Lekarz zmarłego Kamilka ujawnia przerażające szczegóły i zaprzecza słowom wujka: Musiał bardzo cierpieć

Skatowany przez ojczyma ośmioletni Kamilek zmarł po kilku tygodniach spędzonych w szpitalu. W sobotę odbył się pogrzeb chłopca, a jeden z lekarzy, który walczył o jego życie, właśnie ujawnił przerażające szczegóły o stanie zdrowia Kamilka. Specjalista zaprzecza między innymi wujkowi ośmiolatka, który twierdzi, że malec był leczony.

Więcej ciekawych artykułów o dzieciach znajdziecie na naszej stronie głównej Gazeta.pl.

Zobacz wideo Ziobro o śmierci 8-letniego dziecka: Jaki to jest poziom zezwierzęcenia!

O  stanie, w jakim trafił do szpitala ośmioletni Kamilek, rozmawiał dr n. med. Andrzej Bulandra, specjalista chirurgii dziecięcej, koordynator Centrum Urazowego dla Dzieci w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach lekarz Kamila z dziennikarką Małgorzatą Goślińską na antenie TVN24

Tragiczna śmierć ośmioletniego Kamilka. Lekarz chłopca zdradził, jaki był stan zmarłego

Ośmioletni Kamilek został zmaltretowany przez ojczyma - był bity, rzucany na rozgrzany piec kuchenny i oblewany gorącą, wręcz wrzącą wodą. Wskutek tego, chłopiec miał połamane kończyny, poparzoną dużą powierzchnię ciała, był też brudny, niedożywiony i odwodniony. Lekarz, który leczył Kamilka w szpitalu, ujawnił kilka nowych szczegółów o stanie tragicznie zmarłego chłopca:

Oparzone dziecko. Z oparzeniami obejmującymi jedną czwartą powierzchni ciała. Moją uwagę zwróciło to, że to nie były oparzenia świeże, ale takie, które powstały jakiś czas wcześniej i nie były w sposób fachowy leczone. Były brudne, zakażone, pokryte strupami. Nie widziałem żadnego efektu wcześniejszego leczenia. 

Zaprzeczył tym samym słowom wujka, który w rozmowie z dziennikarzami twierdził, że matka Kamilka leczyła go maściami. Lekarz nie zauważył żadnego śladu jakichkolwiek maści. Dodał też, że pierwsze leki (przeciwbólowe) podali skatowanemu ośmiolatkowi dopiero ratownicy medyczni, wezwani przez biologicznego ojca Kamilka. Podobnie było z opatrunkami - pierwsze założyła malcowi dopiero załoga LPR. 

Skatowany Kamilek zmarł po kilku tygodniach w szpitalu. Winna choroba oparzeniowa

Lekarz, który zajmował się Kamilkiem, zwrócił też uwagę na nieleczone złamania u chłopca. Ośmiolatek miał złamane obie ręce i nogę, co tylko pogarszało jego już tragiczny stan. "Każde dodatkowe obrażenie jest obciążeniem dla organizmu, w związku z tym to się sumuje. Nie jest tak, że możemy stwierdzić: złamanie nie jest istotne, leczymy oparzenie. Złamanie to też jest proces zapalny, też tam się dzieją różne rzeczy [...], które mają wpływ na zaostrzenie tej choroby oparzeniowej" - tłumaczy chirurg. Dodał też, że dzięki badaniom obrazowym, można określić, kiedy powstały obrażenia, z dokładnością do tygodnia. W przypadku Kamilka najstarsze złamanie miało około miesiąca. Co brzmi naprawdę strasznie, biorąc pod uwagę, że przez ten czas chłopiec chodził do szkoły, gdzie niczego nie zauważono. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.