O 15 szatnia w przedszkolu pełna, rodzice muszą wynajmować studentki

Ile godzin w przedszkolu to dla dziecka za dużo? Na to pytanie próbują sobie odpowiedzieć pracujący rodzice, którzy nie mają możliwości poproszenia babci, czy dziadka o zajęcie się wnukiem. Są sami, pracują czasami dłużej niż te osiem godzin, a potem zjawiają się po dziecku. Czują się winni, że tak długo skazali malucha na bycie poza domem. Czy słusznie? Czy jest jakieś wyjście z tej sytuacji?

Ile godzin w przedszkolu to dla dziecka za dużo? 8, 9, a może 10? To jak długo maluch spędza czas w przedszkolu, czy żłobku zależy przede wszystkim od godzin otwarcia placówki, ale także tego, jak długo jego rodzice spędzają czas w pracy. W efekcie bywa, że dziecko pozostaje w przedszkolu przez 9-10 godzin dziennie (8 h pracy + dojazd). Rodzice czują się winni, więc angażują często babcie, ciocie i nianie-studentki, które zatrudniają tylko po to, aby dziecko zostało odebrane nieco wcześniej. Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.

Zobacz wideo Czym są grzyby funkcjonalne? Wyjaśnia nam to Monika Kowalewska. "Całkowicie legalne"

Ile godzin w przedszkolu to dla dziecka za dużo?

Ile godzin w przedszkolu to dla dziecka za dużo? Czy maluch może być pozostawiony na 8 i więcej godzin pod opieką cioć z placówki, do której uczęszcza? Prawdą jest, ze wielu rodziców nie ma możliwości odbierania swojego dziecka wcześniej niż po 7, czy 8 godzinach. Pracują, sporo czasu zajmuje im również sam dojazd i powrót. "Rodzice nie mogą odebrać dziecka do 17-stej, to kombinują sąsiadki, nianie itd., żeby dziecko nie siedziało samo w przedszkolu. Zrobi tak rodzic jeden, piąty, dziesiąty - i stąd te puste przedszkola o szesnastej. Raz mi się zdarzyło przyjść po dziecko o 15-stej, szatnia była pełna, mnóstwo odbierających czekało. Ja odprowadzam dziecko na 7.30, odbieram po 16-stej, bo blisko pracuję. Ale jeśli zdarzy mi się zostać po godzinach, odbieram go po 17-stej i nie kombinuję żadnej zastępczej opieki. Generalnie do 17-stej jest grupka dzieci, zawsze tych samych" - opisuje swoją sytuację jena z mam na forum. Problem ten, co prawda został poruszony już jakiś czas temu, ale wraz z początkiem szkoły - ten temat wraca każdego roku, niczym bumerang.

Spójrzmy na to pytanie z nieco formalnej strony. Art. 13 ust. 1 pkt 2 ustawy Prawa oświatowego wskazuje, że liczba godzin do realizacji podstawy programowej wychowania przedszkolnego wynosi minimum 5 godzin dziennie - tj. 25 godzin tygodniowo. Niestety, a może i stety, nie ma też żadnych przepisów, czy wskazówek, mówiących o tym, jak długo dziecko może przebywać w takiej placówce. Często godziny otwarcia żłobka, czy przedszkola dostosowywane są do potrzeb zajęć, dzieci, rodziców, a nawet i lokalizacji.

Standardowe godziny pracy to 9-14:00, jednak tego typu placówki są czynne już niekiedy od 6, czy 7 rano, a zamykane dopiero o 16:00, czy 17:00. Wielu ekspertów jednak wskazuje, że maluchy nie powinny spędzać w przedszkolach więcej niż 5 godzin. Czy to jest wykonalne? Tak, w przypadku jeśli ma się pomoc babci, cioci, czy wynajętej niani. "U mojego synka w przedszkolu większość dzieci odbierana jest przez nianie lub babcie. Moje dziecko przychodzi do przedszkola po 8:00, a jest odbierane po 15-stej. Oboje z mężem pracujemy na pełnych etatach - tyle że mąż pracę zaczyna o 9:00 a ja o 7:00 rano" - zaznacza jedna z mam. "Odbieram syna koło 15.30, jest jednym z pierwszych odbieranych, no ale dla mojego normalnie pracującego partnera 15.30 to środek dnia roboczego, o 17.30 też nie byłby w stanie go odebrać. Odbierają babcie, nianie, studentki do odbierania dzieci, niekoniecznie rodzice" - wtóruje jej kolejna.

Moje dziecko ma mniej niż 3 lata (niedawno skończył 1,5 roku) i spędza w żłobku prawie 9 godzin. Dlaczego? Bo oboje z mężem pracujemy i nie mamy możliwości go później zaprowadzać, czy odbierać. Czy jako mama mam wyrzuty sumienia? Oczywiście, ale wiem, że jest pod dobrą opieką, żadna krzywda mu się nie dzieje, a czas po powrocie z placówki spędza tylko z nami. Nie mamy na miejscu babci, która mogłaby odebrać wnuka wcześniej. Jesteśmy zdani na siebie i faktycznie, co jakiś czas, w sytuacjach nagłych zmian, korzystamy z pomocy zaprzyjaźnionej studentki III roku pedagogiki. Ona również czasem odbiera nasze dziecko.

Zatem teoria to jedno, a praktyka drugie. Jakie są Wasze doświadczenia w tej sprawie? Czekamy na komentarze.

Więcej o: