Więcej ciekawych treści znajdziesz na Gazeta.pl
Nie należę do osób, które wpadają w panikę i biegną do sklepów, wykupując wszystkie długopisy, zeszyty, czy piórniki. Uważam, że część rzeczy mam w domu, a resztę dokupię, jak już będzie ogłoszona lista. W ciemno kupować nie zamierzam, bo nie mam miejsca na trzymanie zbędnej bibuły, arkuszy papieru, czy wymyślnych artykułów, które nigdy się nikomu nie przydadzą, a będą tylko zajmować miejsce.
Niedawno byłam jednak na urodzinach kolegi syna, który tak jak mój niebawem idzie do pierwszej klasy. Na imprezie było dużo jego rówieśników, więc normalne jest, że mamy zaczęły rozmawiać o szkole. Okazało się, że część z nich już kupiła przybory szkolne, a niektóre, tak jak ja, stwierdziły, że zrobią to, jak będą już konkretnie wiedziały, co jest potrzebne do szkoły. Wszystkie miały już jednak plecaki dla swoich pociech i wymieniały się jakimiś markami, które przyznam, słyszałam po raz pierwszy w życiu (za moich czasów ich po prostu nie było).
A że wrzesień zbliża się wielkimi krokami, postanowiłam, że chyba faktycznie najwyższa pora za tym plecakiem się rozejrzeć. I tu... muszę przyznać, że życie mnie mocno zaskoczyło.
Plecaków w sklepach stacjonarnych i internetowych jest całe mnóstwo. Kolorowe, z różnymi postaciami, z kółkami do ciągnięcia po ziemi, dodatkowymi kieszeniami i wiele innych. Stwierdziłam, że wzór wzorem, ale kluczowe jest, by plecak był dopasowany do dziecka i nie wpływał źle na jego postawę i kręgosłup. I tu spotkał mnie kolejny szok.
Oczywiście, większość marek zapewnia, że ich produkty są najlepsze, najzdrowsze, najtrwalsze i w ogóle "naj". Dlatego postanowiłam poszukać rankingów plecaków, jednak i tu przegrałam, bo prawie wszystkie są materiałami sponsorowanymi, czyli wykupionymi przez danego producenta i wychwalające przede wszystkim jego produkty.
W sumie po kilku dniach wiedziałam niewiele więcej, niż na samym początku. I kolejna kluczowa kwestia - cena. Są plecaki za kilkadziesiąt i za kilkaset złotych. Rozstrzał cenowy jest ogromny! Zakładam, że te najtańsze są słabej jakości, a te najdroższe dużo lepszej. Ale czy na pewno? A może płacę za logo popularnej firmy? No i tu pewności już nie mam.
Zaczęłam więc pytać mamy, których dzieci chodzą do podstawówki, które plecaki polecają. Wypisałam już kilka marek, więc coś z tego pewnie wybiorę (bo będę w końcu musiała). Tylko pojawia się kolejny problem, którego w sumie na początku nie brałam pod uwagę - moje dziecko chce wybrać wzór. A jak przekonać syna do plecaka, który nie ma w ofercie Minecrafta, Hulka, czy dinozaurów (i to określonych gatunków, żeby nie było tak łatwo).
Serio, gdyby jakaś firma oferuje usługi typu "przygotuję Twoje dziecko do szkoły, zadbam o dobrą wyprawkę, w dobrej cenie - uśmiech ucznia i rodzica gwarantowany", to rozważyłabym, żeby z niej skorzystać. Czy są tu rodzice, którzy również dostają zawrotu głowy w sklepach z artykułami szkolnymi? A może problem pojawia się tylko u rodziców pierwszoklasistów, którzy są jeszcze "niedoświadczeni" w kwestiach szkolnych?