Dee (@dee.opowiada): Mieszkam w Anglii od 1998 roku, a Francja to w zasadzie nowa przygoda, zaledwie dwuletnia, choć jesteśmy frankofilami od bardzo dawna. W 2000 roku po raz pierwszy wybraliśmy się tam na wycieczkę i… wpadliśmy po uszy. Od tamtej pory odwiedzamy ten kraj bardzo często i wielokrotnie rozważaliśmy przeprowadzkę, ale zawsze coś nam stawało na przeszkodzie. Gdy dzieci były małe, baliśmy się wywracać im świat do góry nogami. Dodatkowo u nas w domu panowała demokracja - w przypadku życiowych decyzji zawsze pytaliśmy dzieci o zdanie i tak też zrobiliśmy tym razem. Syn i córka stwierdzili, że choć lubią Francję, to jednak woleliby chodzić do szkoły w Anglii. Uszanowaliśmy ich decyzję. Teraz jednak dzieci dorosły i powoli wyfruwają z domu. Przyszedł czas na nas, rodziców, by spełnić jedno z naszych marzeń. Z tego właśnie powodu od dwóch lat mieszkamy w dwóch krajach.
Mieszkamy w Maidstone w hrabstwie Kent w Anglii, a we Francji w malutkiej wiosce, której nazwę można przetłumaczyć jako Święty Projekt. Dla nas to znak, że trafiliśmy we właściwe miejsce. Spędzamy tam każdą wolną chwilę.
Jestem historyczką i pracuję w miejskim muzeum. Uwielbiam swoją pracę, bo historia to także moja pasja. Często robię projekty z domu, podobnie mój mąż i dzięki temu możemy się zaszyć wśród francuskich winnic i orzechowców.
Wyjechałam, bo miałam złamane serce po rozstaniu z chłopakiem i potrzebowałam zmiany. Musiałam się poskładać po miłosnym niepowodzeniu. Koleżanka opowiedziała mi o pewnym panu, który w Londynie wynajmuje pokoje, zarezerwowałam więc bilet na autokar (w tamtych czasach latanie samolotem było bardzo drogie), spakowałam torbę, kupiłam też sobie miejsce w szkole angielskiego, bo w tym języku potrafiłam się jedynie przedstawić i 10 października 1998 roku znalazłam się w Anglii. Mimo iż nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, to jednak spodobała mi się możliwość przeżycia przygody i postanowiłam zostać. Pierwszego dnia mojego pobytu nad Tamizą poznałam mojego obecnego męża. Połączyła nas miłość do podróży i właśnie do Francji.
We Francji! Mamy już wszystko zaplanowane. Najpierw musimy skończyć remont domu, a później ruszyć z naszymi pomysłami, a mamy ich wiele. Mąż jest wielbicielem kolarstwa i chciałby organizować kolarskie eskapady, a ja warsztaty fotograficzne i zloty pisarskie.
We Francji znam parę dziewczyn. Poznałam je dzięki portalowi Klub Polki na Obczyźnie, dla którego od czasu do czasu piszę, ale nie mieszkają zbyt blisko nas. Natomiast w Anglii mam fajne grono polskich przyjaciół, głównie dzięki sobotniej szkole języka polskiego, w której kiedyś uczyłam historii. O Polakach na emigracji krążą legendy. Mieliśmy wątpliwą przyjemność poznać obie twarze Polonii i był czas, kiedy z Polakami nie chcieliśmy mieć nic wspólnego. Na szczęście ludzie, których poznaliśmy później, byli naprawdę fajni.
Anglię nauczyłam się lubić. Dużo czasu upłynęło, zanim naprawdę poczułam się tu jak w domu. Natomiast Francja to była moja miłość od zawsze, od czasów liceum, kiedy nauczyłam się pierwszych słów w języku francuskim. W obu krajach czuję się bezpiecznie. Ponieważ kocham robić zdjęcia, to często sama włóczę się w po miastach i wioskach czy z psami po lasach i górach i nigdy nie przytrafiło mi się nic złego. Jedyna niebezpieczna sytuacja, jaka mi się przydarzyła, to stłuczka samochodowa. Na początku naszego pobytu w Wielkiej Brytanii zostaliśmy zaś kilkakrotnie okradzeni i to niestety przez poznanych tutaj rodaków, ale to było bardzo dawno temu.
Na naszej francuskiej wsi życie snuje się bardzo leniwie, jest cisza i spokój. Ludzie są uprzejmi i zawsze mają czas na pogaduszki. W moim angielskim mieście nawet w nocy słychać gwar, ale tak jest chyba we wszystkich krajach. Na wsi jest mniej ludzi i wszyscy się znają. Miasto jest bardziej anonimowe.
Tak, zarówno syn, jak i córka urodzili się w Anglii i tutaj też skończyli szkoły. Teraz studiują.
Mówimy głównie po angielsku, choć dzieci potrafią się komunikować po polsku. Wiem, że wiele osób mnie skrytykuje za moje podejście, ale nie naciskałam, by dzieci mówiły dobrze po polsku. Nie chciałam przelewać moich nostalgii na nich. Polska to moja ojczyzna i mam z nią związane cudowne wspomnienia, natomiast Anglia jest ojczyzną moich dzieci i staram się to szanować. Znam wiele dzieci urodzonych w Anglii, które mają problem z tożsamością narodową i chciałam tego uniknąć, ale oczywiście każdy jest inny i ma prawo wychowywać dzieci po swojemu.
Jestem bardzo zadowolona ze szkół, do których chodziły moje dzieci. Nie były przeciążone nauką, a mimo wszystko zdały świetnie maturę i teraz studiują na dobrych uniwersytetach. Podoba mi się w angielskiej edukacji to, że oprócz nauki duży nacisk kładzie się na wzmacnianie pewności siebie, radzenie sobie w różnych kręgach społecznych, umiejętność prowadzenia dyskusji czy przemawianie na forach publicznych.
Piszącą książkę w cieniu naszego orzechowca, podsumowującą naszą francuską odyseję lub badającą tajemnice tutejszych templariuszy. Pisanie i historia to moje pasje. Mam nadzieję, że Francja stanie się naszym ostatecznym miejscem na Ziemi.