziecka nie zapisała, bo to go nie interesuje, ale o praktykę stosowaną przez nauczycielkę

- mówi oburzona mama. I nie ma co się jej dziwić, bo skoro po dwóch tygodniach jej syn znalazł się na tej liście "gorszych", to przecież w kolejnych tygodniach raczej lepiej nie będzie. Kobieta jest przekonana, że faworyzowanie będzie coraz bardziej widoczne z biegiem czasu.

Szkoła
Szkoła Fot. Adam Stępień / Agencja Wyborcza.pl

Dzieci są tylko dziećmi, nie będą siedzieć cały dzień cicho

Czy nauczyciel edukacji wczesnoszkolnej powinien tak jawnie mówić o tym, że część dzieci wręcz nie zasługuje, bo jest zbyt rozbrykana, by brać udział w zajęciach dodatkowych? To chyba znak, że sobie nie radzi z klasą i wychowywaniem siedmiolatków i trzeba było iść do starszych klas. Każdy woli pracować z osobami, które potulnie wykonują polecenia, to oczywiste. Ale skoro ktoś się podjął wychowawstwa w pierwszej klasie, to jest odpowiedzialny za to, żeby wprowadzić siedmioletnie dzieci do (nowego dla nich!) świata szkoły i pokazać im, jak odnaleźć się w tej nowej rzeczywistości. A nie tworzyć podziały, które de facto powinny być zwalczane.

Nie wiem, czy nie zgłoszę sprawy do dyrekcji, czy dam szansę wychowawczyni na zrehabilitowanie się w oczach moich i wielu innych rodziców. Bo przez taką opcję z dodatkowymi zajęciami, start mamy bardzo słaby. I wiem, że podobne zdanie mają też inni rodzice, także ci, których dzieci zostały "wybrane". Jedna mama chce nawet wypisać swoją córkę z tych zajęć, ponieważ nie podoba jej się tworzenie podziałów i ma zamiar otwarcie powiedzieć o tym nauczycielce

- dodaje ze smutkiem pani Anna.

Rodzice znaleźli się teraz w dość trudnym położeniu. Nie chcą konfliktu na początku szkoły, a poza tym być może wpadka nauczycielki wynika z tego, że nie przemyślała całej sprawy i nie jest do końca świadoma, że takim odejściem uraziła rodziców i samych, małych jeszcze uczniów, którzy potrzebują teraz szczególnie dużo uwagi i troski. Jak może poczuć się siedmiolatek, który pięknie rysuje i kocha to robić, ale nie może chodzić na zajęcia, bo zdaniem pani (wyrobionym w ciągu zaledwie pierwszych kilku dni) jest "zbyt żywym" dzieckiem.

Trzeba zmian w polskiej szkole

Chyba nikt nie ma wątpliwości, że w polskich szkołach potrzeba radykalnych zmian. Nauczyciele i dyrektorzy podczas wywiadówek i apeli chwalą się swoim udziałem w przeróżnych (często międzynarodowych) projektach, uważając, że dzięki temu oświata ma się u nas lepiej. Niestety jeden nauczyciel, biorący udział w najlepszym kursie, nie wpłynie na całą szkołę.

Dzieci w Polsce nie mają łatwo, są przeładowane materiałem, trudno im się odnaleźć w szkołach, nie potrafią nawiązać więzi z nauczycielem. To wszystko negatywnie wpływa na jego rozwój. Wielokrotnie dzieciom szkoła, szczególnie w starszych klasach, kojarzy się z przykrym i niezbyt miłym. Uczniowie często żyją "od weekendu do weekendu", aż w końcu dotrwają do wakacji. Czy naprawdę to musi tak wyglądać? Przecież fajnie byłoby, gdyby dzieci z uśmiechem szły rano na lekcje.

Więcej o: