Monika (@passion.tea): Mam nianię na pełen etat, która przychodzi na osiem godzin sześć razy w tygodniu.
Do trzeciego roku życia dziecka zazwyczaj zatrudnia się nianię. Na pewno są rodziny, które korzystają ze żłobka, jednak w moim otoczeniu (nie chciałabym mówić za wszystkich) mało osób oddaje dzieci do żłobka przed trzecim rokiem życia. Małe dzieci zazwyczaj zostają w domu z mamami albo właśnie pod opieką niani, jeśli mama idzie do pracy. Czasami dzieci zostają też pod opieką babci, która przyjeżdża z daleka, by pomóc w opiece. Ja myślę o żłobku dla mojej córki, ale właśnie bliżej trzeciego roku życia. Chciałabym, by miała kontakt z dziećmi i się tam rozwijała.
Są państwowe, lokalne, lecz tam ekspaci raczej nie wysyłają dzieci. Poza tym jest bardzo dużo prywatnych placówek, które są jednak bardzo drogie. Edukacja jest tutaj na wysokim poziomie, ale kosztuje. Mam znajomych, którzy mieszkali w Bahrajnie, ich dzieci chodziły do tutejszych szkół, a po powrocie do Polski dobrze sobie radziły. Przy wyborze szkoły można wybrać też system, w jakim dziecko ma się uczyć - francuski, amerykański albo np. brytyjski. My wiemy, że na pewno chcemy, aby nasza córka była w systemie francuskim, ponieważ jest on najbardziej zbliżony do polskiego, a planujemy w przyszłości przeprowadzić się do Polski.
Przeczytaj więcej ciekawych historii na stronie głównej Gazeta.pl
Tak, choć początkowo miałam inny plan. Chciałam przeprowadzić się na Sri Lankę i tam otworzyć mały, butikowy hotel. Marzyłam też o tym, że mój mąż będzie tam gotował (przez lata był szefem kuchni u króla i królowej w Jordanii), a ja będę oferować gościom herbatę, którą sama sprowadzam (mam własną markę herbaty i uczę etykiety picia herbaty). Jednak dwa lata temu zabrałam pierwszy raz mojego męża do Polski i zakochał się w tym kraju! Myślę, że za maksymalnie 10 lat wrócimy do mojej ojczyzny. Z tego względu zależało mi też na znalezieniu dla córki szkoły, która będzie miała podobny system nauki, co w Polsce.
Na razie jeszcze nie mówi, ma dwa lata i trzy miesiące, ale my mówimy do niej w trzech językach. Generalnie dzieci z rodzin wielojęzycznych zaczynają mówić dużo później, więc nie spodziewamy się, że zacznie mówić przed trzecim rokiem życia. Mój mąż mówi do córki po francusku, ja po polsku, a jak jesteśmy razem, to mówimy do niej po angielsku i między sobą też mówimy po angielsku. Chcemy, by później, jak będzie trochę starsza, uczyła się także arabskiego. Mój mąż płynnie mówi po arabsku, ja niestety nie. Nawet chciałam uczyć się arabskiego, ale w Bahrajnie wszyscy mówią po angielsku i jak starałam się mówić po arabsku, to każdy - żeby mi ułatwić i z grzeczności - odpowiadał mi po angielsku. To naprawdę nie ułatwiało nauki, choć zapewne zabrakło mi też czasu i wytrwałości.
Tak, tutaj prowadziłam ciążę i miałam wspaniałą opiekę w szpitalu uniwersyteckim króla Bahrajnu. To jest prywatny szpital, dobrze wyposażony, z wykwalifikowanymi lekarzami. Bardzo bezpiecznie się tam czułam, miałam wspaniałego lekarza prowadzącego.
Rodziłam w czasie pandemii COVID-19, nie było wtedy szkoły rodzenia, ale były takie spotkania, np. z położną, podczas których mówili m.in. o możliwościach łagodzenia bólu podczas porodu. Na jednym spotkaniu wyjaśniali też, gdzie mam się zgłosić, jak zacznę rodzić, pokazywali nam sale do rodzenia, łóżko, na którym będę rodziła... I tu niespodzianka - łóżko do rodzenia było z Polski, polskiego producenta z Żywca.
Czasami jest tak, że ubezpieczenie pokrywa takie koszty, ale nam wtedy ubezpieczenie tego nie pokrywało, więc sami za to zapłaciliśmy. Cena nie była bardzo wysoka.
W normalnej sytuacji by mógł. Nawet w pandemii, przy naturalnym porodzie, mąż mógł towarzyszyć swojej partnerce. Jednak ja miałam poród wywoływany przez dwa dni. Kiedy rodziłam, miałam 42 lata, więc mój lekarz powiedział, że da mi szansę na próbę naturalnego porodu, ale jak tylko będzie coś nie tak, to zrobi cesarskie cięcie. Przy cesarskim cięciu mąż nie mógł mi towarzyszyć.
Tak, potem mógł mnie normalnie odwiedzać. Co prawda mógł być tylko przez godzinę, ale zawsze coś wykombinował i zostawał dłużej.
Można je wykonać, ale nie ma takiego obowiązku. Ja miałam 42 lata, jak byłam w ciąży. Robiłam badania USG, można też zrobić badania z krwi. Takich nie zrobiłam, choć długo się nad tym zastanawiałam. Konsultowałam ten temat nawet ze znajomą położną z Polski. Wyjaśniła mi, że te badania z krwi nie dają stuprocentowej gwarancji, one pokazują tylko procentowe prawdopodobieństwo, że dziecko może być na coś chore. Doradziła mi, bym zadała sobie pytanie, co zrobię z wynikami, czy będę chciała wykonywać kolejne badania, by upewnić się, czy wszystko będzie dobrze. Znam siebie i wiem, że strasznie bym się stresowała, gdyby mi wyszło nawet małe prawdopodobieństwo jakieś choroby, dlatego stwierdziłam, że jeśli wyniki z USG będą dobre, to nie będę robić tych badań z krwi. Ciąża dobrze się rozwijała, wszystko było okej, nie widziałam potrzeby wykonywania dodatkowych badań.
Tak, są płatne. Dużo Polek, które znam, decyduje się na wykonywanie tych badań w Polsce. Myślę, że trochę ze względu na koszt, ale nie tylko. Wiele z tych kobiet wyjeżdża np. na całe wakacje do rodziny w Polsce i dużo z nich żyje na dwa domy. Jako że spędzają tak dużo czasu w Polsce, mają tam znajomych lekarzy, specjalistów, do których mają zaufanie, często robią tam też inne badania, więc automatycznie chcą tam robić również te ciążowe. To chyba tak już jest w naszej polskiej kulturze - tak jak z przywożeniem jedzenia i zapasów z Polski.
Bardzo dobrze. Bahrajn jest wyjątkowy pod tym względem. To jest przykład państwa, w którym religie ze sobą nie walczą. Tutaj każdy żyje w symbiozie, ludzie sobie pomagają, jest tu największa katedra chrześcijańska w regionie. W 2022 r. był u nas nawet papież. Są kościoły, jest synagoga, są też hinduskie świątynie. Bahrajn jest dla wszystkich. Tu jest naprawdę duża tolerancja, nigdy nie odczułam żadnej dyskryminacji, zarówno religijnej, jak i płciowej czy narodowościowej. Lubię tu żyć, naprawdę dobrze się tu mieszka. Znam też wiele Polek, które wyszły za Bahrajńczyków i są szczęśliwe.
Fakty są takie, że muzułmanin może mieć cztery żony, ale musi zapewnić każdej takie same warunki. Niektórym kobietom - wbrew pozorom - może odpowiadać, że są jedną z dwóch, trzech czy nawet czterech. Jeśli jest jeszcze inna żona, to ta pierwsza nie musi okazywać mężowi atencji cały czas, bo ma jeszcze trzy zastępczynie. Wiem, że to może dziwnie brzmi, ale to tak jak w Europie mężczyźni mają kochanki, a tu mają oficjalnie kilka żon. Każda z nich traktowana jest w taki sam sposób. Dostają samochody o podobnej wartości, domy itp. To w praktyce oznacza, że mało kogo stać na drugą czy trzecią żonę. Mogą sobie na to pozwolić chyba tylko król czy bogaci szejkowie.
Tak, znam taką Polkę, która była drugą żoną i świadomie wstąpiła w taki związek. Jej to nie przeszkadza i jest szczęśliwa. Nie oceniam tego, ale trochę próbuję ludzi uświadamiać, jak mówią, że tutaj jest gorzej niż w Europie. Nie wiem, czy jest lepiej, czy gorzej. Prawda jest taka, że w Bahrajnie też są rodziny, w których źle się dzieje czy związki, w których Arabowie źle traktują swoje żony. Nie jest to jednak normą, nie ma na to przyzwolenia. Tak samo jak generalnie nie jest pochwalane to, żeby Europejczyk bił żonę czy miał kochankę. To kwestia człowieka, jego wartości, a nie religii.
W chrześcijańskiej. Ochrzciliśmy naszą córkę w tym roku w Polsce. Chcieliśmy, żeby nie miała wątpliwości, skąd pochodzi i gdzie są jej korzenie. Może się zdarzyć tak, że w przyszłości będzie chciała zmienić religię, ale teraz my, jako rodzice, przekazujemy jej swoje wartości.