Rodzice chrzestni mają tylko "dawać kasę"? Kościół przewidział inną rolę

Jaką rolę pełnią dziś rodzice chrzestni? Okazuje się, że nie zawsze taką, jaka powinna być.

Więcej ciekawych treści znajdziesz na Gazeta.pl

Wybór chrzestnych dla wielu rodziców jest ważną decyzją. Kościół wymaga, by trzymającą dziecko do chrztu była osoba wierząca, która "nie żyje w grzechu", czyli związku nieformalnym. Chodzi m.in. o to, że w trakcie sakramentu rodzice chrzestni muszą na głos wyznać wiarę, wyrzec się zła i poprosić o ochrzczenie dziecka. Z założenia są to osoby bliskie, które będą pomagały w wychowywaniu chrześniaka, wpajaniu mu odpowiednich wartości i zajmą się nim, gdyby rodzicom stała się jakaś krzywda.

Zobacz wideo

Nie ma co się jednak oszukiwać - teoria swoje, a życie swoje. Wiele dorosłych już osób przyznaje, że rodzice chrzestni nie odgrywali i nie odgrywają żadnej istotnej roli w ich życiu. Mało tego, niektórzy po latach nawet nie poznają swojego chrześniaka, czy chrześniaczki:

Swojego ojca chrzestnego znam tylko ze zdjęć. Po latach przyjaźń rodziców się rozluźniła, więc nie czuł potrzeby, aby odgrywać w moim życiu jakąkolwiek funkcję. Pewnego razu nie poznał mnie w tramwaju, powiedziałam mu cześć, widziałam po jego oczach, że nie ma pojęcia, kim jestem. Nie mam mu tego za złe, sama jestem niewierząca, nie przywiązuje do tego wagi

- mówi nasza czytelniczka. Niektórym na jej miejscu mogłoby się jednak zrobić przykro. Są osoby, które bardzo poważnie podchodzą do wykonywania swojego zadania jako chrzestnego. I postępują w taki sposób, jaki z założenia powinni postępować rodzice chrzestni:

Mam tylko jednego chrześniaka, to syn mojej siostry. I trzeba przyznać, że traktuję go inaczej niż pozostałe dzieci w rodzinie. Spędzam z nim więcej czasu, zabieram go na lody. Chcę być obecny w jego życiu i czuję się wyróżniony, że ktoś mnie wybrał na jego ojca chrzestnego. Wychodzę z założenia, że przez to jestem trochę takim dodatkowym rodzicem i staram się wykonywać swoją rolę jak najlepiej. Czy rozpieszczam chrześniaka? Na pewno trochę tak, ale przede wszystkim chcę, by wiedział, że zawsze może na mnie liczyć

- zdradza nasz czytelnik, który jednocześnie przyznaje, że cieszy się, że ma tylko jednego chrześniaka, ponieważ z jego podejściem, trudno byłoby pomóc w wychowywaniu np. trójki dzieciaków. Ma jednak także świadomość, ze jego zaangażowanie jest o tyle prostsze, że nie ma jeszcze rodziny. Sam jednak bardzo chciałby, żeby jego dzieci w przyszłości miały tak oddanych rodziców chrzestnych jak on. 

Trzeba jednak przyznać, że takie postawy należą dzisiaj do rzadkości. Sama doczekałam się jednej chrześniaczki, dla której jestem też najbliższą i najukochańszą ciocią, (co sama często przyznaje). Ale nasze relacje nie mają nic wspólnego z tym, że jestem jej matką chrzestną, Czy miałabym takie samo podejście do niej, gdybym nie trzymała jej do chrztu? Oczywiście, że tak. To w sumie nie ma zbytniego znaczenia, jest córką mojego brata, więc często się widujemy i nasze dzieciaki są z nami zżyte. A to, czy ja bym ją chrzciła, czy ktoś inny, moim zdaniem jest sprawą drugoplanową.

chrzestchrzest Shutterstock, autor: sweet marshmallow

Niektórzy chrzestni nawet nie widują chrześniaków, jedynie "wysyłają pieniądze"

Wielu moich znajomych, którzy zostali chrzestnymi dalekich członków rodziny, przyznaje, że widzi te dzieciaki w najlepszym wypadku dwa razy do roku - na święta i urodziny. A niektórzy nawet i wtedy nie. Co ciekawe, jednak wszyscy zgodnie mówią, że przekazują im pieniądze, albo prezenty. Na pytanie dlaczego to robią - odpowiadają, że "tak wypada". A przecież z założenia chrzestni nie są wybierani dla kasy. Tylko niestety mam też jeszcze jedno, dość interesujące spostrzeżenie. Im osoba ma lepszy status majątkowy, tym więcej chrześniaków. Przypadek? Możliwe....

Coraz częściej słyszy się też o tym, że ktoś jednak nie chce być ojcem czy matka chrzestną. I to wcale nie ze względów religijnych. Powodem często jest to, że współcześnie takie osoby, często traktuje się jako kogoś, czyim głównym zadaniem jest rozpieszczanie chrześniaka wypasionymi prezentami, szczególnie na komunię. Niestety często ten sakrament niewiele ma wspólnego z religią. Niektórzy rodzice robią swoim pociechom mini wesela, podczas których często oczekują iście weselnych kopert z pieniędzmi.

Nie chcę być chrzestną, ponieważ relacje z moją siostrą nie są najlepsze. Moja siostra jest chrzestną mojego dziecka (w bardzo dużym stopniu był to pomysł również mojej mamy), i już teraz jestem rozliczana z prezentów, pocztówek na urodziny itp. Często słyszę od mamy: Ona dziecku kupiła to czy tamto, a ty co? Ona twemu dziecku wysłała pocztówkę na urodziny, a ty co? Tak ma to wyglądać? Mam być rozliczana z każdej rzeczy, mam kupować równowartościowe prezenty? Teraz tak jest, a co będzie potem? Jeszcze gorzej?

- pożaliła się na forum.gazeta.pl jedna z kobiet, która zastanawia się, w jaki sposób ma odmówić bycia matką chrzestną, by nikt się na nią nie obraził. Jej wpis wywołał spore poruszenie, wiele osób przyznało, że też nie chcą być rodzicami chrzestnymi, co jest krytykowane przez wszystkich wokół. Niektórzy twierdzą, że są nawet straszeni, że rodzina zerwie z nimi kontakty. Chyba jednak najsmutniejsze jest to, że jednym z głównych powodów ich decyzji jest to, że "nie chcą być bankomatami". 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.