Ośmioletni Kamil nie żyje. "Nie wiedział, gdzie jest, ani co go spotkało. Ani przez chwilę nie cierpiał"

Dziś rano, około godziny 6:00, ośmioletni Kamil, skatowany przez ojczyma i matkę, zmarł. Pomimo podjętych prób leczenia, nie udało się uratować chłopca. Od 3 kwietnia przebywał on w śpiączce farmakologicznej. "Kamilek przez cały czas pobytu w szpitalu był głęboko nieprzytomny. Nie wiedział, gdzie jest, ani co go spotkało. Ani przez chwilę nie cierpiał" - przekazał w poniedziałek rano Górnośląskie Centrum Zdrowia Dziecka.

Ośmioletni Kamil nie żyje. Zmarł w poniedziałkowy ranek, około godziny 6 rano. Cała Polska trzymała kciuki za powrót do zdrowia skatowanego chłopca, a lekarze z Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka robili wszystko, aby tak się stało. Chłopiec trafił do nich 3 kwietnia, pięć dni po tym jak został pobity i oblany wrzątkiem.

Zobacz wideo Przejazd króla Karola i royalsów przez Trafalgar Square

Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeat.pl.

Ośmioletni Kamil nie żyje. Odszedł dziś rano

Ośmioletni Kamil z Częstochowy, po miesiącu ciężkiej walki, odszedł dziś rano. Lekarzom nie udało się go uratować. Miesiąc temu trafił pod opiekę lekarzy z Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka, którzy podjęli się walki o jego zdrowie i życie. Od 3 kwietnia przebywał on w stanie śpiączki farmakologicznej, jednak zmarł dziś rano. Jak podają medycy, bezpośrednią przyczyną śmierci chłopca była postępująca niewydolność wielonarządowa. Doprowadziła do niej poważna choroba oparzeniowa i ciężkie zakażenie całego organizmu, spowodowane rozległymi, długo nieleczonymi ranami oparzeniowymi. Stało się to dlatego, że przez ponad pięć dni, nikt nie wezwał pomocy do pobitego i oblanego wrzątkiem chłopca. Cierpiał długo.

Kamilek przez cały czas pobytu w szpitalu był głęboko nieprzytomny. Nie wiedział gdzie jest, ani co go spotkało. Ani przez chwilę nie cierpiał

- czytamy w komunikacie informującym o śmierci chłopca.

Lekarze robili wszystko, co w ich mocy, aby uratować chłopca. Korzystał on z zaawansowanych metod leczenia, m. in. z respiratoterapii i dializoterapii. Został także podłączony do ECMO, czyli specjalistycznej aparatury, która natlenia krew i wspomaga krążenie.

Był pod ciągłą, niezwykle troskliwą opieką naszego personelu medycznego. To wszystko niestety nie wystarczyło, aby uratować chłopca. W imieniu personelu szpitala przekazujemy wyrazy głębokiego współczucia biologicznemu ojcu dziecka. Dziękujemy też wszystkim tym osobom, którzy tak bardzo przejęły się losem chłopca.  Wspólnie z Państwem, jako personel szpitala, dzielimy dziś wielki smutek z powodu odejścia Kamilka

- podaje szpital.

Przypomnijmy: Do tragicznych wydarzeń doszło pod koniec marca, chociaż dramat chłopca mógł trwać już znacznie dłużej. 29 marca Dawid B., 27-letni ojczym Kamilka, miał rzucać chłopca na rozgrzany piec, polewać wrzątkiem i przypalać papierosami. Matka chłopca nie reagowała na to, co dzieje się z jej dzieckiem, tym samym dając przyzwolenie na dalsze maltretowanie chłopca. Ośmiolatek trafił jednak do szpitala dopiero 3 kwietnia, ponieważ zarówno jego matka Magdalena B., jak i mąż kobiety nie wezwali pomocy.

Para została zatrzymana przez policję. Ojczym chłopca odpowie za usiłowanie zabójstwa chłopca. Z kolei Magda B., matka zmarłego chłopca, stanie przed sądem za narażenie syna na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.