Współczesne komunie coraz mniej wspólnego mają z samym sakramentem. Niektórzy rodzice wpadają w tzw. komunijny szał. Dzieci, a szczególnie dziewczynki, są stylizowane na dorosłych. Kilkulatki mają piękne mini suknie ślubne, pełne makijaże, profesjonalne fryzury, a nawet paznokcie. Przyjęcia organizowane są w salach bankietowych. Fotobudki, liczne pokazy i animacje, to prawie klasyk. Niektórzy idą o krok dalej i organizują nawet pierwsze komunijne tańce (zobacz tutaj: Zorganizował pierwszy taniec na komunii dziecka. "Zapewniam, to nie jest ślub")
Dużo uwagi poświęca się też samym prezentom. Gdy zbliża się maj, na forach internetowych można znaleźć mnóstwo wpisów i porad co dać i ile dać. Niegdyś dziecko cieszyło się z roweru, czy zegarka. Dziś często nawet quady, laptopy, czy zagraniczne wycieczki to "za mało".
Co ciekawe, rodzice są najbardziej roszczeniowi w przypadku krewnych, którzy mieszkają za granicą.
Mieszkam w Holandii, moi krewni z Polski uważają, że do koperty na komunię powinnam dać przynajmniej kilka tysięcy. Uważają, że śpię na pieniądzach. Zapominają jednak o tym, że zarabiam w obcej walucie, ale też w obcej walucie robię codzienne zakupy i płacę podatki
- żali się nasza czytelniczka. Utarło się, że skoro mieszka za granicą to "śpi na pieniądzach", co oczywiście nie jest prawdą. Ciężko pracuje, by mieć na normalne życie. Skąd więc przekonanie, że powinna się dzielić swoimi zarobkami z krewnymi (i to często dość dalekimi?).
Taka historia nie jest jednak odosobniona:
Moja ciocia z wujkiem od wielu lat mieszkają w USA. Jak to zazwyczaj bywa, pracują fizycznie. Ciocia sprząta, a wujek zajmuje się wykończeniówką. Wcale nie mają tak lekko, jak może się niektórym wydawać. Ale inna ciotka uważa, że jej córka powinna dostać od nich na komunię przynajmniej kilka tysięcy dolarów. Nie istotne jest nawet to, że ich nie będzie na przyjęciu. Nie rozumiem skąd ta kwota i skąd ten pomysł
- opisuje w przesłanym do nas liście czytelniczka Anna. Jest oburzona zachowaniem rodziny, szczególnie że to nie pierwsze finansowe oczekiwania względem zagranicznych krewnych. Kobieta przyznaje też, że po jej ślubie była zaskoczona pytaniami o to, ile ciocia przysłała jej w prezencie. Wszyscy byli przekonani, że koperta była wypchana pieniędzmi i to oczywiście dolarami.
Na święta też wszyscy czekają na wypasione "amerykańskie prezenty". A tak, to nikt nie ma czasu i chęci, żeby do tej cioci z Ameryki zadzwonić, czy wysłać kartkę z życzeniami. Najgorsze jest to, że wiem, że nie tylko moja rodzina jest taka roszczeniowa. To jest wszędzie
- dodaje. I trudno się z tym nie zgodzić. Prawie każdy ma za granicą krewnych, od których inni oczekują pomocy i wsparcia. Mimo upływu lat wciąż panuje przekonanie, że w innych krajach pieniądze to chyba na ulicy leżą. A przecież ktoś ciężko pracuje, by je zarobić.
Najdziwniejsze jest to, że ludzie uważają, że mają prawo żądać kopert i prezentów na komunię od wszystkich, których zapraszają. Organizują wystawne przyjęcia i są oburzeni, jeśli te nie zwracają się w kopertach. A przecież każdy zaproszony powinien dać tyle, ile może, a nie tyle, ile oczekują od niego roszczeniowi rodzice.