Więcej tematów związanych z życiem rodzinnym na stronie Gazeta.pl
42 lata temu María Angélica González z Santiago w Chile urodziła wcześniaka. Po porodzie dziecko trafiło do inkubatora, a matkę wypisano ze szpitala i odesłano do domu. Kiedy wróciła dowiedziała się, że jej synek zmarł i szpital już pozbył się jego ciała. W rzeczywistości było zupełnie inaczej, dokonano "fałszywej adopcji". Chłopiec trafił do nielegalnej adopcji, został wywieziony z kraju i przez 42 lata żył w USA w innej rodzinie.
Kilka miesięcy temu Jimmy Lippert Thyden trafił na artykuł o osobach, które urodziły się w Chile w latach 80. i 90. XX wieku i trafiły do adopcji. Po latach odnaleźli swoje biologiczne rodziny dzięki działalności fundacji Nos Buscamos, która współpracuje z platformą genealogiczną MyHeritage. Jimmy zrobił test, którego wynik nie pozostawiał wątpliwości - był Chilijczykiem, a w bazie znalazł swojego kuzyna. Gdy się z nim skontaktował, otrzymał adres biologicznej matki.
"W moich dokumentach adopcyjnych było napisane, że nie mam żadnych żyjących krewnych. Tymczasem w ostatnich miesiącach dowiedziałem się, że mam mamę, czterech braci i siostrę" - przytoczył jego słowa "Independent". Jimmy był jednym z tych dzieci, które za reżimu generała Augusto Pinocheta były kradzione biednym rodzicom i przekazywane do adopcji. Wybierano biedne rodziny, które nie wiedziały, jak się broić, jak dochodzić swoich praw i często nie miały na to środków. Były więc łatwym celem tego typu przestępstw.
Adopcyjni rodzice Jimmy'ego nie mieli pojęcia, że ich syn został wykradziony biologicznej matce, kiedy trafił na ten trop wspierali go w poszukiwaniach. Na początku matka i syn telefonowali do siebie, w końcu mężczyzna wraz ze swoją żoną i córkami wybrał się do Valdivii - miasteczka, w którym aktualnie mieszka jego matka,