Stworzył podwaliny pedagogiki, jednak ojcem był koszmarnym. Niewielu wie, co Rousseau zrobił z pięciorgiem swoich dzieci

Na zajęciach z historii pedagogiki wykładowcy uczą o postaci genewskiego pisarza i filozofa - Jean-Jacques'a Rousseau, który jest uważany za jednego z ojców tej dziedziny nauki. W swoich dziełach podkreślał to, jak ważne są stosunki rodziców z własnymi dziećmi, jednak nic nie stało na przeszkodzie, aby te własne oddać do przytułku. To państwo miało się nimi zająć i roztoczyć parasol ochronny. Szokujące jest również to, że jako ojciec nie znał nawet ich imion. Czy żałował swojego czynu?

Jean-Jacques Rousseau urodził się w Genewie w protestanckiej rodzinie. Niestety nie było mu dane dorastanie u boku matki, bo ta zmarła chwilę po porodzie, osierocając małego Jeana i jego starszego brata. 10 lat później chłopców opuścił również ojciec. Trafili oni pod opiekę wuja, jednak buntowniczemu z natury najmłodszemu z Rousseau trudno było wysiedzieć na miejscu i zająć się pracą. Opuścił znajome tereny, błąkał się, kradł, ale także pracował i się uczył. Kilka lat później stał się jednym z poczytniejszych pisarzy, którego poglądy dały podwaliny pedagogiki. Pisał o rozwoju dzieci, ale mając piątkę własnych - oddał je do przytułku dla sierot. Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.

Zobacz wideo Martyna Wojciechowska o zdrowiu psychicznym dzieci w Polsce [WYWIAD]

Uważał, że najważniejszy jest kontakt rodzica z dzieckiem. Swoje maluchy oddał do przytułku

Jean-Jacques Rousseau uznawany jest za jednego z ojców pedagogiki, czyli najprościej rzecz ujmując - nauki o wychowaniu i rozwoju dzieci. To on głosił rewolucyjne poglądy o tym, że każde dziecko jest dobre i mądre, bo stworzone przez Stwórcę. Matki rodząc maluchy, powinny im poświęcać jak najwięcej czasu, bo budowanie więzi jest jedną z ważniejszych rzeczy w całym rodzicielstwie. W swoim dziele "Emil, czyli o wychowaniu", zawarł wiele wskazówek dotyczących wychowania dzieci, by zachować ich naturalność i wrodzone dobro, a jednocześnie pokierować nimi tak, aby nauczyły się radzić w życiu. Swoją osobę kreował na "nauczyciela cnoty", który robi wszystko dla dobra dzieci i nauki. Czy faktycznie tak było?

Kiedy po latach tułaczki z Genewy trafił do Paryża, gdzie jego kariera nabrała rozpędu, cała ówczesna elita dyskutowała wtedy nie tylko o jego nieco kontrowersyjnych, ale i nowatorskich poglądach. Plotkowano także o życiu prywatnym znanego pisarza, który za żonę pojął praczkę. Kobieta urodziła mu piątkę dzieci, ale każde z nich trafiło do przytułku dla sierot. Dlaczego? Rousseau podejmując decyzję o oddaniu maluchów, nie znał nawet ich imion i uważał, że postępuje słusznie. Nie robił z tego wielkiej tajemnicy. Swój punkt widzenia opisał w kolejnym dziele, "Wyznaniach".

Sposób ten wydawał się tak dobry, tak rozsądny, tak uprawniony, że jeśli nie chlubiłem się nim otwarcie, to jedynie przez wzgląd na matkę; ale mówiłem o tym wszystkim, których wtajemniczyłem  w swoje związki (…). Jednym słowem, nie czyniłem żadnej tajemnicy ze swego postępowania, nie tylko dlatego, iż nigdy nie umiałem niczego ukrywać przed przyjaciółmi, ale ponieważ, w istocie, nie widziałem w tym nic złego

- zaznaczył Rousseau.

Jednak po latach zaczęło gryźć go sumienie, ponieważ "marnotrawny ojciec" chciał odnaleźć oddane do przytułku dzieci. Niestety zadanie okazało się wręcz niewykonalne, bo nie znał nawet ich imion, ani znaków szczególnych, które umożliwiłyby mu ich odnalezienie. W tej sprawie zwrócił się nawet o pomoc do znajomej, księżnej de Luxembourg. Jednak i ona również nic nie wskórała. Filozof, usprawiedliwiając swój czyn, pisał w "Wyznaniach", że to, co zrobił, nie zasługuje na hańbę, ponieważ oddając dzieci na wychowanie przez państwo, uchronił je od "losu swojego ojca". "Wszystko zważywszy, wybrałem dla swoich dzieci to, co najlepsze, lub bodaj to, co uważałem za najlepsze. Byłbym pragnął, dziś jeszcze to mówię, wychować się i wzróść tak jak one" - podkreślał.

Więcej o: