Ola* (@aleksandra_zalewska_indie): Prywatnie jeszcze jako dziecko pojechałam do Niemiec do rodziny mojej mamy, ale wiadomo, ten okres się słabo pamięta. Kiedy miałam 13 lat, rodzice zabrali nas do Egiptu. To była pierwsza wyprawa, która zapadła mi w pamięć. Zawodowo swój pierwszy wyjazd odbyłam do Grecji i Turcji. W 2008 roku to były (zresztą nadal są) dwa najpopularniejsze kierunki wśród polskich turystów.
Tak i nie. Są podróżnicy i piloci wycieczek, którzy rok w rok, miesiąc w miesiąc wracają w te same rejony, na te same trasy. Oczywiście są miejsca, które uwielbiam, jak Grecja czy Tajlandia, ale bywam tam co jakiś czas, nie za często, żeby się nie „przejeść", żeby mieć ochotę na więcej i bardziej.
Przeczytaj więcej ciekawych historii na stronie głównej Gazeta.pl
Najczęściej krążę po Azji. Mieszkam w Indiach i to jest moja baza wypadowa do innych krajów regionu. Pracuję jako pilot przewodnik, podróżuję z grupami po takich krajach jak Indie, Nepal, Sri Lanka, Tajlandia, Kambodża, Laos, Wietnam, Indonezja, Malezja, Singapur czy Chiny.
W mieście Bangalore, w stanie Karnataka.
Tutejszy klimat bardzo mi pasuje, ale nie ukrywam, że mieszkam w Indiach dlatego, że mój mąż tu pracuje.
To trudne pytanie. To zależy od wielu czynników, takich jak pora roku czy cel podróży. Są kraje, które wybieram dla natury, jak Indonezja, lub takie, gdzie niezmiennie zachwycają mnie zabytki, jak Tajlandia. Każde miejsce ma coś innego do zaoferowania, a ja uwielbiam tę różnorodność.
To zależy od miesiąca. Mój grafik jest raczej elastyczny, ale średnia długość prowadzonej przeze mnie wycieczki objazdowej to 14-18 dni. Czasami jest to jedna grupa, jeden program, czasami zdarza się kilka pod rząd i nie ma mnie w domu ponad miesiąc. Do tego dochodzą prywatne wypady, więc w domu często mnie nie ma. Podsumowując, policzyłam, że w drugiej połowie 2022 r., spędziła w hotelach 120 ze 180 nocy. Generalnie to jest życie na walizkach.
Są choroby, na które można się zaszczepić i jeśli mogę, to korzystam z takiej opcji. Przed każdą podróżą warto sprawdzić, jakie szczepienia są zalecane dla danego kraju. Moim zdaniem żółtaczka, meningokoki, tężec i dur brzuszny to absolutne minimum. Konsultacji udzielają lekarze w zakładach medycyny podróży. Na malarię i na dengę – dwie najpopularniejsze choroby przenoszone przez komary – niestety nie ma szczepień. Można brać prewencyjne lek Malarone, ale nie polecam, bo jego skutki uboczne są straszne, a większość krajów jest już wolna od malarii. Z dengą nigdy nie ma pewności.
Kiedyś w Tajlandii myślałam, że ją złapałam, bo oprócz gorączki mój organizm nie chciał przyjmować jedzenia i picia, do tego bóle głowy i ogólne osłabienie, ale szybko skonsultowałam to z lokalnym lekarzem, zrobiłam badania krwi i denga została wykluczona. Dostałam leki na wzmocnienie i jakoś poszło.
W Indiach i pozostałych krajach Azji na wschód patrząc, zagrożenia są raczej podobne. Możemy trafić na nieuczciwego cinkciarza, który wymieni nam pieniądze po zaniżonym kursie lub podrzuci podrobiony banknot. Tutaj, tak jak i na całym świecie, mamy oczywiście kieszonkowców. Do tego kwestia infekcji przewodu pokarmowego, co się zdarza, jeśli nie jesteśmy zbyt uważni w dobieraniu posiłków. Zawsze odradzam jedzenie świeżych warzyw i owoców, zwłaszcza tych krojonych na straganach. Gotowane, pieczone czy smażone przy nas jedzenie nie powinno nam zaszkodzić, ale każdy ma inny żołądek. Oprócz tego spotkamy się z nieuczciwymi kierowcami taksówek i tuk-tuków zawyżającymi ceny lub też kłamiącymi, że nasz hotel jest zamknięty (by zawieźć nas do swojego znajomego), oferujących lokalne wycieczki w super cenie, przy okazji obwożąc nas po wszystkich możliwych sklepach znajomych, odpalających im za to prowizje. Tutaj „informacja turystyczna" nie zawsze jest państwowa, częściej to prywatne biuro, które dopisało to sobie na banerze w nazwie.
Raczej unikam niebezpiecznych miejsc. Nie widzę potrzeby, żeby się w nie zapuszczać czy to prywatnie, czy zawodowo. Do tego warto doprecyzować – w jakim sensie niebezpieczne? Raz znalazłam się w centrum tropikalnego cyklonu, będąc w Chinach. Kiedy byłam na Rodos w 2008 roku, miało miejsce trzęsienie ziemi, a potem wielki pożar. Ewakuowano hotel, w którym mieszkałam. Na Borneo w moim pokoju zadomowiła się tarantula, ale to raczej nic dziwnego w dżungli. Tak naprawdę nigdy nie wiadomo, gdzie i kiedy coś się wydarzy. Miesiąc po moim pobycie w schronisku pod Dżabal Tubkal w Maroku życie straciły tam dwie dziewczyny. Wypadek może zdarzyć się nawet na trasie, a niektóre drogi nawet w Grecji (tu akurat mam na myśli wyspę Karpathos) potrafią być niebezpieczne.
Przede wszystkim bez paniki. Najważniejsze to zachować zdrowy rozsądek. Jestem też zwolenniczką zabierania ze sobą gotówki – dolarów amerykańskich lub euro - bo w Azji potrafią kopiować kartę płatniczą nawet w sklepie. Do tego za duże nominały dostaje się lepszy kurs niż za małe, choć małe przydają się na napiwki. Warto zabrać ze sobą mini apteczkę, ale nie przesadzać. Owszem, w krajach takich jak Kambodża służba zdrowia nie jest najlepsza, ale apteki są dobrze wyposażone na wypadek problemów żołądkowych czy infekcji bakteryjnych. Dobrze jest być doinformowanym, ale czasami nie warto słuchać blogerów podróżniczych, którzy odwiedzili dane miejsca z przygodami i teraz serwują swoje doświadczenia jako pewnik i punkt odniesienia dla reszty, która potem wpada w podobne pułapki. W Azji mieszka sporo polskich ekspatów, można zajrzeć na ich blogi i media społecznościowe – to pewniejsze źródło informacji.
Nie musicie przywozić swojego papieru toaletowego. Nie musicie bać się jeść na ulicy. Pamiętajcie tylko, że Indie to ogromny kraj i nie da się wszystkiego zobaczyć na raz. Zawsze sugeruję, żeby przygodę z Indiami zacząć od strony południowej. Tutejsze stany, jak Kerala czy Karnataka, są dużo bardziej zielone. Jeśli będziecie w Delhi, nie musicie jak wszyscy blogerzy kwaterować się na Pahargandżu, gdzie jest tłok, hałas i niezbyt higieniczne warunki. Delhi ma dobrą komunikację, więc w podobnej cenie, co podrzędny hotel na Pahargandż, znajdziecie fajny hotelik kawałek dalej od Old Delhi. Jeśli lubicie dobre jedzenie, to zakochacie się w tym prawdziwym indyjskim i zobaczycie, że nie przypomina ono smakiem tego, co serwuje się w Polsce.
Nie mam takich planów. Nigdy ich nie robię. Jestem otwarta na to, co przyniesie życie. Może nadal będę współpracować z branżą turystyczną. Może napiszę i wydam kolejną książkę. Może spełni się moje marzenie o byciu terapeutą i pomaganiu ludziom. I tu nie ma znaczenia, w jakim kraju będę mieszkać, ważne by było ciepło.
Czytam. Bardzo dużo czytam. Uwielbiam też seriale i filmy dokumentalne. W zasadzie notorycznie pogłębiam swoją wiedzę w taki czy inny sposób, bo sprawia mi to wiele radości. Uwielbiam spędzać długie godziny z książką i kawą.
* Aleksandra Zalewska, magistra arabistyki i islamistyki, przewodniczka po Indiach i pilotka wycieczek po Azji. Autorka powieści dla dzieci "Tajemnice Lestorii" oraz fikcji politycznej "Nirwana", a także przewodnika po Indiach "Smak Indii". Polka mieszkająca w Indiach od 2019 roku, prowadząca blog, vlog i podcast na temat tego kraju. Aktywnie zaangażowana w odczarowywanie Indii przez przybliżanie Polakom indyjskiej kultury i obyczajów bezpośrednio na wycieczkach oraz pośrednio, przez media społecznościowe i inne platformy przekazu.