Tosia zmarła po porodzie i dostała niewłaściwe nazwisko. Urząd rozkłada ręce. "Luka w prawie"

Dziecko pani Wiolety zmarło przy porodzie. Przez lukę w prawie wpisano jej w dokumentach niewłaściwe nazwisko ojca. Teraz sytuacja jest nie do odwrócenia. "Tylko na tablicy nagrobnej udało nam się ją prawidłowo podpisać" - wyznaje kobieta.

Po tym, jak pani Wioleta rozstała się z mężem, poznała nowego partnera. Wówczas trwała jeszcze jej sprawa rozwodowa i formalnie pozostawała mężatką. Kiedy okazało się, że jest w ciąży z nowym partnerem, para zaczęła przygotowywać się na przyjście na świat dziecka.

Zobacz wideo Pani Monika poprawia humor klientom opaskami do włosów. "Specjalnie przychodzą zobaczyć"

Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.

"Kiedy rodzi się martwe dziecko, to każda ścieżka się zamaka"

Para spodziewała się narodzin córeczki, którą nazwano Tosia. Niestety, dziewczynka zmarła podczas porodu.

Nastąpił krwotok wewnętrzny i ona się po prostu udusiła. Odkleiło się łożysko. Mało tego: musieli mi wszystko usunąć. Zostałam bez narządów kobiecych

- tłumaczy pani Wioleta w programie "Interwencja".

Jednak to nie koniec złych informacji. Okazało się, że Tosia otrzymała nazwisko męża pani Wiolety, który nie był jej ojcem. Na domiar złego w żaden sposób nie da się naprawić pomyłki. W świetle prawa w sytuacji, w które dziecko umiera przy porodzie, nie można już zmienić informacji wpisanych w akcie urodzenia. Chociaż pani Wioleta i jej partner bardzo chcieli skorygować błędne dane, sąd umorzył sprawę, a prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania o zaprzeczenie ojcostwa.

Powiedziano mi, że gdyby córka żyła, to można by było wnieść o ustalenie ojcostwa, ale w momencie, kiedy rodzi się martwe dziecko, to każda ścieżka się zamaka, każda droga. Nic nie można z tym zrobić. Tylko na tablicy nagrobnej udało nam się ją prawidłowo podpisać, jako Tosia Kłoś. Wszędzie w papierach widnieje inne nazwisko

- dodaje pani Wioleta.

Urząd rozkłada ręce. W tej sprawie nie da się nic zmienić

Jak wyjaśnił prawnik, pani Wioleta i jej partner padli ofiarą luki prawnej, z którą mimo wszelkich chęci nic nie mogą zrobić.

Nasz prawodawca nie przewidział takiej sytuacji w kodeksie rodzinnym i opiekuńczym. Zatem na tę chwilę nie ma żadnej możliwości, aby złożyć jakiekolwiek inne powództwo

- powiedział Mikołaj Badziąg, adwokat z Kancelarii Graś i Wspólnicy w rozmowie z dziennikarzami programu "Interwencja".

Więcej o:
Copyright © Agora SA