"Syropkowi rodzice" w akcji. Niektórzy działają potajemnie. "Chłopiec pokazał mi, co mama kazała mu brać"

Pracownica przedszkola opowiedziała o nietypowej i potencjalnie niebezpiecznej sytuacji, jaka miała miejsce w placówce, gdzie pracuje. Mama postanowiła obejść regulamin. "Stworzyła zagrożenie dla zdrowia innych dzieci".

Więcej tematów związanych z życiem rodzinnym na stronie Gazeta.pl

Chociaż pracownicy żłobków i przedszkoli regularnie przypominają o tym, żeby nie przyprowadzać do placówek chorych lub zakatarzonych dzieci, niektórzy rodzice nic sobie z tego nie robią, tłumacząc się "nie miałem co z nim zrobić". Zdarza się, że przed wejściem do budynku lub już w szatni, przed wejściem do sali, podają swoim maluchom leki, które mają ukryć oznaki infekcji. 

W przedszkolach jest zakaz

W większości żłobków lub przedszkoli jest zakaz podawania dzieciom lekarstw, nawet tych dostarczonych przez rodziców i na ich prośbę. Personel zasłania się przepisami, jednak gdy jest taka potrzeba i rodzice mają możliwość, mogą w ciągu dnia przyjść do placówki i podać swojemu malcowi niezbędne medykamenty.

"Nie musi być pani taka wredna"

Jedna z użytkowniczek Twittera, adrianna. opisała sytuację, która miała miejsce w placówce, w której pracuje: Dzisiaj matka dała dziecku w kieszeni do przedszkola spray na gardło dobrze, że chłopiec był na tyle "mądry" że mi to pokazał i powiedział, że mama kazała mu to brać. Zabrałam. Zaniosłam do dyrektorki. Jak mama odbierze syna, to mam jej oddać - napisała. Akurat natknęła się na tę mamę gdy przyszła po dziecko. Powiedziała jej: Proszę pani, w przedszkolu jest zakaz podawania dzieciom leków i przyjmowania leków. Stworzyła pani zagrożenie dla zdrowia innych dzieci (mógł poczęstować inne dzieci, dostałoby któreś alergii, pstryknąć w oko, cokolwiek) ona mi na to, że on nie jest chorzy, ale lekarz kazał mu nawilżać gardło. Ja jej mówię: okej, ale nie wolno. Jest to zakazane. A ona do mnie: nie musi być pani taka wredna.

Więcej o: