Pierwsze dni w przedszkolu dla wielu dzieci wiążą się z wielkim stresem i łzami. Kilkugodzinna rozłąka z mamą i tatą potrafi być dla kilkulatka niezwykle trudna i bolesna. I mimo, że z takimi dziećmi można już rozmawiać i tłumaczyć, że za kilka godzin pojawimy się ponownie, czasem na niewiele się zdają. Emocje górują i trudno je wyciszyć. Ze żłobkiem jest podobnie, ale nieco trudniej. Te dzieci nie zawsze wszystko rozumieją i nie zawsze da się z nimi porozmawiać, by rozumiały co się dzieje. Moment, w którym zostają same, bez rodzica, to często dla nich ogromny stres i strach, co skutkuje różnymi, nie zawsze pożądanymi zachowaniami.
W żłobku zdarzają się różne sytuacje. Są dzieci, które ze stresu płaczą, inne wymiotują, jeszcze inne chowają się gdzieś, gdzie będą zupełnie same, ale są i takie które biją inne dzieci, a nawet gryzą. Kasia, mama niespełna 1,5-rocznej Laury zwróciła uwagę na problem gryzących dzieci, nazywając je "piraniami". Jak się okazuje, z jej listu, takie dzieci są w żłobkach coraz częstszym zjawiskiem. Kobieta napisała że jej dziecko od kilku miesięcy uczęszcza do żłobka. W tym czasie już kilkukrotnie wróciła do domu ze śladami pogryzień na rączce. Ich sprawcą był kolega z innej grupy.
Kobieta w swoim liście wyznaje, że starała się interweniować zarówno u dyrekcji, jak i u rodziców, jednak to nie przynosi rezultatów.
Nie wiem co myśleć. Jestem przerażona, bo choć rozumiem, że takie sytuacje się zdarzają, jednak to nie jest normalne, gdy sytuacja cały czas się powtarza. Od czego w przedszkolu są opiekunki, jeśli nie mogą upilnować dzieci i ustrzec je przed takimi sytuacjami. Ja wiem, że to są małe dzieci, ale są jakieś granice.
Kobietę przeraża fakt, że wielu rodziców wydaje się w ogóle nie dostrzegać problemu, twierdząc że to normalne i w końcu minie. Według mamy to nie powinno mieć miejsca. Zwykle, jeśli dziecko jest agresywne wobec innych dzieci, gdzieś leży ukryty problem. I zamiast czekać aż minie, należałoby skupić się na odnalezieniu go i pomocy dziecku. Gryzienie czy bicie oznacza, że maluch sobie z czymś nie radzi, w dodatku cierpią przez to również inne dzieci. Póki co, jak twierdzi mama Laury, dziewczynka od miesiąca nie wróciła do domu pogryziona. Jeśli jednak to się zdarzy ponownie, kobieta rozważy przepisanie dziecka do innej placówki.