Typy polskich rodziców na plaży. Ledwo dziecko w kostiumie, on bierze piwko i robi pssst

Jedni zajmują się sobą, zerkając tylko od czasu do czasu na swoje pociechy, inni - krążą nieustannie wokół dzieci, zaspokajając wszystkie ich potrzeby. Są też tacy, którzy pilnują, żeby koc się nie zapiaszczył i zimne piwo nie skończyło.

Więcej tematów związanych z życiem rodzinnym na stronie Gazeta.pl

Każdy plażuje tak, jak lubi. No może nie do końca, kiedy w grę wchodzą małe dzieci i na plaży trzeba zadbać przede wszystkim o ich komfort i bezpieczeństwo. Ale gdy mamy już "chwilę dla siebie" i czas, żeby patrzeć tam, gdzie chcemy, a nie gdzie musimy, możemy oddać się lekturze książki lub poobserwować  innych rodziców. Na plaży można ich podzielić na kilka charakterystycznych grup. 

Właściciele ziemscy: bardzo ważne jest dla nich zaznaczenie swojego terytorium. Kiedy zjawiają się na plaży, natychmiast "rozbijają obóz" - rozkładają koc, rozwijają parawan, rozstawiają leżaki. Ma być widać, że to do nich dziś należy ten teren. Zwykle utrzymują też koc w nienagannym stanie - nie ma mowy, żeby był zapiaszczony. A gdy ktoś "rozłoży się" zbyt blisko - syczą lub cmokają z niezadowoleniem. 

Zobacz wideo Jak rozpoznać u dziecka ADHD? "To nie jest tak, że mając ADHD zacznie biegać i roznosić studio"

Plażowi tragarze: nie wyjdą na plażę, jeśli nie spakują do toreb absolutnie wszystkiego, co mogłoby się okazać potrzebne. To zdecydowanie nie typ rodzica, który zabiera ręcznik, kąpielówki i pędzi bawić się z dziećmi w wodzie. Oni zabierają kilka ręczników i kilka par kąpielówek. A oprócz tego: koce, namiocik, parawan, zabawki ("Weź więcej, a co, jeśli będzie się chciał bawić czerwonym samochodzikiem, a go nie będzie?"), materac, leżaki, koło ratunkowe, tony jedzenia, ubrań na zmianę etc. Kiedy pojawiają się na plaży, wyglądają jakby zamierzali się tam osiedlić. I coś w tym jest - jeśli musieliby spędzić tam tydzień - z pewnością niczego im nie zabraknie. 

Biegacze i biegaczki: nie mają nic wspólnego z dbałością o kondycję, raczej nieustannie czuwają nad dzieckiem i zaspokajają wszystkie jego potrzeby. Maluchy bawią się w najlepsze, a ich rodzice (najczęściej mamy), krążą nad nimi jak ważki i wycierają nosy, proponują picie, dokarmiają, wtrącają się we wszystkie aktywności. Nie ma mowy o chwili spokoju - mamy nie usiądą na kocu, wciąż są w ruchu. Co gorsze - wciąż je też słychać: "Uważaj, nie syp tak piaskiem!"; "Tymonku nie za zimno ci?"; "Przecież ty nic nie zjadłeś!".

Odganiacze: wychodzą z założenia, ze dziecko ma się na plaży zajmować same sobą, a oni mają mieć czas na opalanie lub drzemanie ("Idź się pobawić na brzegu"). Kiedy malce podchodzą do koca, bo są głodne, potrzebują foremki lub chce im się siku, rodzice z niezadowoleniem syczą lub warczą, że pociechy przeszkadzają im w wypoczynku.

Piaskowi animatorzy: to najczęściej mężczyźni, ale nie zawsze. Kiedy zjawiają się na plaży, zamiast rozstawiać z mamą parawan, biegną budować z dziećmi zamki z piasku. Do zadania podchodzą bardzo poważnie, skrupulatnie planują budowlę, wkrótce do zabawy dołączają się inne dzieci. I po jakimś czasie, gdy malcom znudzi się kopanie w piasku i chcą np. wykąpać się w morzu - nie ma mowy, żeby takiego tatę oderwać od łopatki i wiaderka. W końcu zostają sami na "placu budowy", a pociechy znajdują sobie inne zajęcie. 

Amatorzy przebieranek: to z kolei głównie mamy. Ganiają za dziećmi po plaży i sprawdzają, czy nie zmoczyły kąpielówek lub kostiumu. Bo wiadomo - w mokrych bawić się nie wolno, nawet jeśli ukrop leje się z nieba ("No przecież zaraz będzie chory"). Mamy, które czują potrzebę nieustannego przebierania swoich pociech, zwykle mają kilka par ubrań na zmianę, poza tym szlafroczki, pianki, lajkry - niczego im nie zabraknie. A mokre ubrania, szybko lądują na patykach parawanu, żeby wyschnąć do czasu, kiedy znów będą potrzebne. 

Śpiochy i piwkowicze: przychodzą z dziećmi na plażę po to, żeby wypocząć i napić się piwa. Często mają ze sobą turystyczne lodówki wypełnione puszkami i butelkami. Kiedy koc już leży, dziecko w kostiumie lub kąpielówkach brodzi w wodzie, na plaży rozlega się charakterystyczne "psst". Niezbyt często podnoszą się z koców i leżaków, co jakiś czas podnoszą tylko głowę, żeby upewnić się, że dzieci wciąż są w pobliżu i nic im nie grozi. No, chyba że skończy się bursztynowy napój. Wtedy biegną do najbliższego sklepu lub baru. 

Więcej o: