Mama Ginekolog pokazała, co w szkole jedzą ich synowie. Jeden produkt kontrowersyjny

Mama Ginekologa pokazała na swoim Instagramie, jakie drugie śniadanie przygotowała dzieciom do szkoły. Zapomnijcie o nudnej kanapce z szybką. Zamiast niej różnorodne przekąski. Zdrowe i nieco mniej. Szczególnie zastanawiający jest jeden produkt. Któż jednak nie daje go swoim dzieciom?

Pamiętacie jeszcze czasy, kiedy do szkoły nosiło się kanapki? Zwyczajny chleb, a do tego ser lub szynka. Wszystko zawinięte w papier śniadaniowy, który dziurawiła woda z sałaty lub tłuste masło. Czasem mama dorzucała jabłko lub mandarynkę. Teraz te czasy odeszły w zapomnienie. Dzieci mają elegancki śniadaniówki lub raczej "lunchboxy" jak lubią je nazywać "nowocześni rodzice". W każdym jest kilka przegródek, do których wypada zapakować kilka różnych przekąsem. Buła z serem? Nie dziękuję. Po pierwsze nie zmieściłaby się, po drugie "nie wypada". Co więc jedzą na drugie śniadanie dzieci w szkole? Opiekunowie robią co mogą, kto jednak poza komponowaniem pięknej śniadaniówki ma jeszcze w ciągu inne zajęcia, idzie drogą na skróty. Jednym z takich rodziców jest Mama Ginekolog. Wiadomości z kraju i ze świata znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>>

Zobacz wideo Jak się zachować w przypadku zachłyśnięcia u dziecka?

Śniadaniówka Rogera i Gilbera

Mama Ginekolog w niedzielę wieczorem szykowała drugie śniadanie dla swoich synów. Co przygotowała? Wielu pewnie sądzi, że lekarka, blogerka oraz prężna bizneswomen powali na kolana swoich obserwatorów wymyślnymi przekąskami. Okazuje się jednak, że jak każda zapracowana mama - także i Nicole Sochacki-Wójcicka szuka drogi na skróty. Gilbert dostał do śniadaniówki naleśniki z dżemem, suszoną żurawinę i ogórka w plasterkach. Roger natomiast zje w szkole poza naleśnikami także pół banana, winogrona oraz... parówki. Zwłaszcza ten ostatni produkt może budzić wątpliwości co bardziej konserwatywnych rodziców. 

Śniadaniówka synów Mamy Ginekolog
Śniadaniówka synów Mamy Ginekolog Instagram.com/stories/mamaginekolog

Parówki dla dziecka?

Czy można dziecku podawać parówki? Dietetycy, a także i Światowo Organizacja Zdrowia od wielu lat biją na alarm. Według wszelkiej wiedzy medycznej spożywanie czerwonego mięsa jest szkodliwe. Już w 2015 roku WHO zakwalifikowała parówki i mielonki do pierwszej grupie substancji kancerogennych, obok dymu papierosowego i azbestu. Podawanie parówek dziecku nie jest więc dobrym pomysłem. Dlaczego? Do wyrobu produktów przetworzonych używa się mięsa bardzo niskiej jakości. Często to tłuste fragmenty zmielone z dodatkiem chrząstek. Lista sztucznych dodatków znajdująca się w tego typu jedzeniu bywa często bardzo długa.

Od niedawna na rynku zaczęły się jednak pojawiać zdrowsze alternatywy dla tradycyjnych parówek. Mają być wytwarzane przede wszystkim z mięsa (a nie chrząstek). Dodatkowo firmy nadają im przyciągające oko dziecka kształty i pakują je w atrakcyjne opakowania. Nie ma chyba rodzica, który by po nie kiedyś nie sięgnął. Chociaż każdy wie, że parówki to nie "samo zdrowie" czasem jednak możne je określić jako "mniejsze zło".

Wszystko z umiarem

Chociaż tak - parówki nie są najzdrowszym i najbardziej odżywczym produktem - to jednak nie możemy dać się zwariować. Rolą rodzica jest nie tylko ubrać i nakarmić dziecko, lecz także pokazać mu jak odnaleźć się w świecie, gdzie to, co smaczne i ładne jest tanie i na wyciągnięcie ręki.Jak przekonuje w rozmowie z eDzieckiem doc. dr hab. Janusz Książyk z Centrum Zdrowia Dziecka surowe zakazywanie, czy to słodyczy, czy innych produktów, może przynieść więcej szkody niż pożytku. "Jestem jak najdalszy od tego, by czegoś w żywieniu rygorystycznie zakazywać. Jedzenie powinno być przyjemnością - tak jak zabawa, ruch czy czytanie". Najważniejszy jest umiar i zróżnicowanie. Nawet parówka o lepszym składzie, nie powinna zastępować pełnowartościowego posiłku. Jednak jako awaryjna przekąska? Czemu nie.