Swoje dziecko kocham bezkrytycznie. Każdy jego centymetr. Moja miłość zaślepia mnie na tyle, że nie jestem w stanie sobie wyobrazić, że jakiś element jego ciała ktoś mógłby wyśmiewać czy piętnować. Myślenie o ciele jak o przedmiocie, który musi dostosować się do czyichś oczekiwań, jest również sprzeczne z moją życiową filozofią, jednak po przeczytaniu wątku na fotum.gazeta.pl na temat odstających uszu, uświadomiłam sobie, jak wiele rodziców uważa inaczej.
Wiadomości z kraju i ze świata przeczytasz na Gazeta.pl >>>
"Mój siostrzeniec miał korekcję odstających uszu w Warszawie i kosztowało to 2500 za oba. I już nie mamy w rodzinie plastusia, a dziecko chodzi do szkoły szczęśliwe" - pisze jedna z użytkowniczek naszego forum. To jednak nie jedyna historia. "Mój syn jest po zabiegu zrobionym w wieku 14 lat. Sam bardzo chciał, spotykał się z przezwiskami, ale nie było to bardzo częste. Sam z siebie chciał zabiegu, bo ma pod tym względem mój charakter więc jeśli coś można ulepszyć to dlaczego nie. Efekt świetny, dziecko zadowolone" - czytamy inny post. Jednak znacznie więcej niż opowieści o zabiegu korekcji małżowin jest jednak pytań o niego od zrozpaczonych o rodziców.
"Modlę się, żeby nie miała po mnie uszu", "U dziecka dwumiesięcznego zauważyłam odstające uszy. Co może być przyczyną?", "ona jest mała ma dopiero 17 miesięcy i nie rozumie. Czeszę ją w kitki, żeby zasłonić uszy, ale ona nieustanie ściąga frotki, spinki". Przewrażliwione na punkcie uszu dzieci są głównie matki, a zwłaszcza te, które same pamiętają swoje kompleksy z dzieciństwa.
Nie piętnuję córki, po prostu wiem, co sama przeżywałam w dzieciństwie i jak duży był to problem
- napisała kobieta, która rozważa zafundowanie kilkuletniej córce operacyjną korekcję małżowin.
Ci, co sami poddali się operacji, nazywają ją jedynie "zabiegiem". Procedura odbywa się w znieczuleniu miejscowym, a po fakcie nie ma większych dolegliwości - kilka dni trzeba nosić opatrunek, ból jest znikomy, a blizna praktycznie niewidoczna. Wiele osób na tyle uważa, że to nic poważnego, że nawet jest gotowa taki "zabieg" ufundować dziecku w prezencie na komunię (Zobacz: Operacja plastyczna na komunię. Ogłoszenie niepokoi. "Spraw dziecku radość na całe życie"). Wielu rodziców jest wręcz oburzonych takim rozwiązaniem - ich zdaniem zbyt radykalnym. "Ale po co operacja, skoro można po prostu zapuścić chłopcu włosy" - pisze jedna z użytkowniczek forum. Inni internauci proponują też czapki, opaski, a nawet specjalny plastry, aby podkleić uszy.
To żadna wielka operacja, raczej zabieg w miejscowym znieczuleniu. Rozumiem, że ty i twoje dziecko macie odstające uszy i można włosy zapuścić i po sprawie
Pomijając jednak kwestię nazewnictwa czy też kalibru zastosowanych środków, problem leży gdzie indziej. Fundując dziecku operację uszu, dajemy jasny sygnał, że coś jest z nim nie tak. Ma mankament na tyle duży, że trzeba narazić je na stres, szpital, ból, dyskomfort. Wszystko po to, "aby w przyszłości nie cierpiało".Czy jednak faktycznie nie będzie cierpieć? Bullerzy nie potrzebują specjalnych powodów, aby kogoś gnębić. Podklejanie uszu, zapuszczanie włosów może ukryje budowę małżowin, jednak sprezentuje dziecku znacznie poważniejszy problem, którego gadżetem z Aliexpress się nie zlikwiduje. Dziecko będzie dorastało w przeświadczeniu, że jest z nim coś nie tak. Zakorzeni się w nim też przeświadczenie, że ciało trzeba dostosowywać do wymagań i kanonów wyznaczanych innych. Czy faktycznie takiej przyszłości chcemy dla naszego malucha?