Lat nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa. Wracają do Polski afrykańskie upały, a to oznacza, że jeszcze przyjdzie nam zobaczyć słupki rtęci, które wskazują pond 30 stopni Celsjusza w dzień i przekraczają 20 stopni w nocy (wtedy mówimy o wyjątkowo ciepłych nocach, nazywanych afrykańskimi). W taką pogodę łatwo o przegrzanie i odwodnienie. Co zrobić, aby w czasie upalnego lata przynieść ulgę sobie i dziecku, nie narażając się na nieprzyjemne konsekwencje? Wyjaśniamy. Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Upalne lato daje się wszystkim we znaki. W słoneczne dni szukamy miejsc chłodnych i zacienionych, jednak ciężko uciec przed lejącym się skwarem z nieba. Jak ochronić dziecko przed palącym słońcem? Przede wszystkim odpowiednio nawadniać, ubierać adekwatnie do panującej temperatury, stosować kremy z filtrem oraz unikać słońca, kiedy grzeje najmocniej. Ochłodę mogą przynieść również dmuchane baseny wypełnione wodą oraz przenośnie wiatraki i klimatyzatory. Ich należy jednak używać z głową i w granicach rozsądku, tzn. np. nie kierować podmuchu chłodnego powietrza na dziecko.
Jednak jest jeszcze kilka rzeczy, przed którymi ostrzegają lekarze. Jeśli nie chcesz skończyć na SOR-ze, tego lepiej nie funduj małemu dziecku:
Dodatkowo kolejną ważną kwestią, o której zapomina wielu rodziców, jest podawanie dzieciom owoców cytrusowych. Ich sok i promienie słoneczne to nie jest najlepsze połączenie. Grozi to poważnymi konsekwencjami, które specjaliści określają jako "margarita burn". Co to takiego jest? Nazwa ta nawiązuje do popularnego drinku, ale ma z nim niewiele wspólnego. Chodzi tu o poparzenie słoneczne, którego możemy nabawić się, np. jedząc lub pijąc sok z cytrusów. To on w kontakcie ze skórą i promieniami ultrafioletowymi może prowadzić do poparzeń skóry, a nawet trudno gojących się ran i blizn. Zjawisko to potocznie nazywa się "margarita burn", a naukowo fitofotodermatoza (od słów "phyto" - roślina, "photo" - światło, "dermathosis" - zapalenie skóry).