Więcej artykułów związanych z życiem rodzinnym na stronie Gazeta.pl
12 lutego w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie przyszły na świat pięcioraczki. Ich rodzice - Dominika i Vincent Clarke mieszkają w Horyńcu (województwo podkarpackie) z siedmiorgiem starszych dzieci. Maluszki urodziły się w 28. tygodniu bardzo ciężkiej i ryzykownej ciąży. Charles Patrick, Henry James, Elizabeth May, Evangeline Rose oraz Arianna Daisy ważyły od 710 g do 1,4 kg. Niestety dziecko, które było w najgorszym stanie - Henry James - zmarło kilka dni po narodzinach.
Zaraz po urodzeniu maluszki trafiły do inkubatorów, a ich rodzice dzielili czas między nie, a starsze pociechy. Co drugi dzień jedno z nich jeździło ponad 300 km z Horyńca do krakowskiego szpitala, z bezcennym pokarmem odciągniętym przez mamę. Poza tym pani Dominika musiała się poddać operacji kolana, które odmówiło posłuszeństwa w czasie ciąży. Przez jakiś czas poruszała się na wózku inwalidzkim, co nie ułatwiało sprawy. Na szczęście jej rekonwalescencja przebiega pomyślnie i może już stawać na zoperowanej nodze.
W wyniku troskliwej opieki rodziców i personelu szpitala jedno z dzieci - Elizabeth - jest już w domu z resztą rodziny.
Dwie pozostałe dziewczynki mają planowany wypis na czwartek, ale to się może jeszcze zmienić. Lekarze wciąż je obserwują, bo mają spadki saturacji po jedzeniu. Nie chcą dać wypisu, żeby za chwilę znów nie musieć przyjmować, jeśli coś się stanie
- powiedziała redakcji eDziecka pani Dominika. Mały Charlie będzie musiał jeszcze poczekać. Chłopiec przeszedł zabieg zamknięcia przegrody Botalla (krew nadmiernie spływała mu do płuc i utrudniała oddychanie). Jego stan jest już stabilny, ale wciąż musi pozostać pod opieką lekarzy. Pani Dominika jest jednak już spokojniejsza, bo synek do tej pory był leczony z powodu zapalenia płuc, ale jego stan w końcu się poprawia.
Na pewno nie przed weekendem majowym
- ostrożnie określa datę wypisu chłopca.
Dumni rodzice pięcioraczków Fot. screen FB / Dziennik Związkowy
Państwo Clarke do tej pory sporadycznie, jedynie w wyjątkowych sytuacjach korzystali z pomocy niani, nie mogą także liczyć na tę ze strony dziadków. Pani Dominika twierdzi, że bez problemu poradzą sobie z kolejną czwórką dzieci. Tym bardziej że maluszki wychodzą ze szpitala sukcesywnie.
Kiedy mała Ella pojawiła się w domu, starsze dzieci były bardzo podekscytowane. Wciąż ogromnie się cieszą. Muszę ich odpędzać od niej, bo każdy chce ją dotknąć, a ona w końcu jest jeszcze mała i delikatna. Traktują ją jak swoją małą laleczkę
- żartuje.