Najgorsze typy rodziców na placu zabaw. "Wkurzają mnie cwane gapy i placykowa policja"

Na placach zabaw można zaobserwować różne typy rodziców. Jedni pozwalają się bawić dzieciom swobodnie i w tym czasie oddają się lekturze książki, inni lubią mieć wszystko pod kontrolą i nie odstępują swoich pociech na krok. Niektóre zachowania zarówno tych pierwszych, jak i drugich bywają dla pozostałych irytujące.

Więcej tematów związanych z życiem rodzinnym na stronie Gazeta.pl

Plac zabaw, które większości dzieci jawi się jako Eldorado, dla ich rodziców bywa czasem torturą i omijają go szerokim łukiem. Rodzice starszych dzieci, które potrafią się już zająć zabawą lub mają na placu zabaw "swoją paczkę" mogą oddać się lekturze książki etc. Ci, których pociechy są jeszcze za małe, żeby można je było "puścić" samodzielnie, muszą być w pobliżu i uważać, żeby maluch nie spadł ze zjeżdżalni, czy żeby przypadkowo nie uderzyło go inne dziecko bujające się na huśtawce. No i są oczywiście tacy, którzy wyjście na plac zabaw traktują jak wydarzenie towarzyskie, jest dla nich prawdziwą przyjemnością, lubią uciąć sobie pogawędkę z innymi dorosłymi, pobawić się z maluchami etc. Spytaliśmy kilka mam o to, jakiego typu rodziców najbardziej nie lubią na placach zabaw. 

Zobacz wideo Jak rozpoznać, że dziecko ma autyzm? "Układanie samochodzików w rzędzie, machanie rączkami"

Typ: Placykowa policja

Chociaż publiczny plac zabaw jest miejscem wolnodostępnym i każdy może z niego korzystać, można odnieść wrażenie, że niektórzy rodzice uzurpują sobie do niego większe prawo. Przechadzają się między dziećmi, kontrolują przebieg zabawy, zwracają uwagę cudzym dzieciom etc. - Nie znoszę takich rodziców. Niech się zajmą swoimi dziećmi, ja moim mogę zająć się sam. Nie potrzebuję, żeby ktoś pilnował, czy moja córka bawi się swoją łopatką, czy pożyczyła cudzą. W razie draki przecież zareaguję - uważa Piotrek, tata siedmiolatki z Zielonki.

Typ: Cwana gapa

Niektórzy rodzice, zajęci swoimi telefonami, lekturą książki lub po prostu rozmyślaniem zdają się nie widzieć, co ich pociecha robi, nawet jeśli robi coś, czego nie powinna. - Wkurzają mnie rodzice, którzy udają, że nie widzą jak ich dzieci np. zabierają zabawki, czy biją inne dzieci. Albo z głupim uśmiechem na twarzy udają, że nie widziały co się stało - mówi Jagoda, mama dwóch dziewczynek z Białegostoku. 

Typ: Flejtuch

Nieodłącznym elementem każdego niemal placu zabaw jest brak w okolicy toalety. A gdy dziecko woła: "Siku!", to oznacza, że natychmiast potrzebuje załatwić swoją potrzebę. Jedni rodzice gnają z malcem do domu, inni szukają ustronnego miejsca, gdzie dziecko będzie mogło zrobić siusiu. Są też i tacy, którzy uważają, że "dziecko, to dziecko" i wysadzają malca na oczach wszystkich, czasem na placu zabaw, albo tuż obok niego. - Nie znoszę rodziców, którzy wysadzają dzieci na placu zabaw. Niby schodzą na bok, ale mimo wszystko robią z niego publiczną toaletę. Wiadomo, że jak dziecko ma potrzebę, to musi ją szybko załatwić, a publicznych toalet, czy toi-toiów u nas jak na lekarstwo, ale naprawdę można z dzieckiem wyjść gdzieś dalej, w jakieś krzaki, czy coś - uważa Agnieszka, mama pięciolatki z Warszawy. 

Typ: Chwalipięta

- Wkurzają mnie cwane gapy i placykowa policja. Siedzenie na placu zabaw to dla mnie tortura, zwykle robi to mąż, ale czasem trafia na mnie. Najbardziej irytują mnie rodzice, którzy całemu otoczeniu chcą zademonstrować, jacy są troskliwi i że wszystko mają pod kontrolą. Mówią niby do swojego dziecka, ale wiadomo, że jest to skierowane do innych dorosłych. Deszyfruję to w mgnieniu oka: "Tymeczku, a co takie masz spodenki brudne?" oznacza: "Dbam o moje dziecko, jestem zaangażowanym rodzicem, zawsze jest czyste, tylko wyjątkowo teraz się pobrudziło. Ale normalnie nigdy się to nie zdarza. A wasze dzieci? Patrzcie jakie brudne" - mówi Marzena, mama dwóch chłopców z Legionowa. 

Typ: Wtrącacz

To typ rodzica, który nie spuszcza swojego dziecka z oczu, nawet gdy jest już na tyle duże, że mogłoby pobawić się samo. Cały czas jest dwa kroki od niego, co chwilę przerywa zabawę, manifestując swoją obecność. - Wkurzają mnie wtrącacze. Wiecznie wiszą nad tym dzieckiem, coś tam mu gadają, wycierają nosek, rączki, wkładają czapeczkę, zdejmują kurteczkę. Mówią, co ma robić, a czego nie. Prym wiodą tutaj babcie, ale takich mam i tatusiów oczywiście też nie brakuje - mówi Ania, mama pięcioletnich bliźniąt z Warszawy. 

Więcej o: