Więcej ciekawych treści znajdziesz na Gazeta.pl
Wiosna to czas, kiedy dzieciaki chodzące do żłobka lub przedszkola szczególnie dużo chorują. Nie ma co się dziwić, pogoda jest zmienna, więc ciężko też odpowiednio ubrać malucha, by go nie przegrzać, ale i żeby nie było mu za zimno. W przychodniach są prawdziwe kolejki, ponieważ mnóstwo osób (zarówno dorosłych, jak i dzieci) jest przeziębionych.
Jako matka dwójki przedszkolaków muszę przyznać, że przed placówką aż roi się od rodziców, którzy kucają przy swoich pociechach, żeby wytrzeć im zasmarkane nosy
Dmuchaj, mocniej, mocniej! O tak, żeby nosek był czysty!
- mówi jedna z matek, po czym bierze pociechę za rękę i wprowadza do przedszkola. Nosek zapewne przez chwilę będzie czysty, więc mama zdąży szybko wymknąć się z placówki, ale cel został osiągnięty: dziecko zostało.
Gorszy widok jest, gdy się odbiera pociechę. Kilkulatki z zielonymi gilami do kolan i zauważalnie gorszym samopoczuciem, stanowią chyba większość wszystkich przychodzących maluchów. W mojej głowie już pojawia się wówczas myśl "oho, za kilka dni będziemy mieli inwazję fluków w domu", bo to, że moje dziecko się zarazi od kolegów i koleżanek, jest więcej niż pewne.
I wkładając buty swojemu dziecku w przedszkolnej szatni, słyszę wciąż takie rozmowy: pani mówi mamie lub tacie, że dziecko jest przeziębione i ma straszny katar, więc trzeba je zostawić w domu:
A nie, nie to alergia! Synek jest zdrowy, naprawdę! Teraz tak wszystko pyli, ja sama ciągle kicham i smarkam
- odpowiada chyba co drugi rodzic (przynajmniej co drugi, którego mam okazję słyszeć, jak rozmawia z wychowawczynią na temat przeziębienia swojego dziecka).
Oczywiście, zgadzam się z tym, że obecnie mnóstwo dzieci jest alergicznych, a wiosenne pyłki mogą nasilać dolegliwości. Nie oszukujmy się jednak, wówczas katar na pewno nie jest zielony i ciągnący się do ziemi. Wręcz przeciwnie jest wodnisty i wyciekający.
I z jednej strony można się złościć na rodziców, którzy przyprowadzają przeziębione pociechy do przedszkoli, a z drugiej strony ich trochę rozumiem (aczkolwiek nie popieram). Wiadomo, maluchy chorują często i wielokrotnie długo. Nie każdy ma możliwość brania co tydzień zwolnień i siedzenia z dzieckiem w domu. Nawet ci, co pracują zdalnie, zapewne przyznają mi rację, ze praca z chorym dzieckiem (najczęściej siedzącym pół dnia na kolanach) to prawdziwe wyzwanie. Jeśli ktoś nie ma do pomocy dziadków, czy innych członków rodziny, to pojawia się prawdziwy problem.
No bo, co zrobić w takim przypadku? Spray do noska i biegusiem do przedszkola - tak to często wygląda. Chociaż zgodnie z zasadami nie powinno tak być, a rodzice zdrowych dzieci mają prawo się wściekać, gdy inni przyprowadzają chore pociechy do przedszkola.
Są też osoby, które uważają, że katar nie powinien być przeciwskazaniem do pójścia do przedszkola, że "to nie choroba". To prawda, o ile nie towarzyszą mu inne dolegliwości, jak podwyższona temperatura, kaszel, brak apetytu itp. A nie oszukujmy się, do przedszkola przychodzą dzieci, które często widać, że są chore, a ich rodzice "maskują" objawy sprayami do nosa i syropkami. I takie maluchy naprawdę potrafią zarazić całą grupę, a do tego same często chorują później znacznie dłużej i gorzej przechodzą infekcję. Warto, by rodzice o tym pamiętali.