"Niemieccy turyści nasze pierwsze wakacje z dzieckiem zamienili w koszmar". Śniadania wymiecione

"W nocy słyszeliśmy pijackie piosenki". "Jeśli na śniadanie przyszło się po nich, wychodziło się głodnym. Wszystko wymiatali" - pisze nasza czytelniczka, której rodzinny wyjazd do Włoch zamieniła w koszmar grupa niemieckich turystów.

W Polsce dużo mówi się o tym, że Polacy, wypuszczając się na zagraniczne wojaże, często - delikatnie mówiąc - nie świecą przykładem. Nadużywają alkoholu, nawet jeśli mają pod opieką dzieci (zobacz: Pojechała na all inclusive do Egiptu. Ze zgrozą patrzyła na polskich rodziców. "To nieodpowiedzialne"), wiodą prym wśród tzw. ręcznikowców, a plażę nierzadko traktują jak publiczną toaletę. Nasza czytelniczka napisała do nas pełen żalu mail. Jej wakacje zamieniły się w koszmar, jednak nie za sprawą naszych rodaków. Warto pamiętać, że brak taktu czy szacunku do innych nie zależy od paszportu. 
Więcej wiadomości z kraju i ze świata przeczytasz na Gazeta.pl >>>

Zobacz wideo Sycące spaghetti alla puttanesca

Rozśpiewani Niemcy

Pani Natalia pojechała na wymarzone wakacje do Włoch, do popularnego Rimini. Choć nadmorskie miasteczko za sprawą licznych restauracji czy kawiarni tętni życiem do późnych godzin nocnych, kobieta nie spodziewała się, że imprezy przeniosą się także do pensjonatu. "To miały być pierwsze rodzinne wakacje w powiększonym składzie. Razem z mężem zdecydowaliśmy pojechać z naszą półtoraroczną córeczką do Włoch. Wybraliśmy ten kierunek, bo Włosi lubią dzieci. Po tym, jak Polacy potrafią krzywo spojrzeć na płaczącego w sklepie malucha czy nawet rzucić jakąś niemiłą uwagę, woleliśmy nie fundować sobie tego na wakacjach" - pisze nasza czytelniczka. 

Wybrali kolorowe i głośne Rimini, bo chcieli przypomnieć sobie czasy sprzed narodzin dziecka, kiedy to często wychodzili na miasto. W kurorcie normą jest, że dzieci towarzyszą rodzicom w restauracji i nikt nie oburza się, jeśli kilka okruchów spadnie maluchowi na podłogę. Oczekiwania młodych rodziców sprawdziły się. Jedzenie było pyszne, ludzie przyjaźni i pełni tolerancji dla dzieci. Wszystko układało się idealnie do czasu, jak dwa dni po przyjeździe Polaków zakwaterowała się ekipa sześciu mężczyzn z Niemiec.

Wieczory i noce były koszmarem. Ja wiem, że wielu przyjeżdża tam poimprezować, ale czy naprawdę trzeba to robić w pokoju? Cisza nocna co prawda obowiązywała od 23, co jednak moim zdaniem nie usprawiedliwia śpiewów o 18. Nawet ładnie brzmiały te ich przyśpiewki, ale ściany były cienkie. Nie mogliśmy uśpić dziecka! A jak już przysnęło zaraz wybudzał je kolejny niemiecki biesiadny szlagier. 

- opisuje nam pani Natalia. 

Gdy poszliśmy do recepcji pensjonatu, pan powiedział mi, że nie ma jeszcze 23, więc nie może nic zrobić. Obiecał, że będzie interweniował, jeśli nie będą przestrzegali zasad ciszy nocnej. Śpiewy ucichły jednak dopiero około północne. Sytuacja powtarzała się co noc, a kierownik mówił nam jedynie, że z nimi porozmawia, jednak miałam uwzględnić też to, iż "są wakacje, a to kurort, a ludzie się bawią".

Śniadanie wymiecione

Rodzina pani Natalii miała nieszczęście trafić na wyjątkowo uciążliwych gości. Według jej przypuszczeń była to grupa weekendowych piłkarzy, nosili koszulki piłkarskie z własnymi nazwiskami lub przezwiskami na plecach, jednak nie było widać na nich nazwy żadnego profesjonalnego klubu.

"Podejrzewam, że była to grupa znajomych panów po 40-tce, którzy weekendami spotykają się na boisku". Bardziej jednak od zamiłowania do sportu widać było zamiłowanie do piwa i jedzenia. Polska rodzina dowiedziała się o tym już pierwszego dnia. Po niespokojnej nocy postanowili pospać dłużej i na śniadanie do hotelowej restauracji pójść o 9.30, czyli na pół godziny przed końcem. Wyszli głodni.

Tace i chlebaki świeciły pustkami. Nawet kapsułki do kawy zostały tylko trzy. Wszystko wymiotła niemiecka ekipa, która przy bufecie nakładała sobie ogromne porcje. Czyżby nie mieli świadomości, że to malutki pensjonat, a nie all inclusive z ogromnym gastronomicznym zapleczem. Trzeba mieć trochę powściągliwości i pomyśleć o innych!

Nasza czytelniczka rozmówiła się z kierownikiem, ten jednak rozkładał bezradnie ręce. Każdy gość płacił za wyżywienie, jednak nie serwowali wydzielonych każdemu porcji. Łamaną angielszczyzną tłumaczył pani Natalii, że "widać ktoś musiał zjeść więcej, niż przewidywali". "Wiedziałam dobrze, kto był" - dodaje kobieta. 

Kolejnego dnia stawiliśmy się punkt ósma na śniadaniu. Widzieliśmy, jak niemieccy panowie wpadli do stołówki. Wymietli praktycznie wszystko. Na ich talerzach piętrzyły się kiełbaski i rogaliki. Obsługa miała po mojej interwencji dokładać więcej jedzenia, ale na ich apetyty to nadal było mało. Para z Czech, która przyszła przed końcem śniadania ledwo kawę wypiła. 

Pani Natalia na szczęście nie przywiozła ze swoich wakacji jedynie złych wspomnień. Pobyt w Rimini trwał według ich planu podróży tylko trzy dni, kolejne noce spędzali w innej miejscowości, gdzie nie mieli już tak uciążliwych sąsiadów. "Ten przykład pokazuje, że chamstwo i brak szacunku do innych nie zależą wcale od narodowości" - puentuje swoją opowieść nasza czytelniczka. Jeżeli i Wy chcielibyście opowiedzieć nam o swoich urlopowych spostrzeżeniach, dajcie nam znać w komentarzu lub napiszcie na naszą skrzynkę mailową - redakcja@edziecko.pl

Więcej o: