Sophie Martin pracuje jako położona. Niestety sama nie może mieć dzieci. Często jest jednak pytana o to, czy je ma. - Odpowiedź nigdy nie była trudniejsza niż w tygodniach i miesiącach po tym, jak straciłam upragnionych synów bliźniaków, którzy urodzili się zbyt przedwcześnie, aby ich uratować.
Wielu pogrążonych w żałobie rodziców odmawiało odpowiedzi, a ja na początku nie wiedziałam, co powiedzieć – opowiada kobieta w rozmowie z dailymail.co.uk.
- Miałam poczucie winy. Zastanawiałam się, czy udawać, że Wilfred i Cecil nigdy nie istnieli. Czułam jednak obawę, że zdenerwuję przyszłą mamę, która zadała mi to pytania, jeśli wyjaśnię sytuację. W końcu powiedziałam: „Tak, dwoje", po czym szybko skierowałam rozmowę na inny temat. To stało się moją standardową odpowiedzią – kontynuuje.
Kobieta przez pięć lat starała się zajść w ciążę metodą in vitro. Stała się, jak sama to określa, „ekspertem w zamykaniu emocji". - Czasami wracałam do domu, do mojego męża, Jamesa, i szlochałam z głębi serca. Ale przede wszystkim nie chciałam o tym rozmawiać w domu. Kiedy już otworzysz się, trudno przestać płakać. Obserwowanie matek za matkami tulących swoje noworodki podkreślało wszystko, czego nie mogłam mieć – a czasami było to niezwykle trudne. Codziennie godzinami opowiadałam innym kobietom, jakie są niesamowite, i przypominałam im o wszystkich cudownych rzeczach, do jakich zdolne jest ich ciała. Tymczasem czułam się zdesperowana, rozczarowana i zła, że ??moje ciało najwyraźniej nie miało w sobie żadnej tej mocy – opowiada.
Sophie wyszła za mąż za Jamesa w 2016 roku. Miała 26 lat. Zaczęli starać się o dziecko. - Nie mieliśmy powodu sądzić, że nasza podróż do rodzicielstwa nie będzie prosta. Będę musiała rodzić dwa razy, ale nie będę mamą. Jednak po dziewięciu miesiącach mierzenia temperatury i sikania na patyczki owulacyjne, aby mieć pewność, że uprawiamy seks w optymalnym momencie poczęcia, umówiłam się na wizytę u mojego lekarza rodzinnego – opowiada.
Po wielu badaniach i miesiącach oczekiwania. Okazało się, że kobieta ma niskie rezerwy komórek jajowych i aby mieć szansę na poczęcie, będzie potrzebować zapłodnienia in vitro. - To była druzgocąca wiadomość. Jak mogłam, mając jeszcze 20 lat, być bezpłodna? – komentuje.
Para nie chciała czekać. Zapłaciła za prywatne leczenie i procedurę in vitro. - Z czterech zapłodnionych komórek jajowych tylko dwie dotarły do ??najważniejszego stadium blastocysty – skupiska komórek oznaczających wczesne życie człowieka. W noc poprzedzającą wykonanie testu ciążowego spałam niespokojnie, obudziłam się o 2 w nocy, a potem leżałam w łóżku do 4:30, kiedy to nie mogłam już znieść tego napięcia i potrząsnęłam Jamesem, żeby go obudził, mówiąc mu, że nadszedł czas na test. Oboje zamarliśmy w milczeniu, gdy na teście pojawiły się dwie kreski, co oznaczało, że w końcu i bez wątpienia jestem w ciąży. Nie trwała długo nasza radość, zanim wkradł się strach i zmartwienie. W ciągu kilku dni zaczęłam krwawić i zapisano mnie na badanie USG do szpitala, w którym pracowałam.
Okazało się, że kobieta jest w ciąży z bliźniakami. Ucieszyli się, bo od razu zostaliby czteroosobową rodziną. - Niestety, nie doczekaliśmy się szczęśliwego zakończenia. W 21 tygodniu, zaniepokojona krwawieniem, poprosiłam Jamesa, aby zabrał mnie do szpitala. Zatrzymano mnie na noc na obserwacji. Następnego dnia odeszły mi wody i zaczęłam rodzić. Moje wykształcenie medyczne nie pozostawiało mi wątpliwości, że oznacza to, że moje cenne dzieci umrą – opowiada.
Reanimacji poddawane są tylko dzieci urodzone w 24. tygodniu życia i starsze. Dzieci Sophie były młodsze. - Cecil i Wilfred, nasi bliźniacy, urodzili się 6 kwietnia 2019 roku i żyli 90 minut, a ich niedojrzałe płuca nie były już w stanie walczyć o oddech. Utrata dziecka powoduje ból tak silny, że nie można zrobić nic innego, jak tylko opłakiwać – opowiada i dodaje: - Czułam wściekłość, moje ciało znów mnie zawiodło. Niepłodność sprawia, że ??ciągle myślisz o sobie okropnie.
Kobieta nie chciała przejść podobnej sytuacji. Poddała się operacji polegającej na założeniu ściegu szyjnego na szyję macicy. Siedem miesięcy później para przeszła kolejne zapłodnienie in vitro. Niestety nie udało się. Położona kolejny raz miała złamane serce. Mijały miesiące. - Tuż przed Świętami Bożego Narodzenia w 2020 roku moi rodzice, nie mogąc znieść naszego smutku, zaproponowali, że zapłacą za transfer jednego z zamrożonych zarodków. Tydzień po zabiegu trochę krwawiłam, byłam przerażona. Ale lekarz zadzwonił i powiedział mi, że faktycznie mam podwyższony poziom progesteronu, wiedziałam, co to oznacza, zanim w ogóle to powiedział: jestem w ciąży – opowiada.
I w końcu się udało! Sophie po wielu latach walki udało się urodzić zdrowego syna. Percy przyszedł na świat poprzez planowane cesarskie cięcie – 2 sierpnia 2021 roku. - Byłam zachwycona, mogąc doświadczyć radości macierzyństwa, czegoś, co widziałam tak często. Ale niepokój pozostał. Cały czas bałam się, że może to niewłaściwy zarodek został wykorzystany i może synek zostanie nam odebrany przez „prawdziwych rodziców". Teraz Percy ma dwa lata i jest mini wersją mnie z głową pełną blond loków. James i ja nie wyobrażamy sobie życia bez niego – opowiada i dodaje: - Jednak mając teraz 34 lata, nadal jestem bezpłodna. Od narodzin Percy'ego mieliśmy jeszcze cztery rundy zapłodnienia in vitro i każda zakończyła się niepowodzeniem. Po drodze napisałem książkę o moich doświadczeniach (The Infertile Midwife: In Search Of Motherhood – przyp. red.), aby wesprzeć inne kobiety, które przechodzą przez to samo. Mamy jeszcze tylko jeden zarodek w zamrażarce i pomimo wielu przeciwności losu, nie przestajemy mieć nadziei – mówi Sophie.