Młodą mamę bolał brzuch. Myślała, że to okres, ale diagnoza była druzgocąca i spóźniona

Każda kobieta zmaga się z bólem menstruacyjnym. W niektórych przypadkach dyskomfort może być na tyle ogromny, że powoduje to wyłączenie z codziennego funkcjonowania i konieczność sięgnięcia po silne leki przeciwbólowe. Pewna mama była przekonana, że ból, który pojawiał się średnio raz w miesiącu, był związany z owulacją i okresem. Niestety, jej pomyłka okazała się fatalna w skutkach.

Młoda mam przez naprawdę długi czas, zmagała się z bólem, który towarzyszył jej praktycznie zawsze, kiedy pojawiał się okres. Toteż powiązała go z menstruacją i brała coraz silniejsze leki przeciwbólowe, aby móc w miarę normalnie funkcjonować. Jednak pewnej nocy zaczął się atak. Jej mąż wezwał karetkę, która natychmiast przewiozła kobietę do szpitala. Okazało się, że przyczyn bólu była gdzie indziej. To był nowotwór zwany naczyniakomięsakiem.

Zobacz wideo Sezon na zdjęcia aut w rzepaku otwarty, ale właściciel BMW raczej nie o takich fotkach marzył

Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.

Za bólem brzucha stały guzy na jajnikach. Na leczenie już było za późno

Melinda, 34-letnia mama dwójki dzieci, po raz pierwszy poczuła ogromny ból w dole brzucha w 2020 roku. Za jego przyczynę uznała okres, ponieważ nasilał się on w czasie krwawień. Uznała to za coś normalnego, wszak tysiące kobiet zmagają się z bólem w czasie miesiączki, toteż i ona da radę. Z czasem brała coraz silniejsze leki przeciwbólowe, a dyskomfort nie mijał. Pewnej nocy doszło do ogromnego ataku bólu, kiedy to młoda kobieta nie była w stanie nawet podnieść się z łóżka. Jej mąż wezwał karetkę, a ratownicy medyczni szybko postanowili zabrać Melindę do szpitala. Tam postawiono diagnozę. To rak.

 
 
Okazało się, że przyczyną bólu są guzy na jajnikach. Początkowo lekarze podejrzewali, że to zaawansowany złośliwy rak jajnika.  Kolejne specjalistyczne badania wskazały jednak, że to nowotwór zwany naczyniakomięsakiem

- czytamy na portalu mamadu.pl.

 

Melinda podjęła walkę. W domu czekała na nią dwójka małych dzieci i mąż. Miała dla kogo żyć i o to życie walczyła z całych sił. Nie chciała się poddać. W mediach społecznościowych, na swoim Instagramie – publikowała swego rodzaju "dziennik z choroby" - aby oswajać ludzi nie tylko z rakiem, chemioterapią, ale i tym, przez co muszą przechodzić rodziny osób chorych na nowotwory. Oswajała również ze śmiercią.

 

Melinda po pomoc zgłosiła się niestety za późno. Nowotwór był już w zbyt zaawansowanym stadium, aby operacyjnie go wyciąć. Kobieta przeszła więc intensywną chemioterapię. Rokowania były złe, rozpoczęto wtedy opiekę paliatywną, a Melinda zaczęła przygotowywać dwójkę swoich dzieci, zwłaszcza siedmioletniego syna, na najgorsze. "Musiałam mu powiedzieć, że mama nie zawsze może być przy nim, i że tatuś, i babcia zaopiekują się nim, ale mama zawsze będzie w jego sercu" - mówiła w rozmowie z mediami Melinda.

 

Ostatni wpis pojawił się nieco ponad miesiąc temu. "Nadszedł czas, aby wstać z kurzu i walczyć dalej, ponieważ czeka mnie walka, a ja jeszcze nie skończyłam" – napisała w opublikowanym przez siebie poście. Niestety swoją walkę przegrała. Odeszła w zeszłym tygodniu, o czym poinformowały australijskie media oraz najbliżsi kobiety.

 
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.