Dwulatek wsadził do buzi smoczek, który upadł na trawę. Chwilę później trafił do szpitala

Do bardzo niebezpiecznej sytuacji doszło w San Martino in Strada. Dwuletniemu chłopczykowi upadł na trawę smoczek. Niestety wcześniej na podwórku była rozrzucona trutka na szczury.

Więcej ciekawych treści znajdziesz na Gazeta.pl
Dzieci nie przestrzegają zazwyczaj zasad higieny. Biorą do ust brudne ręce, czy przedmioty. Dlatego tak ważne jest, by nie miały dostępu do żadnych toksycznych substancji, ponieważ wystarczy chwila, by doszło do tragedii.

Zobacz wideo Czego nie może jeść dziecko w pierwszym roku życia?

Jak podaje portal o2.pl w San Martino in Strada, w rejonie Lodi w północnych Włoszech dwulatek zatruł się trutką na szczury. I nie jest tak, że znalazł ją schowaną w kącie garażu, po prostu upadł mu na trawę... smoczek.
Chłopczyk wraz z rodzicami mieszka u proboszcza w miejscowej parafii. On i jego bliscy są z Afganistanu. We wtorkowy poranek bawił się beztrosko w ogrodzie. Nagle wypadł mu na trawę smoczek. Dziecko, jak to dziecko, podniosło go i znów włożyło do ust, nieświadome zagrożenia. A to zagrożenie było dość poważne, gdyż wcześniej rozsypano na trawniku trutkę na szczury.

Po jakimś czasie rodzice zauważyli, że ich pociecha źle się czuje. Na szczęście domyślili się, co może być tego przyczyną. Niezwłocznie wezwali pogotowie ratunkowe oraz karabinierów. Stan malucha był na tyle poważny, że zadecydowano o przetransportowanie go śmigłowcem lotniczym do szpitala im. Jana XXIII w Bergamo. Badania chłopca wykazały, że faktycznie doszło do zatrucia.

Smoczek
Smoczek Shutterstock/Nor Gal

Chłopczyka udało się uratować

Jak podaje notizie.com dziecko przez jakiś czas będzie musiało zostać w szpitalu, jednak jego życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo. Badania krwi wykluczyły, że na szczęście nie doszło do poważnego zatrucia. Lekarze, którzy opiekują się chłopcem, zapewniają, że jego stan już nie powinien się pogorszyć.

Teraz karabinierzy badają szczegóły całego zdarzenia. Głos w sprawie zabrał proboszcz, u którego mieszkała rodzina chłopca. Przyznał, że pracownicy, którzy rozrzucali trutkę na szczury, postąpili bardzo nieodpowiedzialnie.

Myślę, że ci pracownicy byli nierozważni, zostawiając tabletki z trucizną na ziemi – Myślę, że ci pracownicy byli nierozważni, zostawiając tabletki z trucizną na ziemi

– powiedział Don Davide Chioda, proboszcz parafii, który cały czas ma kontakt z rodzicami chłopca.

Więcej o: