Więcej ciekawych treści znajdziesz na Gazeta.pl
Jako mama dwójki dzieci wiem, że poranki są często naprawdę trudne. O ile dzieciaki w weekendy biegają od bladego świtu, domagając się śniadania (i to jakiegoś wymyślnego) i zapewnienia im rozrywek, o tyle w tygodniu potrafią spać do ostatniej chwili. Jak to działa? Nie wiem i chyba nigdy się nie dowiem.
Przygotowanie dzieciaków do szkoły i przedszkola nie jest łatwym zadaniem, szczególnie że przecież lekcje w podstawówce zaczynają się o określonej godzinie, a w przedszkolu o 8.20 maluchy już muszą mieć umyte rączki i siedzieć przy śniadanku. Oboje z mężem pracujemy i naprawdę ciężko jest często to wszystko ogarnąć, czyli dowieźć dzieci na czas, pomóc w szatni, zaprowadzić do sali i nie zapominajmy - zdążyć do własnej pracy. Żaden szef spóźnień nie lubi.
Szkoła Podstawowa Fot. Anna Lewańska / Agencja Wyborcza.pl
Obserwuję innych rodziców i widzę, że dla nich poranki też są hardcorowe. Jest jednak grupa osób, które notorycznie wbiegają do szatni wraz z dźwiękiem dzwonka, albo ciągną przedszkolaka za rękę, chociaż inne dzieci już zapewne pałaszują kanapeczki. Oczywiście, każdemu może się zdarzyć spóźnienie, jesteśmy tylko ludźmi. Nie rozumiem jednak codziennego spóźnienia. Takie "wejście smoka" to placówki denerwuje panie, które niekiedy komentują taką sytuację, co spotyka się z dużym oburzeniem rodziców.
Pracowałam w przedszkolu i byli rodzice, którzy codziennie się spóźniali. Przywozili dzieci, jak trwało śniadanie, nie biorąc pod uwagę, że zgodnie z panującym u nas regulaminem mogłabym nie wpuścić dziecka. Wtedy musieliby czekać, aż śniadanie się skończy. Ale szkoda mi było ich i dzieci. Tylko że wtedy wszystkie maluchy, zamiast jeść, interesowały się nowym kolegą, czy koleżanką, ktoś zaczynał płakać, wiercić się i można było zapomnieć o spokojnym posiłku. Poza tym część dzieci kończyło jeść, a spóźnione dziecko zaczynało. Nie chciało później kończyć posiłku, więc było głodne.
- opowiada Olga, nauczycielka jednego z białostockich przedszkoli. Podkreśla, że ona szanuje pracę innych i chciałaby, by jej pracę także szanowano, a niestety często tak nie jest. Część rodziców wychodzi z założenia, że co to za problem, czy dziecko przyjdzie o tej, czy o innej godzinie. I za nic mają sobie tzw. prośby i groźby.
Rozumiem, jak komuś zdarzyło się raz, ale byli rodzice, którzy prawie zawsze wpadali do sali spóźnieni, ciągnąc za sobą dziecko. I za nic mieli nasze uwagi, to jest najbardziej przykre. To brak szacunku do naszej pracy.
- wyjaśnia Olga.
O ile w przedszkolach spóźnione dziecko zazwyczaj rozprasza dzieci podczas śniadanka, to w przypadku starszych uczniów problem jest bardziej złożony. Nie od dziś wiadomo, że program jest przeładowany, nauczyciele często nie wyrabiają się z materiałem. Wystarczy parę spóźnionych osób, by lekcja zamiast 45 minut, miała o kilka, a nawet kilkanaście minut mniej.
Każdemu może zdarzyć się spóźnienie, życie bywa nieprzewidywalne (szczególnie gdy ma się dzieci), ale patrząc na wszystko z punktu widzenia nauczycieli, może faktycznie warto bardziej się starać. W końcu każda praca zasługuje na szacunek!