Przerażające wyznanie byłej pracownicy sali zabaw: Syf jakich mało

Dzieciaki uwielbiają sale zabaw. Kolorowe zjeżdżalnie, kulki, trampoliny, wielkie klocki i wiele innych atrakcji - nie ma co się dziwić, że maluchy nie chcą wychodzić z takich miejsc. Niestety, jak się okazuje, nie zawsze jest tam czysto.

Więcej ciekawych treści znajdziesz na Gazeta.pl
Rodzice chętnie przywożą swoje pociechy na sale zabaw, których obecnie jest mnóstwo w każdym większym mieście. Za kilkadziesiąt złotych maluchy mają zapewnione atrakcje na kilka godzin. Kolorowe zjeżdżalnie, duże i mniejsze, przeróżne samochodziki oraz inne pojazdy, klasyczne wielobarwne kulki, muzyka w tle i zapach popcornu oraz waty cukrowej, który sprawia, że wszystkie dzieciaki od wejścia pytają "kupimyyyyyy?!". Dzieciaki uwielbiają bawić się w takich miejscach. W niektórych są na animatorki, które dodatkowo opiekują się i organizują małym gościom czas.

Zobacz wideo "Nie polecę, nie warto", czyli jak oszczędzić na wakacjach. Bronek radzi w "Co tak drogo"

Rodzic z reguły nie zastanawia się, jak często sprzątane są takie sale. Z góry zakłada i wierzy (albo chce wierzyć), że jest tam w miarę czysto, a zabawki są niemalże non stop dezynfekowane. Być może, są miejsca, gdzie faktycznie tak jest, ale niestety są też takie, gdzie jest wręcz odwrotnie.

Pracowałam w bardzo popularnej sali zabaw. I powiem jedno: to syf, jakich mało. Sprzątane było powierzchownie, żeby popcorn nie walał się na wykładzinie. Prawda jest taka, że sala była otwarta od samego rana, do wieczora. Więc w sumie, to tego czasu na sprzątanie nie było, chyba że nocą. A większość prac porządkowych wykonywały dziewczyny, które były zatrudnione jako animatorki. Podobno po COVIDZIE trochę się zmieniło, ale szczerze wątpię. Sprzątanie codziennie takiej sali i dezynfekowanie jej to ogromny koszt.

- opowiada Kasia, która pracowała przez ponad rok na sali zabaw. Przyznaje, że początkowo odrzucało ją z powodu wiecznie ubrudzonych toalet, czy mokrych od dziecięcego moczu kulek w suchych basenach (okazuje się, że wiele dzieci, w ferworze zabawy zapomina o podstawowych potrzebach fizjologicznych). Miejsce, w którym pracowała, było też mieszanką wirusów. Sama na początku przyznaje, że "łapała wszystko".

Na początku ciągle chodziłam zakatarzona, miałam też wielokrotnie grypy żołądkowe i inne tego typu przygody. Z czasem się uodporniłam, ale często słyszy się, że dzieciaki po pobycie w sali zabaw, wśród setek innych dzieci, później odchorowują taką wizytę. Tego jednak nie da się chyba uniknąć

- mówi Kasia. Jak przyznaje, duży problem jest też w samych rodzicach, którzy często przyprowadzają przeziębione dzieci do takich miejsc, nie myśląc o tym, że przecież ich pociecha zapewne zarazi kilka innych osób. Animatorki nie mogą wyprosić takiej osoby, nawet kiedy widzą, że dziecko nie czuje się dobrze, kaszle i ma gile pod nosem. Czasem pracownica próbuje delikatnie zwrócić uwagę rodzicowi, że chyba maluch nie czuje się zbyt dobrze i może lepiej, by poleżał w łóżku, ale rzadko się na to decydują. Wielu rodziców oburza się, że ktokolwiek śmie im zwracać uwagę, a poza tym "dziecko się w domu nudzi".

Dziecko na sali zabaw
Dziecko na sali zabaw Archiwum prywatne

Rodzice odpowiadają za swoje dzieci

Niektórzy rodzice zapominają też, że sala zabaw to nie przedszkole. Tu animatorki bawią się z dziećmi, ale to oni mają obowiązek pilnowania bezpieczeństwa swoich pociech. Niestety często są bardzo roszczeniowi i uważają, że "skoro płacą, to mogą wymagać".

Zdarzało się, że rodzic pił kawę i nie pilnował malutkiego dziecka. A potem miał pretensje, że spadło ze zjeżdżalni, czy się zagubiło. Sala jest duża, animatorek zaledwie kilka, a najczęściej nie więcej niż trzy. Poza tym mają tańczyć, puszczać bańki, malować twarze, a nie asekurować małe dziecko. To też nie możliwe, nawet gdyby któraś z dziewczyn chciała to zrobić

- relacjonuje była pracownica sali zabaw. Czy sama w przyszłości zaprowadzi swoje dzieci do takiego miejsca? Okazuje się, że tak! Tyle że będzie chociaż starała się wybierać małe, kameralne miejsca, gdzie nie ma wielu dzieci, a sala jest sprzątana: "Nie będę robiła traumy swoim dzieciom, bo ich matka wie, co dzieje się w tych kolorowych kulkach, chociaż wiem, że taka wizyta będzie mnie sporo kosztować. Poza tym teraz większość urodzin organizowanych jest w salach zabaw, więc musiałabym izolować swoje dzieci od rówieśników. Znajomi śmieją się, że będę im co chwilę dezynfekować ręce, ale mam nadzieję, że jakoś się przemogę, by tego nie robić" - podsumowuje nasza informatorka.

Więcej o: