Więcej ciekawych treści znajdziesz na Gazeta.pl
Wakacje się skończyły i uczniowie znów wrócili do szkół. W poniedziałkowy poranek wszędzie można było dostrzec ubrane na galowo dzieci i młodzież. Wszyscy wybierali się na uroczyste apele, które rozpoczynały kolejny rok szkolny.
W niektórych miejscach oprócz spotkań na sali gimnastycznej czy szkolnym boisku było coś jeszcze. Napisała do nas mama drugoklasisty, którą zaskoczył widok przed szkołą. Otóż znajdowało się tam stoisko z... popcornem, lizakami i watą cukrową.
Mój syn już przed wejściem do szkoły zobaczył watę cukrową i zaczął dopytywać, czy ją kupimy. Byłam zaskoczona, bo co stoisko z watą i popcornem w karmelu robi tuż przed drzwiami wejściowymi do budynku? I to nie za bramą, ale tuż przed wejściem, więc wszystkie dzieciaki musiały przejść obok łakoci. I słyszałam, że większość maluchów reagowała, tak jak mój syn, czyli dopytywała, czy później rodzice im je kupią. Nie ma co się dziwić, to tylko dzieci.
- opowiada mama chodzącego do drugiej klasy Michała, pani Anita.
Kobieta rozmawiała z innymi mamami, które były równie zaskoczone jak ona. Część stwierdziła, że kupi coś ze stoiska, bo dziecko tak prosi, inne zaś zapewniały, że nie zrobią tego, chociażby dla zasady, że nie jest to miejsce na takie słodycze.
Rozmawiałam z mamami, że zamknięto sklepiki szkolne kilka lat temu, żeby dzieci nie kupowały słodyczy. To po to, by teraz przed szkołą sprzedawać watę cukrową? Ja ustaliłam z synem, że pójdziemy na lody, które bez wątpienia będą lepsze niż sam cukier. Inne mamy z klasy, też miały mieszane uczucia, co od tej dodatkowej, słodkiej atrakcji na rozpoczęcie roku szkolnego. Niektóre, mimo że nie były zachwycone, przyznały, że kupią swoim pociechom popcorn lub watę.
- opowiada mama Michałka.
Co ciekawe, część rodziców była przekonana, że słodycze są za darmo, ufundowane przez szkołę, skoro znajdują się na jej terenie. Byli zaskoczeni, gdy okazało się, że jest inaczej.
Rozpoczęcie roku szkolnego to nie festyn, co będzie za rok, albo przy kolejnej okazji? Zabawki? Balony z helem? A może pistolety na kapiszony? Moim zdaniem to lekkie przegięcie, by szkoła pozwalała na takie stoiska i wiem, że wielu rodziców się ze mną zgadza
- tłumaczy pani Anita. Kobieta proponuje, by lepiej szkoła zorganizowała kilka stoisk z zajęciami dodatkowymi, by wszyscy rodzice mogli podejść i zapoznać się z ich ofertą, wziąć ulotkę, czy porozmawiać. "To byłoby przydatne i pożyteczne, w przeciwieństwie do kolejnej dawki cukru".