Iga (@green.travels.denmark): Historia mojego przyjazdu do tego kraju jest dość długa, ale żeby ją skrócić to powiem tak: pracowałam swego czasu w hotelu jako recepcjonistka i do naszego hotelu przybywało wielu gości z Danii. Powodem ich pobytu w Gnieźnie, moim rodzinnym mieście, była duńska fabryka Velux produkująca okna. Nasz hotel miał podpisaną wtedy umowę z Veluxem, co oznaczało, że delegaci i pracownicy związani z tą fabryką nocowali u nas. Tym sposobem poznałam bardzo wielu Duńczyków i tak naprawdę przez wiele rozmów, które z nimi odbyłam, otworzyło mi się okienko na tę część Europy. Wcześniej mieszkałam już poza Polską, ale nigdy nie przypuszczałam, że moja uwaga zwróci się ku temu małemu, skandynawskiemu krajowi.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Tak. Jako świeżo upieczona absolwentka studiów pedagogicznych chciałam sobie najzwyczajniej w świecie ułożyć życie w Polsce, ale niestety doświadczenia z wcześniejszych emigracji bardzo kłóciły się z obrazem i rzeczywistością polską. Czułam się bardzo niedoceniona pomimo doświadczenia, posiadanych kompetencji i znajomości języków, dlatego decyzję o wyjeździe podjęłam szybko. Minęło niecałe pół roku i zainspirowana opowieściami duńskich gości hotelowych zaczęłam szukać pracy właśnie w Danii. Tym sposobem w marcu 2009 roku znalazłam się w kraju Andersena, na wyspie Møn. W historycznym pałacyku Liselund Nyslot, pięknie położonym w romantycznym parku, odbywały się kursy kształcące nowych pracowników do opieki nad osobami starszymi. Uczyliśmy się duńskiej kultury i tradycji oraz języka duńskiego, który do łatwych nie należy.
Od 15 lat mieszkam w Næstved, razem z moją rodziną. Jest to miasto położone w południowej Zelandii, dobrą godzinkę od Kopenhagi, pięknie położone blisko morza.
Zanim przeprowadziłam się do Danii mieszkałam rok w Kanadzie i dwa lata w Anglii.
Szczerze mówiąc, nie jestem w stanie porównywać tych trzech krajów. Każdy z nich ma szczególne miejsce w moim sercu i każde z tych państw oferuje coś innego. Gdybym miała dzisiaj zamieszkać poza Danią, to wybrałabym prawdopodobnie właśnie jedno z tych dwóch miejsc. Co jakiś czas tęskno mi zarówno do Kanady, jak do Anglii. Mam stamtąd wiele wspaniałych wspomnień. Państwo duńskie jest natomiast państwem opiekuńczym, o dobrym socjalu, można sobie tutaj spokojnie pracować, zarobki są dobre i żyje się tu na całkiem dobrym poziomie. Duńskie społeczeństwo wyznaje wiele wartości, z którymi się identyfikuję, a nie mogłam ich znaleźć w Polsce. Dania stała się na tyle moim domem i pasją, że z czasem zrodził się blog Via Skandynawia, a po czterech latach zaczęłam projektować indywidualne plany podróży właśnie do tego kraju.
Blog Via Skandynawia, który prowadzę razem z moją przyjaciółką Anną-Marią Taszek, traktuje o historii, tradycjach i turystyce w Danii. Można tam znaleźć wiele wskazówek podróżniczych i nie tylko.
Nie ma typowych wskazówek, jeśli chodzi o podróże z dziećmi, bo tak naprawdę Dania jest przyjaźnie nastawiona do dzieci pod każdym względem. Jeśli komukolwiek marzy się wyjazd do Danii i chciałby sam sobie taką podróż zorganizować, to od stycznia możliwe jest zamawianie indywidualnych, zrównoważonych planów podróży do Danii, które oferuje moja firma Green Travels Denmark. Już niedługo pojawi się dedykowana strona firmy, a na razie ofertę można znaleźć na Via Skandynawia.
Na razie to moja pasja, poza nią mam normalną pracę. Oczywiście nigdy nie wiadomo, co wydarzy się w przyszłości i czy forma bloga będzie wyglądała tak samo. Na razie jednak blog jest bazą artykułów i ciekawostek na temat historii, tradycji, podróżowania po Danii. Jest też połączony z moją firmą.
Z wykształcenia jestem pedagogiem ze specjalizacją historia Europy oraz języków europejskich. Nie pracuję jednak w swoim w zawodzie i nigdy tego nie robiłam. Przyjeżdżając do Danii, trafiłam do branży socjalno-zdrowotnej, czym zajmowałam się już wcześniej w Anglii, zatem nie było mi to całkiem obce i szybko się w tym odnalazłam. Zaraz po szkole językowej zostałam przyjęta do studium, gdzie uczyłam się jako opiekun osoby starszej, a później podjęłam naukę na asystenta pielęgniarki i dzisiaj pracuję właśnie w tym zawodzie.
Praca w duńskiej służbie zdrowia jest, jak wszędzie indziej, wymagająca. Pracujemy z ludźmi, którzy są chorzy i potrzebują naszej pomocy. Można tutaj długo dyskutować, czy duński system jest lepszy od polskiego, albo na odwrót. To zależy jak się na to patrzy.
Dania jest krajem bogatym i w służbie zdrowia przejawia się to w świetnym wyposażeniu szpitali czy klinik lekarskich. Natomiast patrząc na świadczenia oraz sam poziom leczenia w Danii, mam wrażenie, że mamy do czynienia z odwróconym modelem w stosunku do polskiego. Zacznijmy od lekarzy pierwszego kontaktu, którzy są jednym z pierwszych ogniw w procesie leczenia. Poziom wiedzy tutejszych lekarzy rodzinnych jest moim zdaniem niższy niż w Polsce. Czasami mam wrażenie, że to ja muszę przyjść już do lekarza z diagnozą. Niski poziom jest jednym z największych problemów duńskiego systemu zdrowotnego, gdyż rezultatem jest późniejsze wykrycie choroby lub zaniedbanie pacjenta. Z tym stykam się na co dzień, gdyż jestem w mojej pracy między innymi łącznikiem pomiędzy chorym mieszkańcem a lekarzem pierwszego kontaktu. A przecież szybkie i efektywne wykrycie choroby jest bardzo ważne dla całego procesu leczenia. Jeśli chodzi o duńskich lekarzy specjalistów, to sytuacja jest już lepsza. Niestety, tak jak wszędzie indziej, braki specjalistów, personelu pielęgniarskiego jest największą bolączką dzisiejszego systemu zdrowotnego.
W Polsce jest na odwrót, mamy świetnych lekarzy rodzinnych. To pierwsze ogniwo jest bardzo silne. Jeśli natomiast mówimy o systemie szpitalnym w Polsce, to stoi on przed bardzo dużymi wyzwaniami, koniecznością eliminacji długich kolejek do lekarzy specjalistów czy skrócenia oczekiwania na badania. W Danii funkcjonuje "gwarancja leczenia", która polega na tym, że w przeciągu 30 dni powinno zostać nam zapewnione leczenie i jeśli nie może odbyć się w sektorze publicznym, to ma on obowiązek skierować nas do sektora prywatnego. Jeśli zależy nam na tym, by szybciej dostać się do lekarza specjalisty lub na specjalistyczne badania, wtedy wykupujemy sobie dodatkowe ubezpieczenie zdrowotne. Zauważam już jednak pewne wyzwania z zapewnieniem "gwarancji leczenia", to znaczy ten proces mocno zaczyna się wydłużać. Coraz częściej nie jest to 30 dni, tylko 60 - właśnie ze względu na braki specjalistów i personelu pielęgniarskiego.
Moim zdaniem praca w duńskiej służbie zdrowia jest łatwiejsza i lżejsza niż w Polsce. Jest też lepiej płatna. Mile widziany jest tu personel medyczny z zagranicy, np. z krajów europejskich, gdyż system punktacji oraz samo wykształcenie jest honorowane w Danii i jest bardzo łatwo nostryfikować dyplomy. Jeśli ktoś myśli o przyjeździe tutaj i pracy właśnie w branży medycznej, są na to spore szanse.
Nie wiem, co to takiego niania i nie wiem nawet, ile praca takiej osoby kosztuje, szczerze mówiąc. Praca w służbie zdrowia może być - nie zawsze musi, ale może być - w miarę elastyczna i można sobie samemu ustawić zmiany i grafik pracy. To naprawdę nie jest problem, zwłaszcza jeśli chodzi o pracę jako asystent lub jako pielęgniarka środowiskowa. My jako rodzina nigdy z opiekunki nie korzystaliśmy. Nie sądzę też, że ktokolwiek ze zwykłych rodzin korzysta z takiej usługi.
- Jeśli ktoś ma potrzebę opiekunki do dzieci i ma wymagającą pracę lub jest karierowiczem, wtedy tak jak wszędzie indziej, szczególnie na Zachodzie, zatrudnia au pair. Dla mnie najważniejsze jest, by zachować work-life balance, dlatego nie pracuję więcej niż 32 godziny w tygodniu. Mam zawsze możliwość dobierania sobie dodatkowych dyżurów, ale na chwilę obecną wystarcza mi to w zupełności, gdyż prowadzę też firmę. Czuję tym samym, że mam przestrzeń dla siebie, moich dzieci i dla prowadzenia własnego biznesu.
Jak najbardziej. Dzieci w Danii są bardzo ważnymi obywatelami i w te małe istoty inwestuje się naprawdę wiele. Tutejsze dzieci uczą się życia w społeczeństwie. To bardzo ważne, gdyż duński naród funkcjonuje na zasadzie równości i wspólnoty. Oprócz indywidualnego podejścia do jednostki ważnym elementem jest wychowanie dzieci na tolerancyjne, nie wywyższające się oraz dbające o wspólne wartości. Sami Duńczycy są bardzo serdeczni w stosunku do dzieci. Nie ma krzywych spojrzeń, gdy dziecko płacze bądź wpada w histerię. Nie widzi się również konkursów na lepsze i mądrzejsze dziecko, czego czasem doświadczyć można w Polsce. Myślę, że ta cała presja naszego społeczeństwa jest stresująca. W Danii nie ma na to przyzwolenia.
Jeśli chodzi o świadczenia, to przyznawane jest nam kwartalnie tzw. rodzinne. Należy się ono każdemu obywatelowi bez względu na status społeczny. Świadczeń nie można się zrzec. Oczywiście Dania wspomaga też rodziny w trudnej sytuacji finansowej i takie, w których są osoby z niepełnosprawnościami.
Zgadza się, obaj moi chłopcy - sześcio- i dziesięciolatek - wychowali się tutaj. Na pewno duńskie mamy nie są napiętnowane społecznymi stygmatami w kwestii wychowania dzieci. Dzieci mają tutaj przestrzeń na bycie wesołymi, smutnymi czy złymi. Na bycie sobą i wyrażanie siebie. Słuchamy potrzeb dzieci, nie umniejszamy ich. Dzielimy się też wiedzą i pomagamy sobie nawzajem. Bardzo popularne są tu w Danii tzw. mødregruppe. To grupy wsparcia dla świeżo upieczonych mam. Sama byłam częścią takiej grupy dwukrotnie. Organizowałyśmy wtedy wspólne spotkania z maluszkami raz w tygodniu. Grupy matek zestawia pielęgniarka dziecięca, biorąc pod uwagę miejsca zamieszkania mam oraz wiek dzieci. Nie przeszkadza nam też, że dziecko się upaćka w błocie i podrze sobie spodnie. Ciekawość i poznawanie świata jest ważnym elementem wychowania tutejszych dzieci.
Poziom nauki w Danii jest bardzo dyskusyjny. Z punktu widzenia Polaka jest na pewno niższy, jeśli spojrzymy na sferę merytoryczną obu systemów edukacyjnych. Polacy uczą się wkuwać regułki na pamięć. Im więcej, tym lepiej. Sama czasem wspominam jak dużo siedziałam nad książkami, np. na studiach zakuwając suchą wiedzę i szczerze mówiąc, niewiele dziś z tego pamiętam. Nasze zajęcia opierały się na wykładach. Nie wspomnę nawet o sprawdzianach i niezapowiedzianych, stresujących kartkówkach w liceum. Ale… w ostateczności wiemy więcej niż przeciętny Duńczyk. Natomiast system nauczania w Danii jest luźniejszy, prawie bezstresowy i opiera się w dużej mierze na zastosowaniu nabytej wiedzy w praktyce. Dlatego często student jest gotowy do podjęcia pracy zaraz po studiach i ma już nabytą praktykę w tym, co robi. Jest też przy tym wyćwiczony w pracy zespołowej, której uczy się już od pieluch. Tutaj dobrze widać, jak wszystkie etapy życia w sferze edukacji się zazębiają i co mają na celu.
Generalnie uczniowie nie dostają zadań domowych po szkole, chyba że mówimy o szkołach prywatnych. Tam poziom nauki oraz wymagania są wyższe i porównywalne z polskimi. Uczniowie nie są jednak stresowani niezapowiedzianymi kartkówkami.
Myślę, że nie ma potrzeby jakoś specjalnie przygotowywać się na wyjazd do Danii z dziećmi. Wiele atrakcji przystosowanych jest do każdego wieku. Podróże z dziećmi są tu łatwe, nawet z maluchami, bo są przewidziane choćby miejsca dla kobiet, które karmią. Można również liczyć na darmowe wejścia do większości muzeów, a infrastruktura outdoorowa dla rodzin z dziećmi jest bardzo dobrze rozbudowana. Jak się gdzieś jedzie, to nie ma takiej sytuacji, że po drodze nie można znaleźć toalety czy ławek i stołów, które pozwalają się zatrzymać i napić, zjeść. Takie miejsca znajdą się wszędzie. Są tu także fantastyczne place zabaw wykonane z naturalnych materiałów. Duńczycy uwielbiają budować place zabaw np. z drewna.
Polskę odwiedzam jeden, dwa razy w roku. Nie wyobrażam sobie jednak powrotu do Polski z kilku powodów. Przede wszystkim mam tu dzieci, które w połowie są Duńczykami, a poza tym nie zgadzam się z polityką państwa polskiego oraz wartościami, jakie są teraz w mojej ojczyźnie wyznawane. Kocham Polskę za tradycję, kulturę, kuchnię i historię. Mam tam również rodzinę i przyjaciół. Jest to jednak za mało, by mówić o powrocie. Ramy do życia w Polsce są niestabilne, tak jak system wartości społecznych.