Historia "balonowego chłopca" wstrząsnęła światem. 30 sekund po narodzinach został umieszczony w bańce

Jaki jest największy dramat dla rodziców? Śmierć dziecka oraz jego choroba. Ten chłopiec przez swoją przypadłość musiał spędzić życie w plastikowej bańce. Przez to nazwano go "balonowym chłopcem". Jednak mimo sympatycznej nazwy, los tego malucha był naprawdę niewesoły.

Więcej ciekawych artykułów o dzieciach znajdziecie na naszej stronie głównej Gazeta.pl.

Zobacz wideo Jak rozpoznać, że dziecko ma autyzm? "Układanie samochodzików w rzędzie, machanie rączkami"

W 1970 roku David Joseph Vetter i jego żona Carol Ann zostali rodzicami synka, który po ojcu dostał imiona David Joseph. Jednak ich radość nie trwała długo - chłopiec przyszedł na świat z chorobą genetyczną, która upośledza układ odpornościowy - SCID. Ratunkiem jest przeszczep szpiku od idealnego dawcy - w tym przypadku starszej siostry Katherine. Jednak maluch zmarł przed operacją, mając tylko siedem miesięcy. Mimo to niespełna rok później Carol Ann urodziła drugiego synka - Davida Phillipa, który również chorował na SCID. Tym razem postarano się zrobić wszystko, aby przeżył. Tak stał się "balonowym chłopcem".

"Balonowy chłopiec" miał trudne życie. Starano się go chronić przed infekcjami

Jak czytamy na łamach serwisu CiekawostkiHistoryczne.pl, dla osoby chorej na SCID, każda, nawet najmniejsza infekcja stanowi zagrożenie życia. Dlatego małego Davida Phillipa niespełna pół minuty po narodzinach umieszczono w całkowicie sterylnej, plastikowej bańce. Również każdy przedmiot, z jakim miał styczność (żywność i napoje także) musiały być idealnie sterylne. W międzyczasie pojawił się nowy problem - mała Katherine nie była idealnym dawcą dla Davida, co wymusiło kolejne opóźnienie przeszczepu szpiku. W tym czasie chłopiec zamieszkał na stałe w bańce - miał tak zabawki, telewizor, a nawet się uczył. Jednak wciąż brakowało mu innych dzieci, które widział przez okno, oraz rodziców, którzy mogli go dotknąć wyłącznie w specjalnych, czarnych rękawicach. Z kolei lekarze starali się znaleźć rozwiązanie, ale to wymagało czasu.

 

"Balonowy chłopiec" w końcu doczekał się przeszczepu. Jednak nie wszystko poszło dobrze

Lata mijały, a David dorastał w sterylnej izolacji od otoczenia, jednocześnie przechodząc kompleksowa badania. W pewnym momencie NASA podarowała mu specjalny kombinezon, w którym odbył siedem spacerów, nim z niego wyrósł. Niestety następnego już nie otrzymał. Gdy miał 9 lat, został na stałe wypisany do domu, gdzie dalej mieszkał w plastikowej bańce, czekają na operację. Przeszczepu szpiku od siostry doczekał się, mając prawie 12 lat. Wówczas lekarze opracowali bezpieczny sposób na przeprowadzenie procedury z dawcą, który nie jest zgodny genetycznie w 100 procentach. Operacja odbyła się bez problemów, a szpik się przyjął, jednak po pewnym czasie wyszło na jaw, że był zakażony wirusem Epstein-Barra. To doprowadziło do nowotworu układu limfatycznego u Davida - chłoniaka Burkitta. To ostatecznie pogrzebało jego szanse na wyzdrowienie. 7 lutego 1984 roku opuścił bańkę, a jakiś czas później zapadł w śpiączkę. Zmarł 22 lutego 1984 roku o 20.00. Tego samego dnia mama po raz pierwszy (i ostatni) dotknęła syna gołą ręką. 

Więcej o: