Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>
Do niewyobrażalnej tragedii doszło w jednym z mieszkań na osiedlu Przylesie w Lubinie, o której jako pierwszy poinformował portal lubin.pl. Mieszkanka osiedla zadzwoniła po służby ratunkowe do swojej 1,5-miesięcznej córki. Niestety, mimo natychmiastowej reakcji ratowników, życia dziewczynki nie udało się uratować, a lekarz stwierdził zgon niemowlęcia.
Śledczy starają się wyjaśnić okoliczności tragedii. Na ten moment służby nie informują o przyczynach śmierci dziecka. - Sekcja zwłok została już przeprowadzona w Zakładzie Medycyny Sądowej we Wrocławiu, ale biegli nie wydali jeszcze opinii o przyczynie zgonu. Niezbędne jest wykonanie badań dodatkowych - tłumaczy Lidia Tkaczyszyn, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Legnicy w rozmowie z portalem lubin.pl i dodaje, że z dotychczasowych ustaleń wynika, że dziecko żyło w spokojnym, opiekuńczym i pełnym miłości domu. - Szczegółowo przeprowadziliśmy dowody w tym zakresie i ocena jest jednoznaczna. Na ten moment nie ma żadnych podstaw, by mówić o jakichś zaniedbaniach w opiece po porodzie. Dziecko miało wszystkie niezbędne badania, wizyty lekarskie czy szczepienia - dodała Lidia Tkaczyszyn.
Nieoficjalnie podano, że w mieszkaniu rodziny dzień przed tragedią przeprowadzono dezynsekcję, w której użyto trującego preparatu na karaluchy. Pojawiły się więc pewne wnioski, które miałyby świadczyć o tym, że środki wpłynęły na zdrowie i życie niemowlęcia. Czy opary zastosowanego preparatu mogły zabić maluszka? Śledczy wyjaśniają tę kwestię.