Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>
Niecały miesiąc temu wstąpiłam w związek małżeński. Emocje i wzruszenie trwało długo, jednak powoli wracam do rzeczywistości. Gdzieś z tyłu głowy myślę już o rodzicielstwie, jednak nie mogę powiedzieć, że są to intensywne marzenia, bo tak po prostu nie jest i nie będzie. Boję się rodzić w kraju, w którym ciężarna nie może mieć swojego zdania. Gorzej, ktoś za górze decyduje za nią, bo zwyczajnie odebrano jej prawa.
Te obawy nasilają się, kiedy słyszę o tym co dzieje się w naszym kraju. 33-latka trafia do szpitala w piątym miesiącu ciąży po odpłynięciu wód płodowych, a trzy dni później umiera z powodu wstrząsu septycznego. Do tego jej rodzina nie wie, że tej ciąży nie da się już utrzymać. Mimo to lekarze czekają. Chce mi się krzyczeć, bo nie wiem, czy sama w przyszłości nie będę w podobnej sytuacji. Czy zostanę potraktowana jak ta 33-latka? Nikt tego nie wie.
Marzenia o ciąży i rodzicielstwie nie ustają, ale jeszcze więcej jest obaw i wątpliwości. Nie przekonują mnie nawet te pieniądze od rządu, który tak usilnie chce nam je wciskać do kieszeni. Boję o to co może stać się ze mną w trakcie ciąży. Jeśli na czas nie otrzymam pomocy, to po prostu umrę? Przecież mówi się o stanie błogosławionym, jako o tym najpiękniejszym, co może wydarzyć się w życiu kobiety. No chyba nie do końca, skoro boję się ciąży praktycznie jak ognia.
Chcę być matką, ale boję się porodu w Polsce. Nie chcę umierać.
I wciąż zadaje sobie pytanie, czy jestem w stanie ten lęk przezwyciężyć.
Pragnę tego, kiedy widzę najbliższych, którzy mają po dwoje czy troje dzieci, ale im się udało. Nie wiem, czy ja też będę taka szczęśliwa. Przeraża mnie to, że żaden ginekolog nie staje śmiało w obronie kobiet. Jak pytam swojego lekarza o aborcję, to nie ma zdania i mówi, że każdy przypadek jest inny. Do tego nie każe się zamartwiać, dopóki wszystko jest dobrze, bo przecież tak drastyczne zakończenie ciąży nie dzieje się tak często.
Chciałabym, żebyśmy my kobiety mogły wyrzucić swoje żale.
Nie chcemy słuchać argumentów, które sprawiają, że milczymy z przerażenia. Chcemy mówić o tym głośno i oczekujemy głośnych debat. Niech ciężarne w końcu decydują o sobie i swoim ciele! Co się musi stać, żebyśmy były wysłuchane?