Pewna mama w rozmowie z portalem Kidspot powiedziała, że wolałaby wydać pieniądze na botoks dla siebie niż na zajęcia pozalekcyjne syna. Wyjaśniła, że wie, że jej decyzja może się niektórym wydawać „samolubna i próżna", ale podkreśliła, że matki często jako pierwsze dokonują "poświęceń". W związku z tym nie zastanawiała się ani chwili nad decyzją powiedzenia synowi "nie". Stwierdziła jednak, że żałuje, że nie stać jej na opłacenie jego sportu i botoksu. Mama trójki dzieci powiedziała gazecie, że jej syn uprawia już dwa sporty, a pozostałe jej dzieci mają swoje obowiązki.
Zajęć pozalekcyjnych jej dzieci mają więc dużo. Kolejne nadszarpnęłyby rodzinny budżet. Kobieta woli więc tę pulę środków przeznaczyć na zabieg dla siebie niż na zajęcia sportowe syna. U kosmetyczki wyda około 100 australijskich dolarów, czyli około 265 złotych. Pieniądze te nie pokryją wszystkich wydatków związanych z dodatkowymi lekcjami dziecka. - Będę musiała zapłacić za jego mundur i członkostwo – opowiada.
- Absolutnie uwielbiam pasję moich dzieci do wszystkiego, co robią i nie chcę niczego więcej, jak tylko zachęcać i wspierać ich w rozwoju – dodała. Podzieliła się też przemyśleniem, że dla niej botoks to forma zaopiekowania się sobą: - Postrzegam botoks jako formę samoopieki. Dzięki temu czuję się pewna siebie i szczęśliwa. Czuję, że widać to w innych obszarach mojego życia, w tym w rodzicielstwie.
Kobieta ma nadzieję, że w niedalekiej już przyszłości będzie mogła mówić swojemu synowi więcej „tak" niż „nie". Tym razem zupełnie nie żałuje, że odmówiła dziecku. - Wiem, że niektórzy ludzie nie zrozumieją mojego wyboru ani jego uzasadnienia i uznają wybór botoksu zamiast sportu dziecięcego za samolubny i próżny, ale dbanie o siebie ma ogromny wpływ na samopoczucie i uważam, że jako mama, która często się poświęca na to zasługuję – argumentowała mama. Dodała także, że jej syn dobrze przyjął tę wiadomość, bo po prostu „wzruszył ramionami i zajął się swoim dniem".