"Szkoła to nie pokaz mody!" To zdanie często słyszałam z ust nauczycieli, jednak skoro tak, to czemu jesteśmy oceniani za wygląd? Czemu jeśli założę spódniczkę latem, to wyzywający ubiór, który może zagrozić mojej ocenie końcowej z zachowania?
Więcej wiadomości z kraju i ze świata na Gazeta.pl >>>
Nauczyciele bulwersują się, gdy widzą krótkie spodenki u dziewczynek czy bluzkę na ramiączkach. Popatrzmy na to jednak ze strony ucznia. Gdy na dworze temperatura dochodzi do 27 stopni, jedyne, o czym marzę to opuścić teren szkoły i siedzieć w basenie z zimnym napojem. Mimo to jednak przychodzę na 8.00 i uczę się matematyki, czy chociaż nie mogę robić tego w ubraniach przeznaczonych na ciepłą pogodę? Jeśli pozwolę sobie na przyjście z odsłoniętymi łydkami, to zostanie mi zwrócona uwaga, więc gotuję się w długich spodniach i bluzie, aby moja nauczycielka była zadowolona. Pamiętam sytuację, w której moja wychowawczyni zwróciła mi uwagę za to, że założyłam sandały na podwyższonej podeszwie. Nie dość, że od góry do dołu pociłam się w długich spodniach oraz bluzce szczelnie zakrywającej mi ciało, to od tamtej pory musiałam chodzić w trampkach. Ubiór naprawdę jest ważny. Jednak szkoda, że nikt nie myśli o nas, a o spokoju nauczycielki. To nie moja wina, że moje łydki obrażają panią od biologii. Przecież, gdy zakładamy to, w czym jest nam wygodnie, mamy lepszą koncentrację, możemy skupić się na lekcji, a nie tylko na tym, że nam gorąco.
Pogoda to jedna sprawa, drugą kwestią jest zwyczajnie moda. Dlaczego uczniowie nie mogą nosić tego co teraz jest w sieciówkach popularne i łatwo dostępne, czy po prostu tego, co im się podoba? Co jest złego w założeniu spodni z dziurami na kolanach? Rozumiem, że trzeba ubierać się schludnie, jednak podstawówka czy liceum to nie jest biuro. Jesteśmy jeszcze młodzi i poszukujemy swojego stylu. Dajcie nam żyć! Wiele nastolatków nie akceptuje swojego wyglądu i często ubiór może pomóc w wyrażeniu siebie czy też akceptacji swojego ciała. Szkoła ogranicza nam tę możliwość. Pamiętam, że często wychodziłam z domu niezadowolona z tego, w jaki sposób wyglądam. Wiele osób pomyśli, że uczniowie narzekają, że i tak mają wygodnie, bo nie muszą zakładać mundurków, jednak z mojej perspektywy nadmiar restrykcyjnych zasad ubioru sprawia, że jestem bardziej ograniczona, niż gdybym miała założyć to samo co reszta szkoły. Mogę stwierdzić nawet, że mundurek dziewczęcy składający się między innymi ze spódniczki i podkolanówek jest lepszy latem, ponieważ w szkole bez mundurków nie można zakładać nawet spódniczek.
Szkoła naciska na ubiór szczególnie dziewczyn. Nigdy nie widziałam, żeby nauczyciel zwrócił uwagę chłopakowi ubranemu w krótkie spodenki i bluzkę na ramiączkach. Jest to zupełnie ignorowane, natomiast już gdy dziewczyna przyjdzie ubrana w ten sam sposób, ona zachęca swoim ubiorem i przykuwa uwagę chłopców i to wszystko jej wina. Przepraszam, ale czy żyjemy w średniowieczu? Moda się zmienia, a szkoła za nią nie nadąża i nie potrafi zaakceptować zmieniających się trendów. Kiedy przychodzę do szkoły, idę tam jedynie po to, żeby się czegoś nauczyć, a nie słuchać obelg nauczycieli czepiających się mojego wyglądu. Myślę, że każdy powinien zajmować się sobą, a z tego co wiem, zadaniem nauczyciela jest pozwolenie mi się czegoś dowiedzieć, a nie fundowanie więcej kompleksów niż mam.
Zasady ubioru nie dość, że są niesprawiedliwe z powodu podziału na płeć, to - również w przypadku dziewczyn - ze względu na figurę, budowę ciała. Pamiętam historię, gdy uczennica przyszła w bluzce z wyciętym dekoltem. Dostała uwagę, że jest ubrana wyzywająco. Tego samego dnia w szkole była jej koleżanka. Bluzkę miała podobną, równie wydekoltowaną, ale ciało już inne. Dziewczyna z mniejszym biustem uwagi nie dostała. Drodzy nauczyciele, jeśli już wprowadzamy tak bezsensowne zasady ubioru w szkołach, to chociaż niech tyczą się każdego bez wyjątku na płeć, krągłości czy figurę.
Absurdów w szkolnych statutach jest więcej. "Ubiór powinien być noszony z szacunkiem, nie może być przerzucony przez ramię, noszony w ręku lub zawiązany na biodrach." - czytam w regulaminie szkoły podstawowej. Trudno o większą głupotę. Czy jeśli nie mam co zrobić z bluzą, to nie mogę przewiązać jej w biodrach? Ubrania mają dostosowywać się do nas, a nie my do nich. Szacunek do ubrania? Czemu nie, szkoda tylko, że nie do człowieka. Dlatego drodzy obrońcy moralności i komisarze stylu zza szkolnych murów, o jedno was proszę. Dajcie nam żyć. Odczepcie się od naszych dziur w jeansach i dekoltów. Do szkoły chodzimy uczyć się, a nie spełniać wasze modowe zachcianki.