Polska mama o ciąży w Chinach: Tu ojciec dziecka nie ma prawa wstępu do pokoju badań USG

Marta spędziła w Chinach niemal 8 lat. Zakochała się w tym kraju, poznała tam przyszłego męża i założyła rodzinę. Do wyjazdu z Chin zmusiła ją pandemia. Zamieszkała najpierw we Włoszech, a potem na Malcie. Który kraj jest najbardziej prorodzinny? Jak wygląda prowadzenie ciąży w Chinach i czym jest "Yuezi"?

Dagmara Dąbek: Jak znalazłaś się w Chinach?

Marta (@mom_in_shanghai): Właśnie kończyłam pierwszy rok studiów w Polsce na wydziale filologii angielskiej z językiem chińskim i przygotowywałam się do wakacji. Planowałam kontynuować naukę języka w Polsce i wyjechać do Chin dopiero po ukończeniu studiów licencjackich, lecz los wybrał inaczej. Przypadkowe spotkanie przy herbacie po zajęciach z lektorką chińskiego zmieniło moje życie na zawsze. Ja - panicznie bojąca się podróży solo - dałam się przekonać na wyjazd do Chin. Zaryzykowałam.

Zdecydowałaś się wyjechać. Czy to miał być tylko wakacyjny wyjazd?

- Na początku planowałam wyjechać na roczny kurs języka chińskiego. Zaraz po tym, jak skończyłam pierwszy rok studiów, zawiesiłam wszystko w Polsce i wsiadłam w samolot w jedną stronę do Dalekich Chin, prosto do Wuhan - do miejsca, o którym wcześniej (przed wybuchem pandemii) mało kto z obcokrajowców w ogóle słyszał. Nikt tam raczej nie podróżował, szczególnie w celach turystycznych. Po 8 latach pobytu i podróży po Wielkich Chinach, mój pobyt skończył się z dnia na dzień. Nagle znalazłam się w innej rzeczywistości, w świecie szokujących restrykcji - w dobie lockdownów, masek, strojów ochronnych. Odniosłam wrażenie, że w Chinach robi się pusto i niebezpiecznie. Do dzisiaj pamiętam widok pustych ulic Szanghaju, wiadomości na wechacie przepełnione strachem i paniką. Te wszystkie, nakładające się na siebie czynniki zadecydowały o moim wyjeździe z Chin, planowo na jakiś czas. Nikt z nas jednak wówczas nie podejrzewał, że scenariusz szybkiego powrotu do Chin dla mnie i córki okaże się być niemożliwy.

Zobacz wideo To warto wiedzieć

Wróciliście do Polski?

- Patrząc na to wszystko, co się dzieje dookoła, byliśmy mocno zdezorientowani. W końcu podjęliśmy decyzję, że przeniesiemy się do rodzinnego domu mojego męża do Włoch. Dokładnie w lutym 2021 wyjechaliśmy do Włoch z jednym bagażem. Chcieliśmy przeczekać COVID-19 i wrócić do Szanghaju. Niedługo po naszej przeprowadzce w Chinach zamknięto granice na czas nieokreślony. Długo trwało, zanim znów można było przyjeżdżać do tego kraju, to była opcja dostępna tylko dla wybranych. Mojemu mężowi udało się wrócić na specjalnych warunkach, a my z córką długo czekałyśmy na wizę. Byliśmy w rozłące z mężem prawie 2 lata.

'Chiny, a w zasadzie Szanghaj okazał się zbyt luksusowym miejscem na prowadzenie ciąży i utrzymanie dziecka''Chiny, a w zasadzie Szanghaj okazał się zbyt luksusowym miejscem na prowadzenie ciąży i utrzymanie dziecka' Archiwum prywatne

Udało Wam się wrócić do Szanghaju?

- Nie, ponieważ zupełnie niespodziewanie pojawiła się inna możliwość, a mianowicie przeprowadzka na Maltę. Mieliśmy już dość zmagań związanych z powrotem do Szanghaju. Ostatecznie, przy luzowaniu obostrzeń covidowych odrzuciliśmy szansę mojego powrotu z córką do Chin na wizie rodzinnej i wraz z mężem zdecydowaliśmy się na nowy kierunek – Maltę. To były bardzo trudne chwile. Gdy już postawiliśmy sobie wszystkie „za i przeciw", przyjęliśmy propozycję pracy męża na Malcie. To były momenty pełne ekscytacji i ciekawości, a zarazem lekkiego dreszczyku niepewności. W końcu zdecydowaliśmy się na miejsce, w którym nie ma szybkich kolei, wysokich drapaczy chmur, a powierzchnia całego kraju wydaje się być dużo mniejsza od całego jednego dystryktu w Szanghaju.

Czyli najpierw Chiny, potem Włochy, a teraz Malta. W jakim kraju najbardziej ci się podobało?

- Ja osobiście jestem dużą pasjonatką Azji. Pokochałam Azję podczas pobytu w Chinach. Wśród licznej grupy zagranicznych studentów miałam możliwość poznać wiele kultur, ale najbliżej zawsze mi było do studentów z Tajlandii, Wietnamu, Laosu, Korei, Nepalu, Kambodży i Indonezji. Przyjaźnie z ludźmi z dalekich krajów po części rozpaliły we mnie dużą ciekawość - i już na pierwszym roku studiów w Chinach, w czasie przerwy zimowej pojechałam do Tajlandii na kilka tygodni. Z biegiem czasu na mojej liście kierunków pojawiły się pozostałe kraje azjatyckie, które również zdążyłam odwiedzić. I to właśnie podróże po Azji południowo - wschodniej zaliczam do najbardziej udanych. To są miejsca, które mają w sobie tyle egzotyki, uroku i tradycji, pięknych ludzi, pejzaży i smaków, że ciężko wytypować coś najlepszego. Poza tym, sporo krajów azjatyckich mam jeszcze do odkrycia i porównania.

Twoja córka urodziła się w Chinach?

- Laura urodziła się we Włoszech. Prowadziliśmy ciążę w Chinach do 7 miesiąca, a następnie wyjechaliśmy do Włoch. Bardzo pragnęłam zorganizować nasze wesele we Włoszech, tak samo jak urodzić córkę w rodzinnym kraju męża. Plan się pomyślnie spełnił.

Jak wygląda prowadzenie ciąży w Chinach?

- Początki ciąży w Chinach wspominam bardzo dobrze. Wówczas zaopiekowała się nami pani ginekolog z dużym stażem pracy w Kanadzie, która pracowała w prywatnej klinice japońskiej. Natomiast po jakimś czasie wysoki standard luksusowej kliniki zdecydowanie za bardzo odbił się na naszym budżecie i ostatecznie przeniosłam prowadzenie ciąży do publicznego szpitala, decydując się na pakiet dla VIPów. W dalszym ciągu, w publicznym szpitalu ceny badań, łącznie z każdorazową opłatą za wizytę u lekarza wydawały się stosunkowo wysokie, ale oboje z mężem byliśmy bardzo zaopiekowani. I gdyby nie nasz ślub we Włoszech, pewnie zdecydowalibyśmy się na poród w Szanghaju. Wbrew pozorom, publiczna opieka medyczna w Szanghaju jest na bardzo wysokim poziomie i zdecydowana większość Chinek decyduje się na poród w publicznym szpitalu. Obcokrajowcy bądź pary mieszane z kolei preferują pobranie kredytu lub wykorzystanie swojego pakietu ubezpieczeniowego, kiedy decydują się rodzić w prywatnej klinice. Jednym z powodów takiego wyboru może być brak znajomości języka chińskiego (nie zapominajmy, że Chińczycy nie posługują się biegle językiem angielskim). Nam akurat pomogła znajomość języka chińskiego. Dzięki pakietowi VIP każdorazowa wizyta lekarska była indywidualna, w towarzystwie mojego męża. Lekarze poświęcili nam wiele uwagi i czasu. Przeszłam szereg badań prenatalnych i inwazyjnych. Już po 10 tygodniu ciąży skierowano mnie na badanie nieinwazyjne, które w Chinach ma charakter decydujący prowadzenia ciąży. Do dzisiaj pamiętam mój strach przed otwarciem koperty z wynikami.

 

Jak oceniasz warunki i opiekę w chińskich szpitalach?

- Szpitale w Szanghaju cieszą się bardzo dobrą renomą. Niemniej jednak, uważam, że poród w publicznym chińskim szpitalu jest dla ludzi znających język chiński i chińskie obyczaje. W publicznych szpitalach obowiązuje szereg reguł, na które my, obcokrajowcy, nie mamy wpływu. Dla przykładu, przyszli ojcowie nie mają prawa wstępu do pokoju badań USG. Kolejną szokującą sprawą jest zakaz ujawniania pacjentce płci płodu. Często gabinety lekarskie są otwarte, głośne i ciasne. Lekarz przyjmuje kilka kobiet naraz. Poczekalnie są pełne młodych Chinek i ich matek. Wyjątkiem są oddziały vipowskie, które pozwalają pacjentce umówić się na konkretną godzinę. Dodatkowym bonusem jest indywidualne podejście do pacjenta i obecność partnera przy badaniach prenatalnych i porodzie z wyjątkiem badań USG. Jednak po części dużo i zależy od szpitala i personelu. Prowadząc ciążę w naszym szpitalu mieliśmy bardzo dużo szczęścia, ale to znajomość chińskiego pomogła mi wiele wywalczyć. I jednym takim przełomowym momentem było ujawnienie płci dziecka. W drugim trymestrze pani technik wykonująca badanie USG delikatnie podpowiedziała mi, na który kolor ubranek mam zwrócić uwagę przy przygotowaniach wyprawki. To była najpiękniejsza chwila w moim życiu.

Który z krajów, w których mieszkałaś, jest według ciebie najbardziej prorodzinny? Chiny, Włochy, Malta?

- Obawiam się, że żadne z powyższych krajów nie zaliczę do czołówki krajów prorodzinnych (śmiech). We Włoszech mieszkałam zbyt krótko, żeby przytoczyć konkretne argumenty. Chiny, a w zasadzie Szanghaj okazał się zbyt luksusowym miejscem na prowadzenie ciąży i utrzymanie dziecka. Malta zaś w sumie wydaje się być mało praktyczna, jeśli chodzi o wychowywanie dzieci przedszkolnych. Na Malcie zajęcia w przedszkolu kończą się za wcześnie i czas zajęć zupełnie nie pokrywa się z naszymi godzinami pracy. Z podobnym problemem boryka się większość mieszkańców wyspy. Stąd też wysoki procent kobiet na Malcie jest niepracująca. Pozostali korzystają z pomocy dziadków. Zauważyłam, że maltańskie rodziny trzymają się razem, mieszkają blisko siebie i wychowują się na jednym podwórku. Wiem, że w ostatnich latach sporo się już zmieniło.

Sytuacja się pod tym względem poprawiła?

- Tak, polityka prorodzinna zyskała na znaczeniu. Jednym z takich przełomowych działań prorodzinnych na Malcie jest darmowy żłobek. Pracujący rodzice, wychowujący najmłodsze dzieci do lat 3, mogą skorzystać z prywatnego żłobka lub klubu malucha praktycznie przez cały dzień, zupełnie za darmo, pięć dni w tygodniu. Kolejną zmianą na lepsze w ciągu ostatnich lat jest darmowy transport do przedszkola i szkoły. Autobusy szkolne kursują na terenie całej wyspy rano i po południu i droga z domu ucznia do placówki szkolnej jest całkowicie nieodpłatna. Co więcej, podczas porannej i popołudniowej trasy w autobusie, o bezpieczeństwo i komfort dzieci dba stała opiekunka.

W Chinach lub na Malcie są jakieś specjalne przywileje dla mam lub kobiet w ciąży? Zauważyłaś coś specyficznego?

- Żyjąc w Szanghaju jako młoda mama nie dostrzegłam szczególnych przywilejów. Obcokrajowcy są tam obsługiwani raczej na odpłatnych pakietach. Natomiast coś, co na pewno nam pomogło w Chinach przetrwać, była wygoda, ogromne możliwości rozwoju, międzynarodowe kontakty i podróże. Moje macierzyństwo spełniało się na każdym kroku. Pragnęłam retro smoczka ze skandynawskiej firmy dla córki - przyszedł w dostawie na drugi dzień, chciałam wyjść do pięknej bawialni połączonej z kawiarnią - była dostępna na wyciągnięcie ręki i w dodatku czynna do północy. Potrzebowałam dermatologa dla dziecka na już - wystarczył jeden telefon do kliniki i na drugi dzień miałam zarezerwowaną wizytę. Macierzyństwo na Malcie to obrót sprawy o 180 stopni, jednak nie wypada to skrajnie gorzej na tle Chin, zwłaszcza jeśli pomyślimy o publicznej opiece zdrowotnej i opłatach za edukację.

W którym kraju lepiej wygląda infrastruktura dla dzieci?

- Na Malcie infrastruktura dla dzieci nie prezentuje się najgorzej. Przy większych atrakcjach turystycznych spotkać tu można duże i wymyślne place zabaw, czy parki rozrywki ze ścieżką rowerową dla najmłodszych. W Chinach cała infrastruktura dla dzieci ukryta jest w centrum handlowym. Siłownie dla dzieci, zjeżdżalnie, wodne spa, karuzele i trampoliny to słono płatna rozrywka. Wyjątkiem na skorzystanie z darmowej zjeżdżalni czy huśtawki może być jedynie większe condominium (duże osiedla), z lepiej wykorzystaną przestrzenią dla najmłodszych. Mieszkając na jednym z takich condominium mieliśmy całodobowy dostęp do huśtawek i zjeżdżalni. Jednocześnie życie maluchów toczy się w parkach. Chińskie parki oferują piękny krajobraz oraz miejsce dla odpoczynku i rekreacji. W Szanghaju - pośród wysokich wieżowców i tłocznych ulic, przy gęsto zaludnionych osiedlach, a także na obrzeżach miasta, zauważymy młodszych i starszych mieszkańców okupujących parki od rana do wieczora. Na otwartej, zielonej przestrzeni, najmłodsze dzieci uczą się stawiać pierwsze kroki, karmią łabędzie, towarzyszą starszym w tańcach i muzykowaniu, grają w gry, spacerują, organizują wyścigi, puszczają latawce. Szanghaj spełnia wszystkie te kryteria i zdecydowanie zasługuje na miano zielonego miasta z bardzo dobrze rozwiniętą infrastrukturą, zarówno dla dzieci, jak i starszych.

 

Twoja córka chodziła do żłobka czy przedszkola w Chinach?

- Będąc mamą na pełny etat nie rozglądałam się za żłobkiem dla córki w Chinach. Zdecydowaliśmy się na chińską nianię, która okazała się dużym wsparciem dla naszej rodziny. Pokochaliśmy ją bardzo. Chińska Ayi pracowała u nas codziennie, od rana do wieczora. Dzięki niej nauczyłam się lepić chińskie pierogi i śpiewać chińskie kołysanki. Na czas posiłku siadaliśmy przy wspólnym stole pełnym chińskich posiłków. Jestem ogromnie wdzięczna za jej wkład i miłość do Laury. Dzisiaj wspólne fotografie z nianią pięknie zdobią nasze wnętrza domu. W czasie, kiedy niania pomagała mi w pracach domowych, ja spędzałam czas z córką na atrakcyjnych zajęciach dla maluchów. Baby spa, siłownia dla najmłodszych, a także zajęcia z muzyki i sensoplastyki wypełniały nasze popołudnia. Z praktycznego punktu widzenia, żłobki w Chinach nie do końca się sprawdzają. Zdecydowanie polecam nianie i ich umiejętności pielęgnowania dzieci, sprzątania, a także gotowania - nasza Ayi potrafiła ugotować włoski makaron i upiec ciasto. Nianie w pewnym stopniu wyparły żłobki. Znam wiele zagranicznych rodzin, które od początku narodzin dziecka decydują się na stałą chińską nianię w domu na okres co najmniej 3 lat.

Po jakim czasie mama w Chinach wraca do pracy? Ile trwa urlop macierzyński?

- To zależy po części od charakteru i miejsca pracy. Czas macierzyństwa w Chinach w większości szacuje się na około 3 miesiące. Stałym, a zarazem najważniejszym punktem urlopu macierzyńskiego w życiu każdej mamy w Chinach jest pierwszy miesiąc połogu, tzw. Yuezi. Tradycja połogu w Chinach rozciąga się od czasów konfucjanizmu. Jest to zbiór zakazów i nakazów, obowiązujący kobiety przez trzydzieści dni po porodzie. W tym czasie nowo upieczonej mamie nie wolno spożywać zimnych napojów i lodów. Zalecana jest lekkostrawna dieta na regenerację osłabionego organizmu. Zakazane jest mycie włosów i ciała. Nie można wychodzić na zewnątrz, dźwigać, otwierać okien, schylać się i spacerować. Wydawać by się to mogło niemożliwe do wytrzymania, ale w dzisiejszych czasach yuezi nabiera coraz to większego znaczenia. Na rynku pojawił się cały pakiet usług połogowych. Od niedawna można zatrudnić sobie do domu całodobową yuesao, tzn. położną, która najlepiej wie, jak zaopiekować się świeżo upieczoną mamą, a także wie, jak najlepiej zadbać o bezpieczeństwo malucha w pierwszych chwilach życia. Do jej zakresu obowiązków należą takie czynności, jak kąpanie, noszenie, a także przewijanie i usypianie dziecka. Po zakończonym połogu - ze względu na wygodę i kontynuowanie pracy, dość powszechnym rozwiązaniem dla chińskich rodziców jest oddanie dziecka pod opiekę dziadków, bądź stałej opiekunki.

 

Etap przedszkola przypadł wam na Malcie. Laura chodzi do przedszkola? Przedszkola są płatne, bezpłatne, dla wszystkich?

- System szkolnictwa na Malcie opiera się na modelu brytyjskim. Dzieci zaczynają przedszkole od 3 roku życia i kończą w wieku 5 lat. Placówki przedszkolne dzielą się na bezpłatne i płatne. Przedszkole bezpłatne jest dostępne dla wszystkich dzieci, bez względu na pochodzenie i religię. Moja córka uczęszcza do prywatnego montessoriańskiego przedszkola. W naszym przedszkolu kładzie się duży nacisk na naukę języka angielskiego, samodzielność, pracę własną oraz otoczenie, przygotowane w duchu edukacji montessori. Kolejną sprawą są dodatkowe zajęcia z rytmiki, sportu i aktywności na farmie.

Jak córka znosi zmiany zamieszkania i przeprowadzki do różnych krajów? Jak sobie radzi z językiem?

- Córka jest bardzo podatna na zmiany otoczenia. Z pewnością szybka adaptacja do nowych miejsc idzie w parze z młodym wiekiem. Odniosłam wrażenie, że małe dzieci bardzo szybko absorbują i przyzwyczają się do nowości. Odkąd Laura się urodziła, często się gdzieś przemieszczamy i tak na dobrą sprawę Malta jest już czwartym krajem w życiu córki. Na liście zamieszkiwanych wcześniej przez nią krajów są Chiny, Włochy i Polska. Malta to kraj anglojęzyczny, dlatego na co dzień starałam się wplatać język angielski w naszą codzienność. Zaczęłam od książek anglojęzycznych i anglojęzycznego przedszkola w Polsce. W ramach rozrywki oglądałyśmy również bajki po angielsku i słuchałyśmy anglojęzycznych piosenek. Poza tą dwujęzycznością, staram się być tu i teraz, blisko niej.

Przez pierwsze pół roku naszego pobytu na Malcie byłam mamą na pełnym etacie, cała sytuacja - nowy dom, nowe przedszkole, nowi przyjaciele - nowe wszystko bardzo mnie stresowało i zdecydowałam zaczekać z pracą. Adaptacja do nowych warunków przebiegła bardzo szybko. Już po pierwszym tygodniu Laura odważnie wsiadała w szkolny autobus i samodzielnie pokonywała trasę do przedszkola i z przedszkola do domu. Jesteśmy z niej bardzo dumni, w końcu to najmłodsza obywatelka świata w naszej rodzinie.

Zobacz też: Mieszka z rodziną w Kairze. "Tu wstęp na place zabaw jest płatny"

Więcej o: