Agnieszka: Do Danii wyjechałam na stypendium jeszcze na studiach - na ostatnim roku magisterki. Aż trudno uwierzyć, ale było to 13 lat temu! W Kopenhadze mieszkam już prawie 10 lat.
Jestem nauczycielem. Zdjęcie z przyłbicą jest jeszcze z czasów, kiedy szkoły się otwierały po pandemii i musieliśmy jakoś uczyć dzieci. Dodam, że w Danii nie było możliwości, żeby nauczyciel nosił maseczkę w czasie lekcji. Dla dzieci był to bardzo trudny moment, a maseczki nie ułatwiały odczytywania mimiki twarzy, emocji u nauczycieli. Z tego powodu rząd duński podjął decyzję, że nauczyciele, szczególnie młodszych dzieci, w czasie lekcji mają nosić przyłbicę.
Żyje mi się bardzo fajnie - chyba już dawno bym się przeprowadziła, jeśli byłoby więcej minusów niż plusów (śmiech). Podoba mi się bliskość morza i plaży - zawsze chciałam mieszkać nad morzem. Fajne jest też to, że Kopenhaga łączy w sobie duże miasto z dostępnością do natury - jest dużo parków, publicznych plaż, w ciekawe miejsca można dojść, szybko dojechać na rowerze albo transportem publicznym. Muszę przyznać, że potrzebowałam czasu, żeby się zakochać w Kopenhadze, ale teraz nie wyobrażam sobie, by mieszkać daleko od tego miasta.
Przeczytaj więcej ciekawych historii na stronie głównej Gazeta.pl
Okres jesienno-zimowy to dla mnie duże wyzwanie - są wtedy bardzo krótkie dni. Wychodzę do pracy - jest ciemno, wracam z pracy - już ciemno. Dodając do tego deszcz i wiatr, to pogoda jest naprawdę depresyjna. Moi rodzice się śmieją, że w Danii jest ciągły przeciąg (śmiech), szczególnie właśnie w okresie jesienno-zimowym. Moim zdaniem właśnie dlatego Duńczycy celebrują hygge! (to duńskie słowo, które oznacza komfort, wygodę i odnosi się do stanu wewnętrznej równowagi, poczucia szczęścia i bezpieczeństwa. Duński koncept uważany jest za odpowiednik francuskiego joie de vivre - red.)
Tak - cała moja ciąża była prowadzona w Danii. Wszystko zaczyna się tutaj od telefonu do lekarza rodzinnego. Mówisz, że masz pozytywny wynik testu ciążowego, a on bardzo naturalnie zadaje ci pierwsze i podstawowe pytanie: czy chcesz utrzymać ciążę. W zależności od twojej odpowiedzi zapisują cię na odpowiednią wizytę. Trochę był to dla mnie szok, ale z drugiej strony każda kobieta ma tutaj wybór i jest to dla nich pytanie zupełnie oczywiste. Naprawdę bardzo to szanuję.
Jeśli kobieta zdecyduje, że chce zachować ciążę, to umawia się na wizytę i wykonuje badania. Na początku jest to badanie moczu i krwi. Po potwierdzeniu ciąży i sprawdzeniu, czy wszystko w porządku, robią wywiad dotyczący ciebie i twojego partnera (alergie, używki itp.). Następnie informują, w którym szpitalu będziesz rodzić i umawiają na pierwsze USG (ok. 13. tygodnia). Dodam, że przez całą ciążę miałam tylko dwa badania USG - taki jest proces państwowy, jeśli chciałabym więcej, to mam możliwość zrobienia dodatkowych badań prywatnie.
Moją ciążę prowadziła położna u siebie w przychodni oraz w szpitalu - wizyty miałam co dwa tygodnie, raz tu, raz tu. Położna słuchała bicia serca maluszka i mierzyła wielkość dziecka rękoma! Tak, rękoma, naprawdę! Z zewnątrz brzucha. O dziwo waga, którą podała na ostatniej wizycie, była dokładnie taka, z jaką urodziła się moja córka. Nie mam pojęcia, jak to zrobiła, ale pełen profesjonalizm. Na każdej wizycie robiłam podstawowe badanie moczu, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku. Badanie na cukrzycę ciążową tutaj zleca się tylko kobietom, które są w grupie ryzyka albo ich badanie moczu wykazało, że mają podwyższony cukier. Jeśli wszystko jest ok, to nie muszą robić testu obciążenia glukozą.
Trudno mi mówić o przywilejach czy też je porównywać z innymi krajami. Kobiety w Danii - jeśli są zdrowe, dziecko się dobrze rozwija i nie ma przeciwwskazań - są aktywne zawodowo do ostatnich sześciu, ośmiu tygodni przed porodem. Jest to też oczywiście zależne od rodzaju wykonywanej pracy. Jeżeli sytuacja tego wymaga, to pracodawca w porozumieniu z lekarzem akceptuje zwolnienia lekarskie. Są one pełnopłatne, chociaż tutaj naprawdę rzadkie.
Większość kobiet, które znam, rodziła w szpitalu państwowym. Jest tam odpowiedni oddział dla porodów naturalnych, z naturalnymi metodami przeciwbólowymi, można tam np. rodzić w basenie. Jeśli od początku chcemy epidural (znieczulenie zewnątrzoponowe - red.) albo w trakcie stwierdzimy, że tego chcemy, to przewożą nas do innej sali, części bardziej szpitalnej, gdzie mogą nam go podać.
W czasie całego porodu z rodzącą są tylko położne - lekarz przychodzi w sytuacji zagrożenia dla mamy i/albo dziecka. Niestety może się tak zdarzyć, że inna położna będzie przy tobie, jak się poród zaczynał, a inna, jak się kończył. Jeśli jest taka sytuacja, to przełożona pyta położnej, czy chciałaby kontynuować, mimo że jej dyżur się kończy. W moim przypadku położna zdecydowała się zostać, przyjęła poród, ale opiekę poporodową przejęła już nowa zmiana.
Rodzi się w jednoosobowej sali, a po porodzie mieliśmy pokój tylko dla naszej trójki i mogliśmy zostać do trzech dni. W Danii, jeśli poród przebiegał bez komplikacji, można wyjść do domu po kilku godzinach. My zostaliśmy na jedną noc, dla pewności - w końcu był to nasz pierwszy raz.
Tak, mój partner był ze mną cały czas. Mógł też zostać z nami w szpitalu po porodzie.
Kiedy urodziłam dziecko, wzięłam cały urlop macierzyński – tak się ułożyło, że miałam cały rok urlopu. Oczywiście doliczone do tego były dni wolne, wakacje, dni opieki nad dzieckiem itp. Dziś nie byłoby takiej możliwości, żebym to ja wzięła cały rok, bo całkiem niedawno weszła w życie ustawa mówiąca o tym, że musimy się z partnerem podzielić urlopem. Wcześniej był to nasz wybór.
Raz na kwartał rodzice dostają bornepenge - jest to równowartość około 2000 zł i ta kwota maleje wraz z wiekiem dziecka. Każdy rodzic dostaje połowę tej kwoty na konto. Nie trzeba składać żadnych wniosków ani nie jest to uzależnione od dochodów. Każdy dostaje tyle samo.
Tak - moja córka chodziła do żłobka, teraz już poszła do przedszkola. Kiedy dziecko ma kilka miesięcy, trzeba się zapisać na listy w żłobkach państwowych i czekać. Wybiera się swoje priorytetowe placówki. Jeśli nie ma miejsca w państwowym żłobku w twojej okolicy i jesteś zmuszony oddać dziecko do prywatnego (czyli, jak wiadomo, droższego), to wtedy rząd dopłaca do takiego miejsca różnicę, jaka jest między państwowym a prywatnym. W Danii są żłobki i przedszkola państwowe, prywatne i domowe. Te ostatnie są najdroższe. Na jedną opiekunkę przypada trójka, czwórka dzieci i jest ich maksymalnie osiem w grupie.
Osobiście nie znam osoby, która nie wysłała swojego dziecka do żłobka. Żłobki są bardzo popularne, a nianie to rzadkość - jeśli chcesz zatrudnić nianię na pełen etat, to musisz to zrobić oficjalnie, czyli płacić jej minimum średnią krajową, odprowadzać podatki itp. Nianie - zazwyczaj młode dziewczyny z liceum czy studentki - pomagają tylko na kilka godzin, np. odbierają dzieci ze szkoły czy żłobka, jeśli rodzice muszą dłużej pracować albo w weekendy.
Szczerze mówiąc, znam tylko kilka duńskich mam - większość moich koleżanek to towarzystwo międzynarodowe, a tutaj różnice w wychowaniu się zdarzają. Duńskie wychowanie natomiast jest inne niż polskie, choć może teraz się to nieco zmienia. Dzieci od samego początku spędzają dużo czasu na dworze bez względu na pogodę. Jak to mówią: nie ma złej pogody, jest tylko nieodpowiednie ubranie. Do tej pory pamiętam, jak przyjechałam do Polski z małym dzieckiem. Był początek września, ja w krótkim rękawie, moje dziecko miało długi rękaw i było bez czapeczki. Jakaś obca osoba mówi do mnie na ulicy: "Jak to bez czapeczki!". W Danii obcy by się nie odezwał, bo to nie jego sprawa. Może by sobie coś pomyślał, ale nikt się nie wtrąca i nie komentuje takich rzeczy.
Czasami tęsknię, ale nie za krajem, lecz za rodziną, która mieszka w Polsce. Tęsknię za niektórymi potrawami, których nie mogę dostać w Danii albo nie umiem sobie ugotować.
Mój partner jest Duńczykiem, wiec dla nas dom aktualnie jest w Danii. Nie planujemy przeprowadzki do Polski, ale nauczyłam się nie mówić "nigdy". Nie wiem, czy Dania będzie naszym domem na stałe, ale jak na razie jesteśmy tutaj szczęśliwi i nasza córka też, a to dla nas najważniejsze.